60 proc. udziału zabiegów i 400 porodów rocznie – takie oddziały położniczo-ginekologiczne mają szanse przetrwać. W myśl pierwotnych założeń ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw porodówki o mniejszych wskaźnikach mogą zostać zlikwidowane. W założeniach czytamy, że dokładne liczby będące wskazaniem do likwidacji poznamy w drodze rozporządzenia, po przeprowadzeniu dodatkowych analiz i konsultacji. Na chwilę obecną do likwidacji jest 1/3 porodówek w kraju.

121 – na tylu oddziałach położniczo-ginekologicznych urodziło się mniej niż 400 dzieci w 2023 roku. W całym kraju znajduje się 351 oddziałów położniczo-ginekologicznych. Oznacza to, że biorąc pierwotnie zakładany przez ministerstwo wskaźnik, likwidacji uległaby 1/3 porodówek.

- Przyjęcie progu 400 porodów rocznie jest racjonalne zarówno z punktu widzenia ekonomicznego, jak i celowe a wręcz konieczne mając na względzie bezpieczeństwo matki i dziecka - mówi Rafał Janiszewski, ekspert od ochrony zdrowia oraz właściciel Kancelarii Doradczej i dodaje:Żaden szpital ani oddział położniczy nie mają na celu osiągnięcia stanu, w którym działalność ma się opłacać w rozumienia stricte biznesowym, finansowym. Musi się ona jednak bilansować - placówka ochrony zdrowia musi mieć środki na pokrycie kosztów działalności. To podstawowy argument przemawiający za tym, by przyjąć próg porodów, po przekroczeniu którego przychody z tego tytułu pokryją koszty. Ministerstwo Zdrowia ustanowiło go na poziomie 400 w skali roku.

Mapa małych porodówek

Najgorsza sytuacja jest w województwie podlaskim, gdzie zagrożonych jest 10 na 16 porodówek, zachodniopomorskim (11/19) oraz w województwie warmińsko-mazurskim 11 na 17. Tu najgorsza sytuacja jest w szpitalu w Biskupcu, gdzie w 2023 roku przyjęto zaledwie jeden poród, a w 2022 roku - 80.

Ponad połowa oddziałów jest zagrożona w województwie świętokrzyskim (7 na 12). Z kolei w województwie lubelskim zagrożonych jest nieco połowa placówek – 11 na 21. Najmniej przyjmuje ich szpital we Włodawie – 77

W województwie dolnośląskim zagrożonych jest równo połowa oddziałów. Na 22 oddziały,11 przyjmuje mniej niż 400 porodów rocznie. Najmniej – Szpital im. Św. Antoniego w Ząbkowicach Śląskich – zaledwie 54 w 2023, choć jeszcze w 2022 było to 204. Podobnie jest w województwie lubuskim, gdzie również likwidacja grozi połowie oddziałów. Najmniej porodów przyjmuje szpital w Drezdenku – 232. Równo połowa oddziałów może zniknąć w województwie opolskim

W województwie kujawsko-pomorskim zagrożonych jest 6 na 18 placówek. Najmniejszą liczbę porodów przyjmuje szpital powiatowy w Golubiu-Dobrzyniu – 219 w 2023 roku. W województwie łódzkim 11 na 24. Z dostępnych danych wynika, że najmniej porodów przyjmuje szpital w Piotrkowie Trybunalskim – 52, podczas gdy jeszcze w 2022 roku było to 789. Szpital w Poddębicach nie podał danych, ale w 2022 roku odbyło się tam zaledwie 26 porodów.

W województwie mazowieckim na 46 porodówek zagrożonych jest 15, np. w Makowie Mazowieckim odbywa się zaledwie 116 porodów w ciągu roku, w podkarpackim 8 na 20.

W dobrej sytuacji znajdują się porodówki w Małopolsce. Tu na 26 oddziałów zaledwie na 3 odbywa się mniej niż 400 porodów rocznie, a także w województwach: śląskim (4 na 38), pomorskim (3 na 16) i wielkopolskim (7 na 32).

Drogie porody

- O tym, że zamykanie niektórych porodówek jest nieuchronne mówię od dawna. To czysta matematyka. Jeśli roczny koszt utrzymania oddziału położniczego kosztuje szpital powiatowy - to przykład „z życia wzięty” - 5 milionów złotych, a miesięcznie odbywa się tam - w porywach! - pięć porodów, oczywistym jest, że kontynuowanie takiej działalności jest nieracjonalne. Co wcale nie oznacza, że oddział ginekologiczno-położniczy trzeba będzie definitywnie zamknąć, może on wciąż - z powodzeniem - działać, jako ginekologiczny - mówi Janiszewski i wylicza, że koszt jednego porodu w takim szpitalu to aż 84 tysiące złotych.

Jednocześnie, problem dotyczy często miejsc, które są położone niedaleko szpitali, w których odbywają się tysiące porodów rocznie.

- Gdybyśmy załącznik do odpowiedzi na interpretację nałożyli na mapę Polski zobaczylibyśmy, że wiele jest miejsc, gdzie blisko siebie - w odległości nieprzekraczającą 30 km - są szpitale, które mają bardzo dużo porodów - czyli ponad 1000 w skali roku - oraz takie, które mają ich kilkadziesiąt - mówi.

Najczęściej kobiety wybierają te placówki, które są w stanie zapewnić im i dziecku największe bezpieczeństwo i komfort.

- A zatem przyjęcie progu jest racjonalne zarówno z punktu widzenia ekonomicznego, jak i celowe a wręcz konieczne mając na względzie bezpieczeństwo matki i dziecka - mówi.

Ginekologia zamiast położnictwa

Szansą dla małych oddziałów może być ich przeprofilowanie na opiekę ginekologiczną. - Od lat dzieci w Polsce rodzi się coraz mniej, rośnie natomiast między innymi liczba zachorowań na nowotwory, w tym nowotwory występujące u kobiet, a wczesne wykrycie oraz rozpoczęcie leczenia raka szyjki macicy czy jajnika determinuje szanse pacjentki na wyleczenie. To jest wyzwanie dla tych oddziałów. Jest cały szereg problemów zdrowotnych, dla których będą one na wagę złota, jak choćby mięśniaki macicy, które - zwłaszcza w małych aglomeracjach - często rozpoznawane są na bardzo późnym etapie - mówi Janiszewski i dodaje: "Skupienie się na profilaktyce, diagnostyce i leczeniu chorób kobiecych jest najwłaściwszym kierunkiem dla tych oddziałów. Co więcej - jest działalnością opłacalną tak z punktu widzenia zdrowotności populacji, jak również czysto finansowego, ponieważ procedury te są przez Narodowy Fundusz Zdrowia wycenione poprawnie. Warto by w dobie zbliżających się przekształceń szpitali, nowej kwalifikacji do sieci podstawowego zabezpieczenia szpitalnego, podmioty lecznicze skupiły się na faktycznych potrzebach otaczającej je populacji. To klucz do sukcesu."