Niektóre placówki ściągają systemy nauki przygotowane przez inne szkoły wyższe. Zdaniem ekspertów winne tej patologii są przepisy.
Niepubliczne uczelnie wypadają gorzej / Dziennik Gazeta Prawna
Szkoły wyższe są zobowiązane do opracowania wewnętrznego systemu zapewniania jakości kształcenia. Taki wymóg nakłada na nie ustawa z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 572 ze zm.). Jego ocena wpływa na notę dla szkoły wyższej, która punktowana jest przez Polską Komisję Akredytacyjną w czterostopniowej skali (negatywna, warunkowa, pozytywna, wyróżniająca). Od niej zależą uprawnienia do prowadzenia studiów, a ocena wyróżniająca umożliwia też uzyskanie większej dotacji. Niektóre szkoły wyższe, aby zdobyć jak najlepsze oceny od PKA, kupują te systemy albo je kopiują.
Jakość na papierze
Wewnętrzny system zapewniania jakości na studiach opisuje m.in. zasady zarządzania kadrą, programy kształcenia, warunki prowadzenia zajęć dydaktycznych i weryfikowania stopnia osiągnięcia zakładanych efektów itd.
– Są firmy, które sprzedają te systemy w formie opracowanych materiałów, a niektóre uczelnie je kupują – wyjaśnia prof. Marek Rocki, przewodniczący PKA.
Jeżeli PKA przyjeżdża na kontrolę, szkoła wyższa przedstawia dokumentację, w której opisane jest, jak działa ten system. – Nie oznacza to jednak, że system został wdrożony, dlatego pytamy, czy są np. protokoły z posiedzeń zespołu, który jest odpowiedzialny za niego, i wtedy widać popłoch w oczach pracowników uczelni – opisuje prof. Marek Rocki.
Podobnie dzieje się w przypadku programów studiów. – Pojawiło się zjawisko plagiatowania programów studiów, które zostały już ocenione przez PKA na innych uczelniach – wskazuje prof. Rocki. – Przykładowo dostaliśmy programy na płycie. Po ich sprawdzeniu okazało się, że pojawiły się takie same błędy ortograficzne i przestankowe jak już w programach przesłanych przez inne uczelnie. Kłopot polega na tym, że ten, od którego „pożyczono”, się nie poskarżył. Możliwe, że wcześniej sam kupił program. Na pocieszenie można powiedzieć, że uczelnie korzystają przynajmniej z dobrych wzorców, bo te programy wcześniej zostały przez nas pozytywnie ocenione – stwierdza prof. Marek Rocki.
– Znam osoby, które takie dokumenty opracowują, co jest zgodne z prawem. Przecież nie ma nic złego w tym, że uczelnia zleca przygotowanie materiałów zewnętrznej firmie. Przynajmniej są one profesjonalne. Inną kwestią jest w ich wdrażanie – mówi Piotr Müller, prezes Instytutu Inicjatyw Publicznych.
Nie mogą one służyć tylko do tego, aby przedstawić je wizytatorom PKA. – A zdarza się, że uczelnia dopiero tuż przed przeprowadzeniem wizytacji, albo nawet w jej trakcie przygotowuje dokumenty, których wymagają przepisy – dodaje Piotr Müller.
Nieprawidłowości jest więcej. Niektórym uczelniom tak zależy na dobrej ocenie od PKA, że szkolą swoich studentów w tym, co mają mówić jej przedstawicielom. – Słyszałem, że w trakcie wizytacji studenci, którzy byli pytani o jakość kształcenia, dziwnie się zachowywali, nie bardzo chcieli odpowiadać na zadane pytania. Na to ekspert komisji powiedział dla żartu, że przecież mogą mówić, bo nikt ich nie nagrywa. Wówczas zaczęli potakiwać głowami, co oznaczało, że na sali jest podsłuch – opowiada Piotr Müller.
Z takimi sytuacjami spotkał się również prof. Marek Rocki. Jednak jego zdaniem kłopotem jest też to, że niektórym studentom nie zależy na wykształceniu.
– Są zadowoleni ze swojej uczelni, gdyż umożliwia im szybkie zdobycie tytułu. Dlatego wystawiają jej pozytywne rekomendacje. Niestety oczekiwania takich osób nie są wyśrubowane – uważa prof. Marek Rocki.
System do zmiany
– Zasadniczo trzeba zmienić system przeprowadzania kontroli przez PKA. Obecny nie umożliwia uzyskania rzetelnej informacji o tym, jak kształci uczelnia. Polega on w głównej mierze na sprawdzeniu papierów – przekonuje Piotr Müller.
Wyjaśnia, że w wyniku kontroli gorszą ocenę uzyska uczelnia, która ma słabiej przygotowaną dokumentację, ale w praktyce kształci znacznie lepiej, niż opisała to w papierach. Lepszą otrzyma natomiast ta, która ma świetnie opracowane materiały, ale w rzeczywistości zawartych tam wytycznych już tak dobrze nie realizuje.
Dlatego zdaniem ekspertów trzeba oddzielić formalną ocenę dokumentów od wizytacji jakościowej. – Dokumenty powinny być sprawdzane przez ministerstwo, które sprawuje nadzór nad uczelnią. A eksperci PKA powinni się skupić na rzeczywistej ocenie studiów – twierdzi Piotr Müller.
Przewodniczący PKA ma jednak inne zdanie. – Już teraz pytamy studentów o jakość kształcenia. Po tych rozmowach widać, czy przeszli oni pranie mózgów i mówią to, co chce uczelnia, czy prawdę o poziomie nauczana. Sprawdzamy, czy studenci wygrywają w międzynarodowych konkursach. To również świadczy o poziomie kształcenia w szkole wyższej – mówi prof. Marek Rocki.
W jego ocenie tak naprawdę jedynie rynek może zweryfikować jakość kształcenia na studiach. Ponieważ to pracodawca sprawdzi, jaką wiedzę i umiejętności nabył absolwent w trakcie nauki w szkole wyższej.
Z kolei zdaniem prof. Jarosława Górniaka z Centrum Ewaluacji i Analiz Polityk Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, zjawisko kopiowania programów studiów jest niepokojące i niesmaczne. – Uczelnie powinny przeciwdziałać plagiatom, a nie same je powielać. To co się obecnie dzieje, to reakcja na obowiązujące przepisy – kwituje.
Dodaje, że nie miałby nic przeciwko temu, by uczelnie korzystały z dobrych wzorców zaczerpniętych z innych placówek, jednak powinny o tym informować – zauważa prof. Górniak.