Konsument grający w legalnym serwisie zakładów wzajemnych już dziś płaci dwa razy: najpierw 12-procentowy podatek od stawki zakładu, a potem – w przypadku wygranej – 10-procentowy podatek od jej wartości powyżej kwoty 2280 zł. Po zmianie drugi z nich wzrośnie do 15 proc. W praktyce oznacza to, że realna wygrana zostanie jeszcze mocniej uszczuplona. Warto zwrócić uwagę, że poziom opodatkowania gier hazardowych jest w Polsce już dzisiaj najwyższy w Europie.
Efekt? Legalna gra traci sens ekonomiczny. Wszak przegranych od podatku nikt nie odliczy. Uczciwy obywatel dostaje jasny sygnał: „graj u nas i wygraj mniej”. Tymczasem nielegalni operatorzy w internecie podatków w Polsce nie płacą, więc ich oferta będzie jeszcze atrakcyjniejsza.
Szara strefa kusi, państwo nie daje rady
Ministerstwo Finansów prowadzi stronę hazard.mf.gov.pl i blokuje domeny z nielegalnymi grami. Problem w tym, że serwisy odradzają się w kolejnych domenach jak grzyby po deszczu, a konsument ma do nich dostęp jednym kliknięciem.
Warto też pamiętać, że nielegalne w Polsce gry hazardowe mogą być jednocześnie w pełni legalne w wielu krajach Unii Europejskiej. To efekt braku wspólnych przepisów na poziomie UE. Każde państwo reguluje hazard po swojemu – na Malcie, w Estonii czy na Cyprze kasyna online działają legalnie, w Polsce ta sama działalność może być ścigana. Konsument nie zastanawia się nad niuansami ustawy hazardowej ani nad tym, w którym kraju i czy w ogóle operator ma licencję. On widzi jedno: polskojęzyczna witryna, ta sama ruletka czy te same zakłady w sieci są w jednym miejscu rozrywką, a w drugim – przestępstwem. Dla gracza absurd, który osłabia zaufanie do państwa i jego prawa.
Jak wygląda hazard w sieci
Nielegalny hazard w Internecie nie jest zjawiskiem abstrakcyjnym – to codzienność. Część konsumentów gra w klasycznych kasynach online, gdzie wszystkim steruje oprogramowanie. Inni wybierają kasyna „na żywo” – w transmisji online widzą prawdziwy stół do ruletki czy kart i mają poczucie, że siedzą w kasynie, choć fizycznie są w domu. Popularne są także zagraniczne strony bukmacherskie, które pozwalają obstawiać wyniki sportowe bez polskich zezwoleń. Wreszcie pojawiły się gry zręcznościowe z elementami hazardu, ukryte w aplikacjach czy na platformach społecznościowych.
Dostęp do tego wszystkiego jest banalnie prosty – link w mediach społecznościowych, reklama w wyszukiwarce, wiadomość od znajomego. Kilka kliknięć i konsument znajduje się w świecie, w którym polskie prawo już go nie chroni.
Ryzyka dla konsumenta
Co to oznacza dla gracza? Przede wszystkim brak ochrony i gwarancji. Jeśli kasyno online nie wypłaci wygranej, nie ma instytucji, do której można się zwrócić. Wystarczy, że firma zamknie stronę albo przeniesie serwer do innego kraju i ślad po pieniądzach znika. Drugi problem to bezpieczeństwo danych. Rejestracja w nielegalnym serwisie często wymaga przesłania skanu dowodu osobistego czy numeru karty płatniczej. Dla konsumenta to prosta droga do kradzieży tożsamości albo wykorzystania jego danych do przestępstw. Trzecim zagrożeniem jest brak mechanizmów odpowiedzialnej gry. Legalni operatorzy w Polsce muszą oferować limity czy możliwość samowykluczenia graczy. Nielegalni – nie mają takich obowiązków. Konsument zostaje sam na sam z pokusą i ryzykiem uzależnienia.
Wreszcie – konsekwencją jest brak jakiejkolwiek ochrony konsumenckiej. UOKiK czy sądy nie pomogą w odzyskaniu pieniędzy ani w sporze z firmą, która działa poza polską jurysdykcją.
Kara za samą grę
Podwyżka podatku od wygranych to jedno. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy gracz – zniechęcony do legalnych serwisów – ucieknie do szarej strefy. Wtedy nie tylko ryzykuje stratę pieniędzy, ale także naraża się na odpowiedzialność prawną.
Polskie przepisy stawiają sprawę jasno: wszystkie zakłady wzajemne czy loterie online wymagają zezwolenia, a udział w grze organizowanej bez niego jest zakazany i grozi karą pieniężną. Kodeks karny skarbowy przewiduje dodatkowo, że uczestnictwo w zagranicznej grze hazardowej albo w grze prowadzonej wbrew polskim przepisom może zakończyć się grzywną sięgającą nawet 120 stawek dziennych.
I tu pojawia się największy paradoks. Dopóki domena nie zostanie zablokowana w państwowym rejestrze, jedyną osobą, która faktycznie odpowiada, jest konsument. Organizatorzy – wielkie międzynarodowe firmy zarabiające krocie na polskich graczach – pozostają poza zasięgiem sankcji. To obywatel jest więc karany za to, że dał się złapać w system, w którym państwo pozwala grać, ale nie daje realnej szansy na bezpieczne wygranie. Czytelnik może więc sam ocenić, czy taka polityka jest właściwa – czy naprawdę sensowne jest karanie i obciążanie konsumenta oraz legalnie działających w Polsce firm, zamiast skutecznej walki z wielkimi i bogatymi firmami, które działając z zagranicy czerpią największe zyski z szarej strefy.
Kto tu naprawdę wygrywa?
Podwyżka podatku od wygranych nie zwiększy dochodów budżetu – bo gracze odpłyną do szarej strefy. Nie poprawi bezpieczeństwa – bo konsument zostanie narażony na utratę pieniędzy, kradzież tożsamości i brak ochrony prawnej. A w dodatku – przez pomieszanie przepisów i absurdalne różnice między Polską a innymi krajami UE – będzie ryzykował odpowiedzialnością karnoskarbową. Skazanie za przestępstwo karnoskarbowe jest wpisywane do Krajowego Rejestru Karnego, co może zamknąć drogę do pracy czy pełnienia funkcji wymagających zaświadczenia o niekaralności.
Hazard zawsze wiąże się z ryzykiem. Problem w tym, że dziś to samo państwo zaczyna zachowywać się jak uzależniony gracz. Ministerstwo Finansów, chcąc podnieść podatek od wygranych z 10 do 15 procent, doskonale wie, że istnieje ryzyko odpływu graczy do szarej strefy. A jednak gra va banque – całą stawką, bez stosowania zasad odpowiedzialnej gry, których tak skrupulatnie wymaga od konsumentów. I właśnie dlatego to nie budżet, a obywatele mogą ponieść największe koszty tej nieprzemyślanej rozgrywki.