Surowiec wydobywany jest na kontrolowanych przez separatystów terytoriach Ukrainy. Potem, w Rosji, dostaje fałszywą dokumentację, a następnie wywozi się go do UE. Zyski ze sprzedaży trafiają m.in. do kieszeni Ihora Płotnyckiego, szefa samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej.
Antracyt, czyli najbardziej energetyczny rodzaj węgla, sprowadza nad Wisłę spółka Doncoaltrade zarejestrowana przy ul. Barbary w Katowicach. Jej prezesem i większościowym akcjonariuszem jest Ołeksandr Melnyczuk. Przez pewien czas był on wiceministrem paliw, energetyki i przemysłu węglowego w ŁRL (Płotnycki sam określał go tym mianem jeszcze w 2015 r.). Nie wiadomo jednak, czy nadal pełni tę funkcję. Ługańsk odmówił nam odpowiedzi na to pytanie.
Oprócz Melnyczuka w KRS jako udziałowiec Doncoaltrade figuruje Roman Ziukow, syn Jurija, byłego dwukrotnego wiceministra energetyki i przemysłu węglowego Ukrainy. – Do wybuchu wojny Roman Ziukow był wspólnikiem Ołeksandra Melnyczuka w Doncoaltrade – przyznaje w rozmowie z DGP Kyryło Meszkowski, asystent Jurija Ziukowa. Zaraz jednak dodaje, że obecnie syn wiceministra nie ma już nic wspólnego z tym biznesem. Jego udziały na początku 2014 r. przejąć miał Melnyczuk. – To terrorysta, który kocha pieniądze ponad wszystko – opisuje go Meszkowski.
W jaki sposób węgiel trafia spod zrewoltowanego Ługańska do Polski? Melnyczuk wysyła do Rosji (tam także ma firmy) surowiec pochodzący z kontrolowanych przez siebie kopalń oraz skupowany od ludzi zajmujących się w ŁRL kopankami (biedaszybami i nielegalnymi zakładami wydobywczymi). Według ukraińskich mediów mafijni właściciele kopanek sprzedają antracyt po 22 dol. za tonę, podczas gdy jego oficjalna cena na polskiej granicy to 140 dol.
Odtworzony schemat potwierdził nam Pawło Łysianski, były wicedyrektor dwóch kopalń w obwodzie ługańskim, a obecnie kierownik Wschodniej Grupy Obrony Praw Człowieka.
Rosjanie traktują towar jako import z Ukrainy, bo firma, która go wywozi, jest formalnie zarejestrowana w Kijowie. Ukraina uznaje to za przemyt, ponieważ nie ma kontroli nad granicą ani eksportem z ŁRL.
Nie wiadomo, jaka część paliwa trafiała bądź nadal trafia do Polski. Oszacowanie procederu utrudnia choćby to, że całego schematu nie można uznać za przemyt. Zakaz importu obejmuje tylko Krym, a nie inne okupowane przez Rosjan tereny Ukrainy. Łysianski wyliczył jednak, że z każdej tony, jaką Melnyczuk sprzedawał na Ukrainę właściwą, do kieszeni przywódcy ŁRL, czyli Ihora Płotnyckiego, trafiało 500 hrywien (70 zł). Watażka zarabia także na surowcu eksportowanym poza Ukrainę.

Biuro świeci pustkami, telefonu nikt nie odbiera. Ale czynsz ktoś płaci. Wysokoenergetyczny węgiel z samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej sprowadzał do Polski Doncoaltrade, według Krajowego Rejestru Sądowego zarejestrowany w biurowcu Budusa przy ul. Barbary w Katowicach. Większościowym udziałowcem spółki jest Ołeksandr Melnyczuk, były wiceminister energetyki ŁRL. Dziś to w dużej mierze firma widmo. Sprawdziliśmy to na Śląsku.

Ukraińcy? Jacy Ukraińcy?
Na tablicy przed budynkiem, gdzie są wymienieni najemcy, próżno szukać jej nazwy. – Doncoaltrade? Nie słyszałam. Ale jacyś Ukraińcy od węgla tu bywali, odbierali pocztę. Tyle że od roku ich nie widziałam – usłyszeliśmy od pracowniczki biurowca. Poczta trafiała do skrzynki, do której można się dostać tylnym wejściem. Ciemne schody do piwnicy prowadzą do drzwi – zamkniętych i dawno nieotwieranych, pokrytych pajęczyną. Na skrzynce przed drzwiami widnieje napis „Doncoaltrade”. Jest pełna listów, widać, że od jakiegoś czasu nikt jej nie opróżniał. Mimo to zostawiamy w niej prośbę o kontakt.
Więcej o tajemniczych najemcach wie zarządca biurowca. W Budusie potwierdzono nam, że Doncoal-trade jest tam zarejestrowany. – Umowa najmu jest na prokurenta spółki. Regularnie płacą czynsz, a w lokalu mają zdeponowane meble. Jednak od co najmniej roku fizycznie ich tu nie ma. Wcześniej normalnie prowadzili tu działalność – usłyszeliśmy. Dzisiaj z najemcami nie ma kontaktu. – Zastanawiali się kilkanaście miesięcy temu nad wypowiedzeniem umowy, ale tego nie zrobili – dodaje nasz rozmówca.
W KRS próżno szukać adresu strony WWW czy telefonu firmy. Są jednak jej sprawozdania finansowe. Na ich podstawie chcieliśmy oszacować, jakie ilości węgla z Ługańska, który w Rosji był wyposażany w papiery świadczące o jego rosyjskim pochodzeniu, trafiały do Polski. Zamówiliśmy akta spółki w katowickim sądzie. Na miejscu okazało się jednak, że trafiły właśnie do hali wpisów i nie są dostępne.
To dowodzi, że firma wciąż działa, przynajmniej na papierze. Może chodzić o złożenie sprawozdania finansowego za 2016 r., skoro to za 2015 r. trafiło do KRS we wrześniu zeszłego roku. Albo o wykreślenie spółki z rejestru, za czym mogłaby przemawiać nieobecność Ukraińców w obecnej siedzibie.
Sprawdziliśmy też stary adres firmy przy ul. Słowackiego w centrum Katowic. Doncoaltrade został tam zarejestrowany w 2012 r., ale po roku przeniósł się na Barbary. Obecny najemca odesłał nas do właściciela lokalu, kancelarii prawnej KBZ Żuradzka & Wspólnicy. W rozmowie telefonicznej usłyszeliśmy, że faktycznie wynajmowali spółce pomieszczenie. Na dodatkowe pytania nie odpowiedzieli.
Tajemnice Melnyczuka i Ziukowa
Nie wiadomo, jak dużo donbaskiego węgla trafiło do Polski. Cząstkowe dane, które przytacza portal Censor.net.ua, mówią o 11 tys. ton w III kw. 2016 r., jednak najpewniej nie wszystko sprowadziła firma z Katowic. O jej współwłaściciela Ołeksandra Melnyczuka zapytaliśmy na Śląsku ponad 20 osób od lat związanych z branżą. Nikt nie słyszał ani o nim, ani o spółce. Nasi rozmówcy współpracujący z Ukraińcami dopiero po rozmowach z nimi dwukrotnie wskazali Melnyczuka jako sprowadzającego surowiec z ŁRL. – To straszna historia. Kupowanie tego węgla to de facto wspieranie tzw. republik, które naruszyły integralność terytorialną Ukrainy – komentuje ukraińska posłanka Wiktorija Wojcicka.
Choć na Śląsku nikt o Melnyczuku nie słyszał, to za wschodnią granicą jego nazwisko jest dobrze znane. – Ołeksandr i jego brat Serhij, który mieszka w Kijowie, kontrolują wiele firm zajmujących się skupem i sprzedażą węgla. Przed wprowadzeniem w marcu przez ukraińskie władze zakazu handlu z terenami okupowanymi legalnie wwozili surowiec na Ukrainę właściwą. Teraz równie dobrze mogą to robić przez Rosję – mówi nam Denys Kazanski, redaktor naczelny serwisu „Czetwerta włada”, autor książki „Czorna łychomanka” (Czarna gorączka) o nielegalnym wydobyciu węgla w Zagłębiu Donieckim.
Na jednym z portali społecznościowych odnaleźliśmy byłego pracownika firmy Doncoaltrade. Zapytaliśmy go o Melnyczuka. „Niczego o tym człowieku nie wiem. Byłem tam na praktyce, przeważnie pracowałem z domu” – odpisał. Gdy zadaliśmy kolejne pytania, zablokował nas, choć obiecywaliśmy mu anonimowość.
Numer telefonu szefa Doncoaltrade, zarejestrowany w resorcie sprawiedliwości Ukrainy, gdy prowadził samodzielną działalność (został wykreślony z rejestru 19 września 2017 r.), nie działa. Mimo wielu prób nie udało nam się z nim skontaktować.
Partnerem Melnyczuka i mniejszościowym udziałowcem Doncoaltrade (40 proc.) jest według dokumentów polskiego KRS Roman Ziukow, w latach 2007–2014 asystent deputowanego z janukowyczowskiej wówczas Partii Regionów. To syn Jurija Ziukowa, byłego wiceministra energetyki Ukrainy. Ukraińscy eksperci, którym opowiedzieliśmy o strukturze własności firmy, byli nią zdziwieni. Ojciec Ziukowa jest na terenie ŁRL osobą niepożądaną, więc to, że dokumenty mówią o jego synu jako o wspólniku przedstawiciela ŁRL, budzi zaskoczenie.
Jurij Ziukow ma znakomite dojścia do elit. W ubiegłym roku został ojcem chrzestnym wnuczki ekspremier Julii Tymoszenko. Jednak rosyjska „Nowaja gazieta” pisała przed rokiem, że Ziukowa z Melnyczukiem do dziś łączą interesy. Ziukow jako wiceminister wzywał do zawierania umów na dostawy węgla z separatystami z Donbasu, a media oskarżały go o doradzanie resortowi energetyki ŁRL, czemu on sam kategorycznie zaprzecza. Także Roman Ziukow był wymieniany przez portal Censor.net.ua jako zaangażowany w interesy ojca.
Po komentarz zwróciliśmy się do Kyryła Meszkowskiego, asystenta ekswiceministra. – Roman i Jurij Ziukowowie mieszkają w Kijowie i prowadzą pokojowy tryb życia. W tym momencie żaden z nich nie jest związany z węglem. A już tym bardziej z Ołeksandrem Melnyczukiem – zapewnia Meszkowski. I dodaje, że Melnyczuk po wybuchu wojny zaczął pod przymusem przejmować firmy swoich wspólników i w ten sposób stał się w ŁRL monopolistą w handlu węglem i benzyną. Nasz rozmówca twierdzi, że Roman od trzech i pół roku nie ma nic wspólnego z Doncoaltrade.
Nie tylko Polska
Część ługańskiego surowca trafia na anektowany przez Rosję Krym. Inna płynie przez Morze Czarne do Turcji. W Rosyjskim Morskim Rejestrze Nawigacyjnym znaleźliśmy certyfikat uprawniający Doncoaltrade do wysyłki antracytu drogą morską. Termin ważności upływa w maju 2018 r. – Na Ukrainie ten rodzaj węgla wydobywa się wyłącznie na obszarach okupowanych, więc jeśli ktoś sprzedaje „ukraiński antracyt”, to znaczy, że przechodzi on przez ręce separatystów – mówi nam trader znad Dniepru chcący zachować anonimowość. Na eksporcie dorabiają się liderzy separatystów, w tym przywódca ŁRL Ihor Płotnycki. – Melnyczuk to finansowy mózg bandy Płotnyckiego – zapewnia nas Jurij Ziukow.
W 2013 r. Doncoaltrade jako pośrednik w handlu surowcem został zwolniony z akcyzy przez polski resort finansów. Z „Wykazu pośredniczących podmiotów węglowych” umieszczonego na stronie Służby Celnej wynika, że poza importem paliwa Doncoaltrade zajmuje się też jego sprzedażą w kraju oraz wysyłką do innych państw UE. Zapytaliśmy o to ministerstwo, ale odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Biuro prasowe tłumaczyło się brakiem informacji z katowickiej izby celnej. Jednak zwolnienie z akcyzy importera węgla wynika wprost z ustawy. Obecność Doncoaltrade na tej liście nie jest więc zaskoczeniem.
Poprosiliśmy resort dyplomacji o odpowiedź, czy sprowadzanie do Polski produkcji z samozwańczych republik Donbasu jest zgodne z prawem. „W zakresie odnoszącym się do sytuacji na Ukrainie ograniczenia dotyczące importu zostały przewidziane przepisami rozporządzenia Rady UE z 2014 r. Artykuł 2 rozporządzenia przewiduje zakaz przywozu do UE towarów pochodzących z Krymu lub Sewastopola” – czytamy.
MSZ zastrzega, że przepisy te „nie obejmują innego zakresu terytorialnego”, a zatem nie dotyczą Donbasu. Z kolei Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie udzieliła nam odpowiedzi, czy interesowała się działalnością Doncoaltrade, a jeśli tak, co w tej sprawie zrobiono.