Państwo nie będzie ścigać za dopłaty do lepszych technologii i sprzętu medycznego. I weźmie większą odpowiedzialność za jakość wyrobów medycznych.

Polski system ochrony zdrowia stawiał pod ścianą pacjentów zmuszonych usuwać zaćmę: albo zgadzali się na standardowo oferowaną soczewkę (zwykle jedną z najtańszych i najsłabszych), albo robili zabieg w pełni komercyjnie, kosztem kilku tysięcy złotych. Dopłacić do usługi finansowanej z Narodowego Funduszu Zdrowia, aby otrzymać urządzenia lepiej korygujące wzrok, nie mogli. Resort zdrowia chce z tym skończyć i proponuje, by soczewki potraktować jak leki: państwo zapłaci za nie zawsze, do pewnego limitu. Tańsze niż limit będą gratis, droższe będą dostępne z dopłatą, która obejmie tylko pieniądze przewyższające limit. Sam zabieg pozostanie bezpłatny, koszty w pełni pokryje fundusz.

Projektem ustawy o wyrobach medycznych wprowadzającym nowy mechanizm rozliczeń już jutro zajmie się kolegium Ministerstwa Zdrowia. Podobnie jak przy lekach producenci będą wnioskować o objęcie refundacją ich produktów, a potem resort będzie sprawdzać ich jakość i negocjować cenę. Ustalona zostanie maksymalna cena urzędowa, a następnie limit, do którego NFZ zrefunduje wyrób. – Zakłada się, że co najmniej kilka wyrobów w danej grupie będzie poniżej limitu, więc będą dostępne dla pacjenta bezpłatnie – zapewnia Krzysztof Łanda, wiceminister zdrowia.

Z analiz Polskiego Towarzystwa Okulistycznego wynika, że standardowa soczewka, monofokalna, którą zazwyczaj wykorzystywano przy usuwaniu zaćmy w ramach NFZ, kosztuje między 130 a 450 zł. Jest bezpieczna, ale nie koryguje krótkowzroczności i astygmatyzmu, które można by poprawić przy okazji zabiegu. Niektóre placówki umożliwiały dopłacanie do lepszych soczewek, ale NFZ zaczął im za to naliczać kary, z odebraniem kontraktu na leczenie włącznie. Uznawał to za działanie nielegalne.

Teraz ministerstwo proponuje nowy sposób myślenia: materiał używany w trakcie zabiegów będzie wyceniany osobno i można do niego dopłacać. Podobnie w przypadku zabiegów ortopedycznych, wszczepiane materiały zostaną sfinansowane według tego samego schematu. – Pacjent powinien mieć możliwość wyboru najkorzystniejszego dla siebie rozwiązania – tłumaczy DGP dr Dobrawa Biadun, ekspertka ds. ochrony zdrowia w Konfederacji Lewiatan. Jej zdaniem to rozwiązanie zagwarantuje wreszcie chorym dostęp do dobrej jakości usług z pieniędzy publicznych przy jednoczesnym prawie do wyboru współpłacenia.

Lepsze usługi NFZ. Za dopłatą

Możliwość dopłacenia do lepszych soczewek jest tylko jednym z elementów zmian, do jakich przymierza się resort zdrowia. Pracuje on nad projektem ustawy wprowadzającej nowy model finansowania wszystkich wyrobów medycznych. Sukcesywnie będą ustalane dla nich grupy limitowe – do określonej kwoty wydatki pokrywał będzie NFZ, a resztę ewentualnie dopłacał pacjent. Dokładnie tak, jak ma to miejsce przy refundowanych lekach.
Propozycje chwalą okuliści, których pacjenci często stawiani byli przed trudnym wyborem: zapłacić za wszystko łącznie z operację czy zrobić zabieg w ramach Funduszu, ale za to z gorszą soczewką. Chodzi m.in. o osoby z astygmatyzmem, które przy operacji zaćmy mogłyby pozbyć się dwóch problemów naraz.
– Zacznijmy wreszcie doganiać Europę. Dajmy pacjentowi wybór – apeluje dr hab. Katarzyna Michalska-Małecka, śląski konsultant wojewódzki w dziedzinie okulistyki Uniwersyteckie Centrum Kliniczne im. prof. K. Gibińskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego Dodatkowo zwraca uwagę, że coraz częściej zaćmę diagnozuje się u osób czynnych zawodowo, między 50. a 60. rokiem życia. – Jeśli jest to kierowca, fotograf czy np. zegarmistrz, to jakość widzenia po zabiegu będzie znacząco wpływać na dalsze życie i szanse pracy zarobkowej – wyjaśnia okulistka. To samo mówią organizacje pacjenckie. A prawnicy i producenci sprzętu liczą na to, że projekt będzie szeroko konsultowany.
Resort szykuje rewolucję. Pacjenci będą mogli dopłacić do nowoczesnej soczewki czy protezy, korzystając z publicznych świadczeń.
– Nowe zmiany należy uznać za rewolucyjne – podkreśla Marcin Pieklak z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Zwraca uwagę, że skończy się pełna dowolność w wyborze wyrobów medycznych, gdyż z zapowiedzi resortu zdrowia wynika, że państwo będzie wskazywać konkretne wyroby, które będzie gotowe refundować. Teraz taki model funkcjonuje w przypadku niewielkiej liczby wyrobów dostępnych na receptę. W procedurach szpitalnych to placówka medyczna wybierała, co chce kupić. A pacjent do wszystkiego w ramach leczenia szpitalnego miał dostęp za darmo.
Czy wiele osób będzie chciało dopłacić? Jeszcze kilka lat temu taką możliwość oferowała część prywatnych klinik mających kontrakt z NFZ. Po kontroli w jednej z nich okazało się, że dopłacało aż 60 proc. pacjentów. Co ważne, placówka medyczna od pacjentów pobierała np. 950 zł za soczewki korygujące kosztujące na rynku ok. 1,2 tys. zł. Fundusz jednak zinterpretował przepisy w taki sposób, że każda dopłata jest nielegalna, oraz nałożył surowe kary, więc inni świadczeniodawcy z tego rozwiązania się wycofali. I nie wprowadzili dopłat ponownie nawet wtedy, gdy prokuratura uznała, że przestępstwa nie było. „To, że pacjent dopłaca do soczewki o lepszym standardzie, nie znaczy, że NFZ nie powinien refundować świadczenia” – napisał w orzeczeniu prokurator Jarosław Szarkowski.
Podobne niejasności były w przypadku znieczuleń do porodów. NFZ twierdził, że jest ono w cenie świadczenia, ale szpitale pobierały opłaty, bo wycena nie starczała na anestezjologa. Tę sprawę rozwiązano w ten sposób, że znieczulenie jest opłacane osobno przez fundusz od lipca 2015 r.