Coraz więcej obcokrajowców pracuje w Polsce na czarno. Rząd chce ograniczyć tę patologię, dlatego szykuje nowe przepisy. Jednak zdaniem przedsiębiorców zwiększą one tylko nielegalny rynek.
Lawinowo rośnie liczba nielegalnie zatrudnianych cudzoziemców. W ubiegłym roku Państwowa Inspekcja Pracy odnotowała aż 1122 przypadki zatrudnienia ich na czarno. W porównaniu z 2014 r. nastąpił wzrost o 30 proc. (wówczas inspektorzy udowodnili 872 takie przypadki), natomiast jeśli pod uwagę weźmiemy 2013 r., to okazuje się, że nielegalne zatrudnianie cudzoziemców wzrosło w ciągu ostatnich dwóch lat dwukrotnie (518 osób). Zjawisko to najczęściej dotyczyło obcokrajowców pochodzących z Ukrainy, Serbii, Rosji czy Białorusi.
– Ten wzrost wynika przede wszystkim z większego napływu cudzoziemców zainteresowanych podjęciem pracy w Polsce – ocenia Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. Liczba wystawionych przez pracodawców oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi wzrosła z niespełna 400 tys. w 2014 r. do prawie 800 tys. w 2015 r. – W tym roku obcokrajowców jest jeszcze więcej. Tylko w ciągu dwóch pierwszych kwartałów pracodawcy złożyli 600 tys. oświadczeń – dodaje Kozłowski.
ikona lupy />
Praca obcokrajowców na czarno / Dziennik Gazeta Prawna
Liczą się zyski
Firmy coraz częściej szukają pracowników zza wschodniej granicy, bo mają problemy z ich znalezieniem w Polsce. – Jeszcze w 2013 r. sytuacja na rynku pracy była nie najlepsza. Bezrobocie sięgało 14 proc. W tym roku spadło do rekordowo niskiego poziomu 8,6 proc. W wielu branżach po prostu brakuje rąk do pracy. Zmieniła się też sytuacja geopolityczna. Cudzoziemcy również coraz częściej chcą pracować w Polsce – wskazuje Kozłowski.
Zdaniem PIP firmy, decydując się na nielegalne zatrudnianie pracowników, chcą nie tylko zoptymalizować zyski, ale także uniknąć wszelkich formalności legalizujących zatrudnienie, gdyż obowiązujące w tym zakresie procedury są czasochłonne i zawiłe. Wskazują również na przewlekłość postępowań administracyjnych. Celowe niezawieranie umów pozwala też uniknąć obowiązków i kosztów, jakie rodzi zawarcie stosunku pracy (minimalne wynagrodzenie za pracę, normy czasu pracy, urlopy itp.), zwłaszcza że cudzoziemcy nie zawsze są zainteresowani podjęciem legalnego zatrudnienia, w związku z nastawieniem na osiąganie doraźnych dochodów w krótkich okresach.
Inspektorzy pracy wykrywają też coraz więcej nieprawidłowości w stosowaniu procedury oświadczeniowej. To skrócona ścieżka dla firm, które chcą zatrudnić na kilka miesięcy w roku obywateli z jednego z sześciu państw (Ukrainy, Rosji, Białorusi, Armenii, Mołdawii, Gruzji). Jak podkreśla PIP, system oświadczeniowy coraz częściej jest nadużywany przez podmioty rejestrowane pod pozorem prowadzenia działalności rzekomo outsourcingowej. Firmy takie, nierzadko prowadzone przez obywateli ukraińskich, rejestrują w powiatowych urzędach pracy znaczną liczbę oświadczeń z danymi osobowymi cudzoziemców zainteresowanych pracą w Polsce, przy czym same nie mają możliwości ich zatrudnienia. Tego typu podmioty zarabiają na opłatach nielegalnie pobieranych od cudzoziemców. Z ustaleń PIP wynika, że aż 30 proc. cudzoziemców nie podjęło pracy w firmie, która złożyła oświadczenie.
Rządowy spór
By zapobiec takim nadużyciom, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt nowelizacji ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Resort zaproponował odejście od procedury oświadczeniowej. W zamian za to już od 1 stycznia 2017 r. zamierza wprowadzić dwa nowe rodzaje zezwoleń na pracę: sezonową (do ośmiu miesięcy w roku) i krótkoterminową (do sześciu miesięcy).
Zmiany nie podobają się jednak wicepremierom Mateuszowi Morawieckiemu i Jarosławowi Gowinowi. Ich zdaniem Polska nie powinna wprowadzać obowiązku uzyskiwania przez cudzoziemców zezwolenia także w przypadku prac krótkoterminowych do sześciu miesięcy. – Niewykluczone, że premierów w sporze z resortem rodziny poprze także Anna Streżyńska (minister cyfryzacji – red.) – zdradza nam jeden z członków rządu.
Rozstrzygnięcie ma nastąpić na jednym z najbliższych posiedzeń rządu. Przy czym warto podkreślić, że o ile w przypadku zatrudniania pracowników sezonowych wprowadzenia obostrzeń nie da się uniknąć (wymaga od nas ich unijna dyrektywa), o tyle w przypadku innych prac krótkoterminowych nie są one konieczne. „Już samo wprowadzenie w projekcie rozróżnienia na pracę sezonową i krótkoterminową przemawia za tym, że nawet w ocenie projektodawców prace niesezonowe nie mają bezpośredniego związku z regulacjami powyższej dyrektywy” – brzmi jeden z argumentów resortu Mateusza Morawieckiego.
Za zastrzeżeniami do projektu Mateusza Morawieckiego i Jarosława Gowina stoją poważne argumenty dotyczące rynku pracy, zwłaszcza w kontekście zapowiadanego obniżenia wieku emerytalnego. Podnoszą oni, że już obecnie bezrobocie jest rekordowo niskie – wynosi 8,6 proc., a to liczone według BAEL (aktywności ekonomicznej ludności – red.) nawet 6,2 proc. i będzie nadal spadało. Pod koniec dekady to rejestrowane może wynosić ok. 5 proc. To powoduje, że już obecnie są rejony, w których pojawia się kłopot z naborem pracowników. Wbrew stereotypom dotyczy to nie tylko zajęć niewymagających kwalifikacji. Zdaniem wicepremierów imigracja bliskich nam kulturowo i łatwo się asymilujących Ukraińców to szansa na zapełnienie luk na polskim rynku pracy.
Podobne stanowisko zajmują pracodawcy, którzy też nie popierają przepisów proponowanych przez MRPiPS. – Ten projekt ma ograniczyć skalę nadużyć. Tymczasem może wywołać odwrotny efekt – obawia się Łukasz Kozłowski. – Skomplikowane procedury i dodatkowe ograniczenia w zatrudnianiu pracowników ze Wschodu spowodują, że niektórzy pracodawcy wybiorą drogę na skróty i będą zatrudniać na czarno. Co oznacza, że poziom nielegalnego zatrudnienia jeszcze wzrośnie – ostrzega.