Dorabiający emeryci nie będą już mogli przeliczać swoich świadczeń. Takie drastyczne ograniczenie uprawnień zakłada ostateczna wersja rządowego przeglądu emerytalnego.
Zasady wypłaty emerytur z ZUS / Dziennik Gazeta Prawna
Już wiadomo, co w przyszłości może czekać ubezpieczonych. Do sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny został skierowany rządowy dokument „Przegląd systemu emerytalnego”. To informacja Rady Ministrów dla Sejmu o skutkach podwyższenia wieku emerytalnego wraz z propozycjami zmian.
Rząd proponuje ograniczenie praw emerytów – dorabiający seniorzy nie będą mogli co kwartał przeliczać swoich świadczeń. Po kieszeni dostaną także przedsiębiorcy, bo składka na Fundusz Emerytur Pomostowych wzrośnie blisko pięciokrotnie.
Bez przeliczania
Rząd co prawda nie będzie zakazywał pracy emerytom, ale proponuje, by na emeryturę można było przejść tylko raz w życiu. Teraz dorabiający emeryt, od którego wynagrodzenia pracodawca odprowadza składki emerytalne, zyskuje dwukrotnie. Po pierwsze, otrzymuje wynagrodzenie za swoją pracę, po drugie, co kwartał może wystąpić o doliczenie wpłaconych składek. Tym samym może otrzymywać wyższą emeryturę.
Rządowy dokument nie wyjaśnia, czy pracodawcy zatrudniający emerytów, którzy raz w życiu będą przechodzili na emeryturę, będą od ich zarobków składki płacili emerytalno-rentowe. Zdaniem ekspertów są dwie możliwości. – Rząd może zwolnić pracodawców zatrudniających takie osoby z obowiązku opłacania składek. Wtedy będą to pracownicy tańsi, a co za tym idzie – konkurencyjni na rynku pracy. Na takim rozwiązaniu stracą więc osoby młode, których firmy nie będą chciały zatrudniać, bo będą musiały płacić składki emerytalne. W przyszłości więc ta grupa osób może nie mieć wypracowanych emerytur – ostrzega Andrzej Strębski, niezależny ekspert ubezpieczeniowy.
Co innego, jeśli pracodawca będzie musiał płacić składki za emeryta, chociaż to nie będzie miało wpływu na wysokość świadczenia z ZUS. – Organ rentowy zyska wówczas dodatkowe przychody. Ale taka składka będzie traktowana jak podatek. A to zaś spowoduje, że zarówno emerytom, jak i pracodawcom będzie się opłacać uciec do szarej strefy – dodaje Andrzej Strębski.
Jedno jest jednak pewne – ZUS nie zrezygnuje z obowiązku zwalniania się z pracy przez przyszłego emeryta. Bez tego nie będzie można wskazać daty uzyskania prawa do świadczenia.
Podatek na FEP
Mimo protestów pracodawców w Radzie Dialogu Społecznego rząd nie wycofał się z propozycji zwiększania wysokości obowiązkowej składki na Fundusz Emerytur Pomostowych. Posłowie mają rozważyć możliwość podniesienia z 1,5 do 7 proc. daniny płaconej od zarobków każdego zatrudnionego pracującego w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze. Dopiero przy takiej stawce będzie możliwe – zdaniem rządu – zbilansowanie wpływów ze składek i wydatków na emerytury pomostowe.
– Trudno zrozumieć, dlaczego akurat ten fundusz ma się bilansować. Tym bardziej że takie drastyczne zwiększenie wysokości tej daniny może spowodować spadek konkurencyjności polskich producentów, którzy korzystają w pracy w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze. Rząd musi się bowiem liczyć z reakcją firm, które będą się starały ograniczyć wydatki na ten cel – zauważa Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP, członek rady nadzorczej ZUS.
Tym bardziej że już obecnie składki są płacone za osoby, które nigdy nie skorzystają z możliwości przejścia na emeryturę pomostową. Prawo bowiem do takiego świadczenia mają wyłącznie ci, którzy rozpoczęli pracę w takich warunkach przed 1 stycznia 1999 r.
Przedsiębiorcy ostrzegają, że zwiększenie wysokości tej daniny spowoduje, iż firmy w miejsce odchodzących na emeryturę pracowników będą przyjmowały wyłącznie osoby samozatrudnione. Bo za nie już nie trzeba płacić składek na FEP.
– Możliwe jest także, że firmy, by ograniczyć koszty pracy, będą zastępowały pracowników maszynami. A wówczas wpływy do ZUS, zamiast wzrosnąć, zmaleją – dodaje Łukasz Kozłowski.
Cięcie świadczeń
Posłowie będą musieli także rozważyć rządową propozycję dotyczącą zmiany konstrukcji ryzyka niezdolności. W praktyce oznacza to wprowadzenie nowej reguły, zgodnie z którą po osiągnięciu wieku emerytalnego nie byłoby już możliwości uzyskania prawa do renty.
– To próba zaoszczędzenia na pracownikach, którzy ulegli wypadkom przy pracy lub zapadli na choroby zawodowe. Takie osoby muszą ponosić koszty wieloletniej rehabilitacji lub leczenia – tłumaczy Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ, członek rady nadzorczej ZUS.
Obecnie jest tak, że renty wypadkowe można otrzymywać łącznie z emeryturami. Osoba zainteresowana otrzymuje półtora świadczenia, które sama wybiera. Taka możliwość wynika z tego, że wypłata jest realizacją dwóch odrębnych ryzyk ubezpieczeniowych – ubezpieczeń emerytalnego i rentowych oraz ubezpieczenia wypadkowego. Eksperci nie mają wątpliwości, że skoro za pracownika jest opłacana odrębna składka wypadkowa, to ustawodawca celowo stworzył możliwość równoległego pobierania różnych świadczeń przyznanych z obydwu rodzajów ubezpieczeń.
– Odebranie takie możliwości to próba szukania oszczędności za wszelką cenę. I to kosztem osób będących w najgorszej sytuacji – dodaje Wiesława Taranowska.
To nie koniec przykręcania śruby w systemie emerytalnym. Raport zakłada także, że składki będzie się płaciło od wszystkich tytułów ubezpieczeniowych, bez względu na ich liczbę. ZUS będzie wypłacał emeryturę minimalną tylko osobom, które udowodnią, że składka za nich była opłacana od płacy minimalnej przez 20 (kobiety) lub 25 lat (mężczyźni), oraz dodatkowo osiągną wiek 60/65 lat. Teraz są przyjmowane okresy składkowe i nieskładkowe, czyli doliczane są m.in. studia.
Jeśli rozwiązania z „Przeglądu systemu emerytalnego” zyskają poparcie posłów, to uprawnienie do comiesięcznego świadczenia będzie przysługiwało jedynie osobom, które uzyskają minimum pięcioletni staż pracy, a ich wyliczona emerytura przewyższa kwotę jednej trzeciej emerytury najniższej.
Etap legislacyjny
Dokument skierowany do komisji