Lawinowo przybywa przedszkolaków pod opieką psychiatrów. Lęki, nadpobudliwość i agresja to główne problemy, z którymi trafiają do lekarzy.
Problemy psychiczne ma dwa procent populacji dzieci i młodzieży w Polsce. Przybywa wśród nich najmłodszych. W 2014 r. z opieki psychiatrycznej korzystało o 3 tys. więcej dzieci między 4. a 6. rokiem życia niż trzy lata temu. Jak wynika z danych resortu zdrowia, było ich 23,5 tys.
– Kiedyś mieliśmy 17 łóżek, teraz 30, i wszystkie są zajęte. Na przyjęcie do szpitala trzeba czekać. Najmłodszych pacjentów, w wieku przedszkolnym, jest coraz więcej. Trafiają tu dzieci z zaburzeniami snu, nadpobudliwością, moczeniem nocnym i stanami lękowymi. Część jest kierowana do poradni, inne na leczenie dzienne, a najtrudniejsze przypadki na leczenie zamknięte – opowiada Renata Tokarz-Czart, ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży ze szpitala im. Babińskiego w Łodzi.
Winni temu są rodzice: niespójny system wychowawczy, bezstresowe wychowanie. I rozwody. – Często walczą dzieckiem, a nie o dziecko. Potem trafia ono do nas – mówi Renata Tokarz-Czart. Zaczynają się problemy lojalnościowe: chociażby to, czy ma trzymać stronę taty, czy mamy. Potem dzieciak zaczyna się np. moczyć w nocy lub mieć napady lękowe.
Liczba świadczeń w zakresie opieki psychiatrycznej i leczenia uzależnień udzielonych dzieciom / DGP
Rozwodowe problemy zauważył też Rzecznik Praw Dziecka. W 2013 roku na 48,5 tys. interwencji, które podjęło jego biuro, ponad połowa – 24,6 tys. – dotyczyła spraw, w których dziecko dostawało rykoszetem z rozwodowych rozpraw rodziców. Z danych biura wynika, że w ubiegłym roku samobójstwa popełniło 71 małoletnich.
Prof. Agnieszka Gmitrowicz, kierownik Kliniki Psychiatrii Młodzieżowej i Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, dodaje, że na oddziały trafia coraz więcej dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, w których nikt faktycznie nie sprawuje nad nimi opieki.
– Na zdrowie psychiczne dzieci źle wpływa również rodzina z niespójnym systemem wychowawczym. Typu bardzo restrykcyjna mama, a ojciec liberalny. Dziecko jest ofiarą tego braku jasnego przekazu. I przestaje sobie radzić z emocjami, ma np. ataki agresji – tłumaczy Urszula Sajewicz-Radtke ze Specjalistycznej Poradni Psychologiczno- Pedagogicznej „Tęcza” w Gdańsku.
Kolejne zło to tzw. bezstresowe wychowanie. Czy raczej brak pomysłu na wychowanie. To po części wynika z przemian społecznych: dzieci wychowują się jako jedynacy. I są dziećmi starszych rodziców. – 30–40 lat to często czas rozliczeń z własnym życiem, a także czas rozwodów. Tymczasem na ten czas przypada dzieciństwo dzieci – wyjaśnia Sajewicz. Brak umiejętności rodziców, jak się rozstać, a także kompetencji wychowawczych przenosi się na zaburzenia u dziecka.
Do jej poradni przychodzi wielu małych pacjentów z zaburzeniami lękowymi: dziecko przez pół roku płacze i nie jest w stanie zaadaptować się w przedszkolu. Część trudniejszych przypadków z poradni jest kierowana dalej – na konsultacje psychiatryczne.
12 proc. dzieci leczonych psychiatrycznie ma zaburzenia nerwicowe związane ze stresem. 40 proc. – zaburzenia zachowania.
– Tempo i sposób życia powodują, że coraz więcej dzieciaków sobie nie radzi – potwierdza Ilona Rzemieniuk, prezes Stowarzyszenia Niegrzeczne Dzieci. Wprawdzie rodzice, przedszkole lub szkoła wychwytują problemy, ale potem brak kompleksowej pomocy. – Lekarzy, którzy specjalizują się w całościowych zaburzeniach rozwojowych u dzieci, jest bardzo mało, często diagnozy są błędne – przyznaje Rzemieniuk.
Psychiatria dziecięca pozostaje niedoinwestowaną dziedziną. Podczas obrad ostatniej komisji edukacji i młodzieży prof. Tomasz Wolańczyk, były krajowy konsultant ds. psychiatrii dziecięcej, zwracał uwagę, że w czasie kiedy liczba pacjentów wzrosła o 10 proc., nakłady na tę dziedzinę jedynie o 3 proc. ©?

Dobry standard wychowania

W Ministerstwie Edukacji trwają prace nad przyjęciem standardów działania młodzieżowych ośrodków wychowawczych (MOW). Wypracowali je dyrektorzy ośrodków przy Rzeczniku Praw Dziecka.
– Przygotowujemy analizę finansową. Chcemy policzyć, jakie byłyby skutki wprowadzenia standardów, np. w formie rozporządzenia, na wysokość subwencji – mówi Grzegorz Pochopień, dyrektor departamentu analiz i prognoz Ministerstwa Edukacji.
W styczniu opisywaliśmy, że brak standardów to jedna z przyczyn nadmiernego kierowania wychowanków tych placówek np. na zamknięte leczenie psychiatryczne. Bo nie ma wymogu, aby ośrodki zatrudniały psychiatrę, który rozwiązywałby problemy na miejscu.
Chodzi o placówki, do których kierowane są dzieci z zaburzeniami zachowania, aby te przystosowały je do życia w społeczeństwie. Ale duża część ośrodków nie realizuje tego celu. W wypracowanych standardach znalazł się m.in. zapis, że placówka ma współpracować z odpowiednimi do potrzeb wychowanków specjalistami. Mowa jest też o ograniczeniu liczby wychowanków do 72 osób (dziś nawet dwa razy więcej). Standard ustala też limit dzieci przypadających na wychowawcę: jedna osoba na 12 podopiecznych w ciągu dnia.
Na uczniów MOW jest przeznaczana wyższa subwencja niż na standardowego ucznia – ok. 70 tys. zł rocznie. Ale tylko 77 proc. tych pieniędzy było wykorzystywane – ośrodki nie radziły sobie z rozdysponowywaniem pieniędzy. W efekcie co roku dostawały od samorządu mniejszą kwotę (gmina nie musi przekazywać całej subwencji MOW, może wydać je na inne celach edukacyjne. – Uznaliśmy więc, że MOW nie mają takich potrzeb finansowych – mówi Pochopień. Od stycznia obcięto subwencję o 10 proc. Stworzenie standardów (na mocy rozporządzenia) wymusiłoby na gminach finansowanie odpowiedniego poziomu działania każdego ośrodka.