Wyśmiewanie, przemoc, w tym przywiązywanie nóg do łóżka, policzkowanie lub też zwykły brak delikatności – to nadal zjawiska, z którymi spotykają się rodzące w szpitalach. Choć część standardów okołoporodowych jest lepiej przestrzegana, to pandemia niektóre procesy cofnęła.

Fundacja Rodzić po Ludzku po raz drugi opublikowała raport z realizacji standardów opieki okołoporodowej w Polsce. Tym razem badanie, które objęło przeszło 10 tys. kobiet, dotyczyło sytuacji wyjątkowej - od marca 2020 do lutego 2021 r. Nie jest to więc jedynie podsumowanie dekady obowiązywania w kraju prawa wprowadzającego standardy, ale tego, jak jego realizacja wyglądała w pandemii.
Raport pokazuje, że w czasie jej pierwszego roku pogorszyła się jakość opieki okołoporodowej. Jak wynika z zestawienia, połowa kobiet w ciąży doświadczyła ograniczeń w dostępie do świadczeń, m.in. odwoływano im wizyty (15,3 proc.), zmieniano je na teleporady (17,7 proc). Co czwarta kobieta zrezygnowała z części wizyt u osoby prowadzącej ciążę. Dodatkowo, z powodu zawieszania zajęć w szkołach rodzenia i odwoływania spotkań przez położne środowiskowe, pozostawały one bez wsparcia i edukacji. W pandemii zwiększyła się też m.in. liczba cesarskich cięć. Personel, który także brał udział w badaniu FRpL, przyznawał, że częściej wykonywano je ze względu na tzw. wskazania epidemiologiczne, a niekoniecznie medyczne (35 proc. odpowiedzi). Z kolei prawie 38 proc. osób zgodziło się ze stwierdzeniem, że w czasie pandemii częściej rozdzielano dzieci od matek wbrew zaleceniom.
Jednocześnie niemal 30 proc. ankietowanych kobiet wskazało, że nie miało możliwości wyboru pozycji do porodu - wybrał ją lekarz lub położna (to tylko o kilka punktów procentowych mniej niż w 2018 r.). - Prawdopodobnie za 20 lat Standard Organizacyjny Opieki Okołoporodowej będzie wdrożony we wszystkich placówkach w Polsce - ironizuje Joanna Pietrusiewicz, prezes Fundacji Rodzić po Ludzku. I pyta, dlaczego jedne przepisy wpływające na życie kobiet są egzekwowane szybko, a inne, dotykające dobrostanu matki i dziecka, jakości życia całej rodziny, nie.
Jak podkreśla fundacja, prawdziwie problematyczne okazały się rekomendacje i bałagan z nimi związany, co miało m.in. przełożenie na wspomniany wzrost cesarskich cięć. Od ogłoszenia stanu pandemii do lipca 2020 r. nie zostały opublikowane na stronie Ministerstwa Zdrowia żadne oficjalne zalecenia dotyczące sposobu porodu przez kobietę zakażoną bądź z podejrzeniem zakażenia wirusem SARS-CoV-2. W marcu 2020 r. w mediach społecznościowych pojawił się natomiast skan zaleceń podpisanych przez konsultanta krajowego w dziedzinie położnictwa i ginekologii oraz prezesa zarządu Polskiego Towarzystwa Ginekologii i Położników, w których rekomenduje się rozważenie zakończenia u tych osób porodu cięciem. Fundacja zwraca jednak uwagę, że nie zostały one opublikowane przez MZ. Efekt? Różne praktyki w poszczególnych szpitalach. I, w zestawieniu 2021 r. do 2018 r., wzrost porodów zakończonych cesarką o prawie 4 proc.
Niejasności dotyczyły też tego, jak często pacjentka w ciąży powinna stawiać się na wizyty i badania kontrolne. Jeszcze w marcu 2020 r., jak przypomina fundacja, Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników (PTGiP) proponowało m.in.: „Ograniczmy liczbę wizyt do minimum. Ustalić to należy telefonicznie z placówką położniczą. Nie bójmy się, że jeżeli ciąża przebiega prawidłowo i mija już trzy tygodnie od ostatniej wizyty, że nie będzie badania za tydzień. Po kontakcie wirtualnym z położną lub lekarzem można i trzeba wizytę przełożyć - nic nie powinno się stać”. To jednak nie miało żadnej mocy prawnej. Problemem także stała się obecność osób towarzyszących ‒ takie możliwości, co widać z badania, miało jedynie ok. 38 proc. ankietowanych, w porównaniu do 86 proc. w 2018 r. Początkowo MZ wstrzymało taką możliwość z powodów epidemicznych.
To, jak wskazują autorzy raportu, wpływ pandemii. Jednak część standardów, które stanowiły poważny problem w poprzednich latach, nadal nie jest przestrzegana i koronawirus nie ma na to wpływu. Przykładem jest choćby sposób komunikacji personelu z rodzącymi i ich traktowania. Z danych wynika, że choć w ostatnich trzech latach zmalał odsetek kobiet, które deklarowały, że w szpitalu jakaś czynność została wykonana w ich odczuciu za mało delikatnie, bez zgody lub dbałości o intymność, to nadal w 2021 r. aż jedna czwarta ankietowanych deklarowała, że spotkała się z brakiem delikatności. „W 2021 r. w polskich szpitalach nadal dochodzi do przemocy i nadużyć. W ciągu kilku miesięcy realizacji badania, między marcem 2020 a lutym 2021 r., wśród kobiet, które wzięły udział w badaniu, aż 873 osoby były wyśmiewane, 332 szantażowane, w przypadku 194 stosowano siłę, by rozłożyły nogi w czasie parcia. Ponadto 76 ankietowanym grożono, 42 przywiązywano za nogi do łóżka porodowego, 29 było szturchanych, od 17 wymuszano opłaty, a 8 zostało spoliczkowanych” ‒ czytamy w raporcie.
‒ Codziennie rodzi prawie tysiąc kobiet i wiele z nich doświadcza łamania prawa, a część z nich jest ofiarą przemocy położniczej ‒ komentuje Pietrusiewicz. Podkreśla, że do zapewnienia kobietom należytej opieki potrzebne są działania zarówno monitorujące realizację Standardu, jak i aktywizujące szpitale do przestrzegania prawa. Niezbędne jest także tworzenie platform do rozmowy środowisk zaangażowanych w poprawę opieki okołoporodowej.
Są także i pozytywne strony. Mimo przykrych doświadczeń, badanie wykazało poprawę właśnie w komunikacji. Jak piszą autorzy ponad 100-stronicowego raportu, „można odnieść wrażenie, że w czasie pandemii personel bardziej angażował się w opiekę nad pacjentkami - częściej z własnej inicjatywy uczył, jak pielęgnować dziecko, wzrósł także odsetek ankietowanych, w których opinii personel z własnej inicjatywy uczył, jak karmić piersią ‒ z 33 proc. w 2018 do 39 proc. teraz. Badane dobrze oceniły takie umiejętności komunikacyjne personelu, jak przekazywanie informacji w sposób zrozumiały. W ciągu ostatnich trzech lat wzrósł odsetek ankietowanych, które deklarowały, że personel zawsze się przedstawiał (w 2018 r. wynosił 11 proc., a w 2021 r. 18 proc.). To jednak mógł być wymóg sytuacji - w pandemii personel, ubrany w środki ochrony osobistej, w tym maseczki, bywał nie do rozpoznania. Mimo to co czwarta rodząca nie miała pojęcia, kto się nią opiekuje. Bo się nie przedstawił.
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
W pandemii zwiększyła się m.in. liczba cesarskich cięć