Ministerstwo Zdrowia zapowiada ujednolicenie standardów opieki nad małymi dziećmi. Lekarze po raz pierwszy będą musieli przeprowadzać gruntowny przegląd stanu zdrowotnego najmłodszych. Ministerstwo planuje wprowadzić ustawowy obowiązek przeprowadzania bilansów, a do już zalecanych badań w drodze rozporządzenia dopisać kolejne, choćby USG jamy brzusznej. Polskie Towarzystwo Pediatryczne (PTP), które współpracuje przy projekcie, chce, by tę diagnozę powtarzać co roku, dopóki dziecko nie ukończy pięciu lat.
Plany resortu zdrowia nie pozostaną bez wpływu na jego budżet. Ministerstwo będzie musiało znaleźć pieniądze na sfinansowanie dodatkowych półtora miliona badań USG dzieci z pięciu roczników. Z naszych szacunków wynika, że może chodzić o ponad 100 mln zł rocznie. Resort ma w budżecie środki na profilaktykę. Część z nich może zostać przesunięta na ten cel. Nie wiadomo na razie, kosztem jakich innych zadań.
Lekarze przekonują jednak, że wprowadzenie tych zmian przełoży się na stan zdrowia dzieci. – Wiele chorób nie jest wykrywanych albo są wykrywane zdecydowanie za późno, bo nie robi się odpowiednich badań przesiewowych. Dotyczy to zwłaszcza małych dzieci, które nie powiedzą, co im dolega, a mogą mieć poważne zmiany w jamie brzusznej – twierdzi pediatra prof. Alicja Chybicka, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego.
Jak wynika z analiz PTP, we wczesnym stadium jest wykrywanych u dzieci zaledwie 8–15 proc. nowotworów (w zależności od rodzaju choroby), co znacznie podnosi szanse wyleczenia. Średnia europejska wynosi 25 proc. Tymczasem dzięki USG da się wykryć chociażby zmiany nowotworowe. Ale nie tylko: prof. Chybicka opowiada, że kiedyś prowadziła pacjenta, który trafił do szpitala z rakiem kości, a przy okazji prześwietleń okazało się, że nie ma też jednej nerki. Do tego czasu o tym nie wiedział.
W związku z obniżeniem wieku szkolnego ma również zostać przesunięty obowiązek wykonania szczegółowego bilansu zdrowia z szóstego na piąty rok życia, tak by przed rozpoczęciem edukacji dziecko było dokładnie przebadane pod kątem wad postawy, słuchu lub problemów ze wzrokiem. Częścią standardu ma być również monitorowanie losów dziecka od porodu. Noworodki mają być zgłaszane nie tylko, jak do tej pory, w urzędzie stanu cywilnego, lecz także w placówce podstawowej opieki zdrowotnej najbliższej miejscu zamieszkania rodziny. Tam mały pacjent ma być wzywany na obligatoryjne badania. Mają się tym zająć szpitale z oddziałami położniczymi.
Eksperci podkreślają, że Polska podpisała konwencję o prawach dziecka i tym samym zgodziła się, że to państwo, a nie rodzice, ponosi odpowiedzialność za opiekę medyczną nad niepełnoletnimi. Obecnie to od rodziców zależy, czy przyprowadzą dziecko do przychodni. Zdaniem prof. Chybickiej powinny być wprowadzone podobne reguły, jak przy szczepieniach. Są one obligatoryjne, a ci, którzy się od nich uchylają, są ścigani przez głównego inspektora sanitarnego pod groźbą sankcji finansowych.
Rzecznik praw dziecka od dawna zabiegał o monitorowanie losów dzieci po narodzinach. – Nie wiemy nic o losie najmłodszych między wyjściem ze szpitala a przedszkolem. To czasem prowadzi do dramatów. Za przykład niech posłuży historia chłopca znalezionego w stawie pod Cieszynem. Przez wiele tygodni nie udawało się nawet zidentyfikować jego tożsamości – podkreśla Marek Michalak, rzecznik praw dziecka.
– Nie możemy gubić dzieci w systemie – apeluje rzecznik i dodaje, że ochrona zdrowia zbyt rzadko wykrywa przypadki przemocy wobec najmłodszych rocznie. Z danych resortu pracy wynika, że pracownicy ochrony zdrowia wystawili 619 niebieskich kart. Nawet pracownicy oświaty robią to częściej – wydali kartę 1,6 tys. razy. Nad technicznym rozwiązaniem tego problemu pracują wspólnie eksperci z biura rzecznika oraz resortów: administracji, zdrowia i pracy.
Lekarze mają też kłaść większy nacisk na sferę psychiczną młodych pacjentów. Medycy będą zbierać od opiekunów informacje o ich zachowaniu, a w razie potrzeby kierować do specjalistycznych poradni. – Bardzo ważne jest też odżywianie. Dlatego jeżeli w czasie bilansu okaże się, że dziecko ma problem z wagą, lekarz powinien we współpracy z rodzicami opracować specjalną dietę – twierdzi wiceminister zdrowia Aleksander Sopliński.
Zmiany mogą wejść w życie już w przyszłym roku, tak przynajmniej twierdzi wiceminister Sopliński. – Powołany przy ministerstwie zespół kończy opracowywanie standardów – deklaruje.
Do porodu z książeczką
Ministerstwo Zdrowia zapowiada poważną zmianę w opiece okołoporodowej. Od przyszłego roku każda ciężarna ma otrzymać przygotowaną przez resort kartę przebiegu ciąży. Na pewno znajdą się tam wyniki wykonywanych badań, opisy USG i przewidywana data porodu. Jak zapowiadają urzędnicy MZ, w książeczce umieszczone zostaną także porady dotyczące zdrowego żywienia, szczepień czy karmienia piersią. Opracowaniem i drukiem zajmie się resort zdrowia.
Książeczka ma mieć rangę dokumentacji medycznej. Podobnie jak kiedyś w książeczkach RMUA, informacje zapisywane w niej przez lekarza będą za pomocą kalki odbijać się na dwóch kartkach. Jedną ginekolog wyrwie i zostawi dla siebie, a książeczka w całości zostanie u ciężarnej. Dotąd w sferze kart przebiegu ciąży panowała wolnoamerykanka. Istniało kilkadziesiąt wzorów książeczek. Każdy ginekolog mógł bowiem prowadzić dokumentację według własnych potrzeb, zgodnie z własnymi przyzwyczajeniami.
Dodatkowo część kobiet otrzymywała książeczki, których produkcję finansowały prywatne firmy. Ich zawartość różniła się między sobą. Jak przyznają eksperci, było to niebezpieczne dla pacjentek i ich przyszłych dzieci. Z jednej strony utrudniało opiekę nad ciężarną, szczególnie jeżeli zmieniała lekarza. Z drugiej mogło stanowić utrudnienie przy porodzie – część położników otrzymywała wyczerpujące dane o przebiegu ciąży, podczas gdy inni dostawali książeczkę ze szczątkowymi informacjami.
Kolejnym kłopotem było także to, że stały się one folderami reklamowymi. Firma, która sponsorowała jej wydanie, zamieszczała w niej materiały promocyjne własnych produktów. Chodziło m.in. o reklamy mleka modyfikowanego, co zdaniem ministerstwa mogło odbijać się na decyzji o rezygnacji z karmienia piersią. Z roku na rok ubywa pań, które się na to decydują.
Już w ubiegłym roku jednolitą książeczkę wprowadziło województwo śląskie. Używany tam dokument ma 28 stron. Oprócz podstawowych danych znalazły się też uwagi o planowanych w danym tygodniu badaniach, mające stanowić przypomnienie nie tylko dla pacjentki, lecz także dla lekarza.