Przeciwko monopolizacji rynku ciężkie działa wytaczają przedstawiciele Związku Samorządów Polskich. Mówią dość szerzącej się patologii, która wymusza na nich – jak przekonują – niczym nieuzasadnione podwyżki za odbieranie śmieci.
Samorządowcy złożyli zawiadomienie do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) o podejrzeniu stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów.
– Zdarzają się przypadki, w których po otwarciu ofert przetargowych na wybór firmy świadczącej usługi komunalne i po wyborze najkorzystniejszej oferty, najtańsza firma nagle z umowy rezygnuje, co zmusza gminę do szukania innych, droższych rozwiązań – przekonuje Robert Perkowski, prezes Związku Samorządów Polskich.
Podkreśla, że być może jest to powodem błędnie wykonanej wstępnej kalkulacji cenowej. Nie wyklucza jednak, że takie działanie może być świadomą praktyką, wykorzystywaną przez firmy biorące udział w zmowie cenowej.
Samorządowcy zwracają też uwagę, że problemem są nie tylko praktyki wielu firm odbierających odpady. Patologiom sprzyjają również liczne ograniczenia formalne, które dotyczą regionalnych instalacji przetwarzania odpadów komunalnych (tzw. RIPOK-ów), co – jak przekonują – w sposób oczywisty ogranicza funkcjonowanie mechanizmów wolnorynkowych.
W piśmie przesłanym do UOKiK podkreślają, że prowadzi to do podejrzeń, iż przedsiębiorcy prowadzący RIPOK-i, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję na rynku zawierają porozumienia cenowe, powodując tym samym naruszenie zbiorowego interesu konsumentów – właścicieli nieruchomości, którzy wnosząc opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi pokrywają koszty funkcjonowania systemu, w tym koszt zagospodarowania odpadów.
A to dlatego, że RIPOK-i są wskazane w ustawie jako jedyne instalacje, do których może trafić strumień odpadów komunalnych zmieszanych. I chociaż w założeniu takie rozwiązanie miało m.in. ograniczyć potencjalne szkody dla środowiska i obniżyć koszty stałe przez zastosowanie efektu skali, to zrodziło wiele problemów – przekonują samorządowcy.
Przykładem są zawyżone ceny, które przychodzi teraz płacić mieszkańcom. – Zauważamy, że w różnych gminach kolejne rozstrzygnięte w ostatnim czasie przetargi są często od 30 do 50 proc. droższe od ostatnich – zwraca uwagę Robert Perkowski.
Przykładem drastycznego wzrostu cen, na który skądinąd powołują się przedstawiciele ZSP, jest głośna w ostatnich dniach sprawa Gliwic. Na grudniowej sesji rady miasta zadecydowano bowiem, że mieszkańcy segregujący odpady zapłacą za ich wywóz średnio 20 proc. więcej niż w poprzednim roku. Z kolei w przypadku osób niestosujących segregacji śmieci podwyżka sięgnie nawet 163 proc.
Jak tłumaczyli to radni? Przekonywali, że podwyżka jest niezbędna, by wyrównać wyższe niż w poprzednim roku koszty zbiórki. Nowe stawki zostały tak skalkulowane, by pokrywały koszty gospodarki odpadowej w całości – twierdzili.
Wskazywali też, że zbyt wielu mieszkańców uchyla się od obowiązku i odpadów nie segreguje. A takie lenistwo musi odbić się na cenach, co być może zachęci część mieszkańców do oddzielania odpadów.