Od 2009 r. liczba chorych na odrę wzrosła ponad pięciokrotnie, na krztusiec – dwuipółkrotnie.
Od 2009 r. liczba chorych na odrę wzrosła ponad pięciokrotnie, na krztusiec – dwuipółkrotnie.
Specjaliści od chorób zakaźnych stawiają jednoznaczną diagnozę: powrót starych chorób to efekt rosnącej grupy osób, która sprzeciwia się obowiązkowi szczepień. – Na podstawie danych ewidentnie widać, że istnieje zależność między wprowadzeniem szczepień a spadkiem zapadalności i umieralności na choroby, którym można zapobiegać w ten sposób – mówi Iwona Paradowska-Stankiewicz, krajowy konsultant w dziedzinie epidemiologii.
Jak wynika z danych Państwowego Instytutu Higieny, w grupie osób, które zachorowały w 2013 r. na odrę, 88 proc. stanowiły te, które nie zostały zaszczepione. Potwierdzają to również dane historyczne. W Polsce przed wprowadzeniem szczepień przeciwko odrze (czyli przed 1975 r.) co roku chorowało średnio 100 tys. dzieci, a umierało do 300. – Tysiące miały ciężkie powikłania wymagające hospitalizacji – informuje prof. Wiesława Janaszek-Seydlitz z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Masowe szczepienia doprowadziły do tego, że choroba niemal przestała istnieć, bo notowano najwyżej kilkanaście przypadków. Zaobserwowany w ubiegłym roku wzrost do 84 zachorowań niepokoi lekarzy, choć to nadal niewielka liczba i o wiele mniejsza niż nawet w niektórych krajach UE. Okazuje się bowiem, że rodzice są tam mniej zdyscyplinowani niż w Polsce i nie realizują obowiązku szczepień. Np. w Wielkiej Brytanii w latach 2009–2011 zaszczepiono tylko 84 proc. populacji, tymczasem warunek, który należy spełnić, by wirus przestał się rozprzestrzeniać, to przynajmniej 95 proc.
Podobnie jest w wypadku krztuśca. Kiedy wprowadzono w latach 70. szczepionkę na masową skalę to – jak mówią lekarze – liczba chorujących radykalnie zmalała. Wcześniej choroba ta była częstą przyczyną śmierci małych dzieci. Obecnie kalendarz szczepień jest zatwierdzany przez Ministerstwo Zdrowia. Obowiązkowe są przeciw gruźlicy, WZW typu B – które noworodek otrzymuje jeszcze w szpitalu, później rodzic musi zadbać o zaszczepienie m.in. przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi, a także przeciw odrze, śwince i różyczce. Jeśli tego nie zrobi, informacja trafia do inspektoratu sanitarnego, a rodzice są pisemnie wzywani do wypełnienia obowiązku. W przypadku kolejnych odmów inspektor sanitarny może nałożyć karę do 1,5 tys. zł grzywny, i skierować sprawę do sądu. W innych krajach europejskich kalendarz szczepień obejmuje m.in. odrę, krztusiec czy WZW typu B i gruźlicę.
Ruchy przeciwników szczepionek istnieją i działają, od kiedy szczepionki stały się masowe. Jak opisuje „Zdrowie. Przewodnik Krytyki Politycznej”, pierwsze głośne protesty pojawiły się w Szwecji w latach 60., krótko po wprowadzeniu szczepień przeciw krztuścowi. Jeden z ówczesnych lekarzy uznał, że jest to bezsensowne działanie, a w ślad za tym pojawiły się doniesienia ze szpitali o powikłaniach neurologicznych jako działaniach ubocznych po szczepieniu. Największe jednak emocje szczepionki wywoływały w USA i Wielkiej Brytanii. To na Wyspach powołano w latach 70. stowarzyszenie rodziców dzieci z uszkodzeniami po szczepieniach. Debata toczyła się nie tylko w popularnych mediach, ale także podzieliła świat medyczny. Wróciła z wielką siłą pod koniec lat 90. Jednym z głównych tematów było ryzyko autyzmu, który miałoby wywoływać szczepienie na MMR (odra, różyczka, świnka). Wyniki potwierdzające te tezy pod koniec lat 90. opublikowało znane medyczne czasopismo „Lancet”. Jednak ostatecznie w 2010 r. Rada Medyczna Wielkiej Brytanii dowiodła, że badania były nierzetelne, a firmującego je naukowca uznano za oszusta.
W Polsce pierwsze głosy protestu przeciw szczepieniom zaczęły się pojawiać w poprzedniej dekadzie. Z analiz Instytutu Profilaktyki Zakażeń wynika, iż rocznie ok. 3 tys. osób nie godzi się na szczepienie swoich dzieci. Jedną z przyczyn jest świadomie wybrana ideologia. Rodzice łączą również często naturalny i ekologiczny tryb życia z rezygnacją z leków. Mówią o tym coraz częściej także znane osoby. W gronie przeciwników szczepień można znaleźć też lekarzy.
– Moim zdaniem jest to efekt niedostatecznej informacji dotyczącej samego szczepienia, korzystania z różnych nieprofesjonalnych forów internetowych oraz obaw przed wystąpieniem reakcji po szczepieniu – uważa Iwona Paradowska-Stankiewicz. I dodaje, że rodzice często błędnie myślą, że ta choroba już nie zagraża albo że ich dziecko z chorobą sobie poradzi. – Są to przykłady uśpienia czujności rodziców i narażenia dziecka na zachorowanie i w następstwie również na możliwość wystąpienia powikłań – mówi lekarka.
Rezygnacja ze szczepień to zagrożenie, które dotyczy nie tylko zainteresowanych, ale jest niebezpieczne dla otoczenia. Te osoby – jak tłumaczy prof. Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych – mogą zakazić tych, którzy nie mogli być szczepieni z przyczyn zdrowotnych, lub też osoby starsze, które nie były w ogóle szczepione. – Więc to zachowanie bardzo aspołeczne – podsumowuje prof. Simon.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama