Sędziowie TK zastanawiają się, czy zgodne z konstytucją jest ukaranie ucznia za to, że ktoś inny ściągał od niego. W myśl przepisów odpowiada i jeden, i drugi.
Trybunał Konstytucyjny odroczył w środę sprawę 18 maturzystów z Łodzi, walczących o prawo do odwoływania się od postanowień o unieważnieniu egzaminu dojrzałości. Wyrok może zapaść 22 czerwca.
Poddany, a nie obywatel
TK zbadał przepisy ustawy o systemie oświaty (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 256 poz. 2572 ze zm.). Zgodnie z nimi postanowienie dyrektora okręgowej komisji egzaminacyjnej o unieważnieniu pracy egzaminacyjnej jest ostateczne. Oznacza to, że rozstrzygnięcia nie można zaskarżyć do sądu administracyjnego.
– Maturzyści są pozbawieni podstawowych praw zagwarantowanych konstytucją, tj. prawa do: sądu, ochrony prawnej, bronienia swojej czci i dobrego imienia, nauki oraz decydowania o swoim życiu osobistym – mówił w trakcie rozprawy Mikołaj Pietrzak, pełnomocnik skarżących.
Tłumaczył, że rozstrzygnięcie dyrektora OKE w Łodzi, które dotyczyło jego klientów, piętnuje ich jako osoby nieuczciwe. Wskazuje bowiem, że na najważniejszym egzaminie w życiu ściągali.
– Ustawodawca wyszedł z założenia, że decyzje egzaminatorów są zawsze prawidłowe, że nigdy się oni nie mylą, nawet jeśli wyciągają wnioski jedynie na podstawie papieru, który sprawdzają. Człowieka, o którego życiu decydują, mogą przecież nigdy nie zobaczyć, nie mówiąc o wysłuchaniu jego argumentów – mówił Pietrzak. W tej konkretnej sprawie unieważniony został egzamin z chemii. To zaś, jak udowadniał pełnomocnik skarżących, zaważyło na życiu młodych ludzi: marzyli o medycynie, a musieli albo wybrać się na inne studia, albo czekać rok, by maturę poprawić. – Państwo traktuje maturzystów jak poddanych, a nie obywateli, którzy władają pełnią praw – twierdził. I przed TK cytował opinie maturzystów o tym, co się stało: „Wyjadę z Polski po skończeniu studiów, bo nie chcę żyć w kraju, w którym nie mam prawa do obrony”, „Straciłam wiarę w kraj, w którym podpis jednego urzędnika decyduje o moim życiu, a ja nie mam możliwości przedstawienia swoich racji”.
Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, odpierał zarzuty i wyjaśniał, że rozstrzygnięcie w sprawie unieważnienia egzaminu nigdy nie zależy od jednej osoby.
– Skarżący zdawali maturę 18 maja 2011 r. Zgodnie z procedurą postanowienie w sprawie unieważnienia wyniku matury było podejmowane w porozumieniu z dyrektorem CKE. Prace były oceniane przez kilku egzaminatorów. W tej sprawie zasięgnęliśmy również opinii ekspertów zewnętrznych – twierdził Smolik.
Wskazywał również na niewielką liczbę prac, które są kwestionowane. – Na 7 mln arkuszy maturalnych od 2009 do 2014 r. zaledwie 3 tys. zostało unieważnionych. Sprawa ta dotyczy zatem niewielkiego odsetka maturzystów – mówił.
– Nawet jeśli takie rozstrzygnięcie dotyczyłoby jednej osoby, to nie można odbierać jej prawa do obrony swoich racji i dobrego imienia – kontrował Mikołaj Pietrzak.
Odpowiadają wszyscy
W trakcie posiedzenia sędziowie TK wiele uwagi poświęcili przepisowi, na podstawie którego unieważnia się maturę tych osób, w pracach których zawarte są podobne sformułowania. Oznacza to, że karę ponosi zarówno ten, kto ściąga, jak i ten, od kogo ściągano. – To jest jakaś swoista odpowiedzialność zbiorowa – zauważył jeden z sędziów.
Marcin Smolik wyjaśniał, że ustalenie w trakcie sprawdzania prac, kto od kogo spisywał, jest praktycznie niemożliwe. – Nie badamy, od kogo ten łańcuszek się rozpoczął – przyznał. Dlatego konsekwencje ponoszą wszyscy zdający, u których stwierdzono podobne sformułowania, wskazujące, że maturę napisali niesamodzielnie. TK dociekał, czy jeżeli jeden maturzysta oświadczy, że to on ściągał, druga osoba będzie mogła uniknąć kary.
– Takiej opcji nie ma. Rozporządzenie wyraźnie wskazuje, że konsekwencje muszą ponieść wszystkie osoby, u których wykryto nieprawidłowości – odpowiadał dyrektor CKE.
Andrzej Stankowski, prokurator Prokuratury Generalnej, stwierdził, że jest to kwestia prymatu jednej zasady nad inną. – Albo należy dać pierwszeństwo regule, w myśl której jeśli egzaminator nie jest w stanie wykryć, kto ściągał, unieważnia prace wszystkich zamieszanych w proceder, i zapobiega dopuszczeniu do rekrutacji na studia osób, które uzyskały wynik maturalny nieuczciwie. Albo należy zindywidualizować odpowiedzialność i w razie braku możliwości ustalenia, kto od kogo ściągał, odstąpić od unieważnienia matury. TK musi rozstrzygnąć, co jest słuszniejsze – stwierdził.
– Lepiej jest nie ukarać pięciu winnych niż ukarać jednego niewinnego – odpowiadał pełnomocnik skarżących.
Sędziowie zastanawiali się również, czy maturzystom przysługuje prawo do sądu, ale cywilnego, w którym mogliby dochodzić swoich roszczeń. – Decyzja sądu cywilnego nie usunęłaby z obrotu prawnego rozstrzygnięcia w sprawie unieważnienia matury. Do tego właściwy jest jedynie sąd administracyjny – przypominał jednak Mikołaj Pietrzak.
Niepewne strony
– Trudno powiedzieć, jaki zapadnie wyrok. Już na podstawie zadawanych pytań można ocenić, że sędziowie TK są podzieleni – skomentował Paweł Osik z kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy. – W mojej ocenie argumenty proceduralne, które przedstawiali prokurator i poseł, nie będą podstawą umorzenia sprawy. Gdyby miały zostać uwzględnione, trybunał podjąłby taką decyzję na posiedzeniu niejawnym, a tymczasem wyznaczył rozprawę i rozpatruje skargę w pełnym składzie – dodał.
– Na razie nie chcę sprawy komentować. Poczekajmy na wyrok – uciął Marcin Smolik z CKE.