Pacjenci nadal miesiącami czekają na terapię, a pierwsze poradnie wycofują się z leczenia w ramach nowej formuły zaproponowanej przez resort zdrowia. Eksperci nie mają wątpliwości: trzeba szybko wprowadzić zmiany.
Na usunięcie guzka tarczycy niektórym pacjentom każe się czekać 10 miesięcy. Na rezonans magnetyczny mózgu nawet 9 miesięcy, na wizytę u hematologa dziecięcego ponad pół roku, a na radioterapię raka tarczycy ponad półtora miesiąca – to dane z najnowszego barometru Fundacji Watch Health Care, analizującego długość kolejek w styczniu do realizacji poszczególnych świadczeń onkologicznych.
Choć średni czas jest krótszy, wciąż trzeba czekać dłużej, niż zakładała to reforma resortu zdrowia wprowadzająca nielimitowane leczenie raka. Średnio kolejka do świadczenia onkologicznego wynosi około miesiąca, na chirurgię onkologiczną czeka się blisko 2 miesiące. Specjalistą, do którego czas oczekiwania jest najdłuższy, jest hematolog – aby uzyskać poradę dla 6-letniego dziecka z podejrzeniem białaczki, należy poczekać średnio ponad miesiąc. To krócej niż we wrześniu ub.r., jednak zgodnie z założeniami pakietu, który działa od stycznia, chorzy mieli czekać nie dłużej niż dwa tygodnie. Co gorsza, kolejka do onkologów wzrosła z ok. 2 tygodni do prawie miesiąca.
Przyczyn, dla których na razie nie widać zmian wprowadzonych przez Ministerstwo Zdrowia, jest kilka. Jedna z nich to brak powszechnego zastosowania onkopakietu. Nie wszyscy specjaliści podpisali umowy z NFZ na leczenie w jego ramach. – Napływają też sygnały, że lekarze rodzinni niechętnie wystawiają zielone karty, które gwarantują diagnozę i leczenie w przyspieszonym trybie – tłumaczy Jerzy Gryglewicz, ekspert z Uczelni Łazarskiego.
Nie dość tego, pierwsze placówki ambulatoryjne zaczęły się wycofywać z umów z NFZ, bo nie chcą leczyć w ramach pakietu.
Eksperci wymieniają absurdy, które psują realizację dobrego pomysł mającego ułatwić życie chorym. Jednym z nich jest wspominana zielona karta. To ona narzuca ścieżkę leczenia. – I niestety nie przewiduje odejścia od schematu, tymczasem wiele przypadków jest indywidualnych – podkreśla Gryglewicz.
Adam Zapaśnik z przychodni w Gdańsku, którego placówka jako jedna z pierwszych wycofała się z umowy z funduszem w sprawie leczenia w trybie narzuconym przez pakiet, podaje przykłady. Do lekarzy pierwszego kontaktu trafiają chorzy, którzy bez skierowania poszli do onkologa. Ten jednak nie mógł im wystawić zielonej karty, która by uprawniała do szybszego leczenia, chory nie miał bowiem potwierdzonego raka. Onkolog więc odsyła do lekarza pierwszego kontaktu. Jeżeli ten zgodzi się na wystawienie karty, pacjent może wrócić do specjalisty.
Kolejny przykład. Do poradni pulmonologicznej w Gdańsku trafiła pacjentka z podejrzeniem raka płuc. Zrobiono jej bardzo szybko badania obrazowe, m.in. rezonans magnetyczny. I potwierdzono, że ma w płucach guza. Sęk w tym, że specjalista nie mógł skierować chorej do szpitala. Na przeszkodzie znowu stanęła zielona karta. Aby wysłać pacjentkę dalej, lekarz musiałby najpierw potwierdzić nowotwór. Byłoby to możliwe tylko poprzez operacyjne pobranie wycinka do badania histopatologicznego. Tego zaś już NFZ nie pokrywał: na pakiet badań daje 600 zł, pogłębione badania kosztowałyby 1,5 tys. zł. Lekarze przyznają, że ostatecznie, by móc wypełnić kartę, skłamali, że są pewni, iż to rak. Musieli przypadek chorej wpisać do Krajowego Rejestru Nowotworów. – Ma raka na 99 proc. Ale nie mamy w ręku wyników badań – przyznaje lekarz.
Jeszcze gorzej jest u chorych z guzami mózgu. U nich diagnoza, czyli pobranie wycinka w celu stuprocentowego potwierdzenia, jest właściwie nierealna, a już na pewno nie na poziomie specjalisty. Trudno więc im wystawić kartę.
Kłopotem są również konsylia lekarskie w szpitalach, które mają przygotowywać plan leczenia. W ich skład mają wchodzić m.in. onkolog, chirurg i radioterapeuta, jednak niektóre placówki, szczególnie te mniejsze, nie mają odpowiednich specjalistów, by móc zebrać wymagany skład. Przewożą więc chorych na konsylia do innych szpitali. Lekarze też dodają, że z kolei w niektórych przypadkach konsylium uważa, że należy wykonać dodatkowe badania, by rozwiać wątpliwości. Tego również nie ma ujętego w pakiecie. Nie można też zmienić już raz wyznaczonego planu leczenia.
To tylko niektóre z przeszkód, które wyszły w pierwszym miesiącu korzystania z pakietu. Lekarze przekonują, że choć zniesiono limity finansowe na leczenie raka, to bariery organizacyjne wynikające z nieelastycznych przepisów skutecznie utrudniają realizację pomysłów resortu zdrowia.
Może dlatego gdy prof. Jacek Jassem z Polskiego Towarzystwa Onkologicznego zapytał na spotkaniu, na którym byli dyrektorzy szpitali oraz lekarze onkolodzy: „Kto jest zadowolony z pakietu?”, żadna z 50 osób zgromadzonych na sali nie podniosła ręki.