- Projekt pomocy dla kredytobiorców, autorstwa prof. Witolda Modzelewskiego, jest wyłącznie pomocą iluzoryczną. Jest tak napisany jakby chodziło o to, by skorzystało z niego jak najmniej osób - mówi Barbara Garlacz, radca prawny z kancelarii Hervest Legal House w rozmowie z Małgorzatą Kryszkiewicz



ikona lupy />
mecenas Barbara Garlacz / Inne

Podczas spotkań w Kancelarii Prezydenta ścierają się dwa pomysły na pomoc frankowiczom. Jeden projekt został przygotowany przez Stowarzyszenie „Stop bankowemu bezprawiu”, a drugi przez prof. Witolda Modzelewskiego. Który z nich Pani zdaniem jest korzystniejszy dla kredytobiorców?

Zdecydowanie ten, który przygotowało stowarzyszenie. Projekt pomocy dla kredytobiorców autorstwa prof. Modzelewskiego jest wyłącznie pomocą iluzoryczną. Jest tak napisany jakby jego celem było to, aby skorzystało z niego jak najmniej osób. Projekt -choć być może stawiał sobie za cel ugodowe rozwiązania oparte na woli stron - jest dość tendencyjny jednokierunkowo z przewagą zapisów korzystnych dla banków.

Dlaczego Pani tak uważa?
Ponieważ projekt ten wprowadza skomplikowane, długotrwałe procedury i niejednoznaczne sformułowania, a takie rozwiązania będą kwestionowane przez banki. Przede wszystkim nie obejmuje on wprost kredytów waloryzowanych, co będzie podnoszone przez banki. Projekt odwołuje się do definicji kredytu z prawa bankowego „oraz” ustawy o kredycie konsumenckim, konsumenckiego, a ponieważ używa spójnika „oraz” zatem należałoby rozumieć, że kredyty nie mieszczące w definicji z ustawy o kredycie konsumenckim, tj. powyżej kwoty 255 tys. zł będą z niej wyłączone, a na pewno powstanie wątpliwość w tym zakresie. Projekt stanowi o kredycie udzielonym w PLN a nie wypłaconym w PLN, a to znowu będzie rodziło kolejne pytania, zwłaszcza, że banki uważają, że kredyty indeksowane to kredyty udzielone w walucie obcej. Ustawa przewiduje tylko 6 miesięcy na podjęcie procedury przez konsumenta przed Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów licząc od dnia wejścia w życie. Ponadto z projektu wykluczone są osoby, w przypadku których nadpłata wynosi 5 proc., tak jakby ich szkoda nie zasługiwała na naprawienie.

Wspomniała Pani o skomplikowanych procedurach. Na czym miałaby to polegać?
Zgodnie z pomysłem przedstawionym przez prof. Modzelewskiego to sam kredytobiorca, składając wniosek o restrukturyzację, musiałby przedstawić odpowiednie wyliczenie kredytu bez indeksacji, a ponadto musiałaby przedstawić umowę o kredyt oraz wskazać konkretne klauzule abuzywne. Pomijając fakt, że zdarzają się przypadki gdzie kredytobiorcy nie dysponują kopiami lub oryginałami umów, których autentyczność miałaby być badana przez UOKiK, to wypełnienie takiej notyfikacji nie będzie możliwe bez udziału prawnika i finansisty, bo wielokrotnie klienci nie są w stanie wskazać klauzul abuzywnych, o dokonaniu wyliczeń nie wspominając. Szczególnie w przypadku umów kredytów denominowanych wskazanie klauzul abuzywnych będzie trudne, bo umowy te inkorporują immanentnie mechanizm denominacji.

Pani zdaniem obowiązki te powinny zostać nałożone na banki?
Tak, ponieważ to bank jest profesjonalistą, zatrudnia odpowiednich fachowców. Kredytobiorca, jako podmiot nieprofesjonalny, może mieć trudność prawidłowo przygotować notyfikację. I banki liczą właśnie na to, że duża część kredytobiorców zniechęci się i nie będzie składać wniosków o restrukturyzację.

Zgodnie z tymi propozycjami bank i kredytobiorca mieliby prowadzić mediacje, wskutek których zawierana byłaby ugoda dotycząca zasad restrukturyzacji kredytu.
To rozwiązanie niewiele zmieni, bo i obecnie możliwa jest mediacja. Banki jednak niechętnie ją podejmują. W toku postępowania mediacyjnego wg projektu strony mogą przedstawiać stanowiska prawne, a to znowu będzie rodziło konieczność angażowania prawników przez kredytobiorców i stawiało ich w nierównej walce z bankami. W toku postępowania ponadto sąd polubowny miałby badać legalność postanowień umowy, co znowu otworzy drogę do polemiki ze strony banków. Ten projekt przeniesie po prosu spory sądowe do UOKiK, który miałby się zając postępowaniami mediacyjnymi i ugodowymi.

Wróćmy na chwilę do projektu przygotowanego przez stowarzyszenie. Ponoć są wątpliwości, czy powinien on obejmować również osoby prowadzące działalność gospodarczą.

W moim przekonaniu, z uwagi na stosowaną przez Trybunał Sprawiedliwości szeroką definicję konsumenta, jak np. w ostatnim orzeczeniu z 3 września 2015 roku (sygn. akt C-110/14) wykluczenie pewnej grupy konsumentów z dobrodziejstwa ustawy, po pierwsze byłoby sprzeczne z prawem wspólnotowym, a po drugie z konstytucyjną zasada równości wobec prawa. Od początku podkreślałam, że w przypadku umów tych kredytów należy stosować kryterium przedmiotowe a nie podmiotowe, bo to kryterium przedmiotowe, tj. fakt nabycia produktu toksycznego jest wspólnym mianownikiem dla wszystkich poszkodowanych przez banki i ten wspólny mianownik wyznacza zakres stosunków prawnych, do których ustawa powinna mieć zastosowanie.

Są również pewne wątpliwości co do tego, czy ustawa powinna zajmować się także kredytami spłaconymi oraz tymi, wobec których toczy się postępowanie egzekucyjne.
Tutaj znowu konstytucyjna zasada równości wobec prawa nie pozwala na pominięcie tej grupy. Skoro państwo postanawia interweniować bo dostrzega niezgodność z prawem tych umów i w tym zakresie jest tego pełna świadomość, to nie można pominąć w rozwiązaniu ustawowym osób, które przez tę niezgodność z prawem poniosły stratę.