DGP dotarł do dokumentów, z których wynika, że w połowie lutego rząd zwrócił się do największych prywatnych klinik specjalizujących się w leczeniu niepłodności z prośbą, aby odniosły się one do wyceny kosztów in vitro zaproponowanych przez Ministerstwo Zdrowia. Resort na jeden cykl chce wydawać 7,5 tys. zł, ale prywatne placówki twierdzą, że to za mało. Rekordziści chcą o 50 proc. więcej. Średnia to 8,6 tys. zł.
DGP dotarł do dokumentów, z których wynika, że w połowie lutego rząd zwrócił się do największych prywatnych klinik specjalizujących się w leczeniu niepłodności z prośbą, aby odniosły się one do wyceny kosztów in vitro zaproponowanych przez Ministerstwo Zdrowia. Resort na jeden cykl chce wydawać 7,5 tys. zł, ale prywatne placówki twierdzą, że to za mało. Rekordziści chcą o 50 proc. więcej. Średnia to 8,6 tys. zł.
Ministerstwo Zdrowia wyliczyło, że zapłodnienie in vitro, które od lipca ma być finansowane z budżetu państwa, będzie kosztowało 7,5 tys. zł. – To za mało – twierdzą przedstawiciele prywatnych klinik przeprowadzających takie zabiegi. I wyliczają, że jeden cykl in vitro łącznie ze wszystkimi koniecznymi badaniami pociąga za sobą koszty rzędu 10–11 tys. zł. Ministerstwo w swoich wyliczeniach uwzględniło między innymi wizyty lekarskie – jego zdaniem każda miałaby kosztować zaledwie 35 zł. Tymczasem w prywatnych klinikach jedna konsultacja jest kilkukrotnie droższa. Podobnie jak USG, na które MZ chce przeznaczyć tylko 50 zł. Rządowy program leczenia niepłodności powinien ruszyć 1 lipca. Ze względu na dopracowywanie szczegółów termin prawdopodobnie zostanie przesunięty na jesień.
Równocześnie dowiedzieliśmy się, że resort wycofał się już z zapisu w programie, mówiącego, że z leczenia nie będą mogły korzystać osoby, które przeszły trzy nieudane próby in vitro. Jak mówi nam prof. Rafał Kurzawa, ekspert przygotowujący rządowy program, zapis został wykreślony na skutek uwag Agencji Oceny Technologii Medycznej, która opiniowała projekt. Po prostu nie istnieją narzędzia, które pozwoliłyby skontrolować, kto w przeszłości przechodził już taki zabieg. Nie funkcjonuje ogólnodostępny rejestr osób, które przeszły zapłodnienie in vitro. To dobra wiadomość dla pacjentów, ponieważ poszerza dostępność do programu.
Gorsza jest taka, że – jak wynika z zebranych przez nas informacji – mogą pojawić się kłopoty z wysokością finansowania. W programie zapisano, że na jeden cykl, w ramach którego jest m.in. sześć wizyt lekarskich, USG, punkcja jajników, znieczulenie oraz transfer, resort zamierza przeznaczać dokładnie 7510 zł (mowa jest w tym wypadku tylko o procedurach medycznych, bowiem za potrzebne leki pacjenci mają płacić z własnej kieszeni). Tymczasem kliniki wyceniają swoje usługi znacznie wyżej.
– My wyliczyliśmy koszty na ponad 10 tys. zł – mówi Marzena Smolińska, rzecznik kliniki InviMed. Podobnie wyszło w dużej sieci klinik Invicta. – Wyceniliśmy jeden cykl przy założeniu, że dochodzi do jednego transferu, na 10,6 tys. zł. – przyznaje Dorota Białobrzeska-Łukaszuk, prezes zarządu Invicta. Jej zdaniem wycena zaproponowana przez ministerstwo jest nie tylko zaniżona, lecz także dość nieprecyzyjna. Przykładem jest choćby propozycja tej samej wysokości finansowania zapłodnienia IVF i ICSI. Tymczasem pierwsza z metod polega na naturalnym połączeniu się plemnika i komórki jajowej, podczas gdy w drugiej wprowadza się plemnik do komórki przy użyciu mikronarzędzi, co pociąga za sobą wyższe koszty. Program nie wspomina również o przechowywaniu zamrożonych zarodków, podczas gdy koszt tego to kilkaset złotych rocznie.
Mimo to są kliniki, które zgodziłyby się pracować za pieniądze proponowane przez resort zdrowia. Profesor Tomasz Żak z poznańskiej kliniki MedArt nie precyzuje dokładnych kwot, za jakie jego placówka przeprowadza zapłodnienia in vitro, ale twierdzi, że są one zbliżone do ministerialnych wyliczeń. Zdaniem ATOM rozpiętość cen wynika między innymi z tego, w jakich regionach kraju działają poszczególne kliniki.
Ale pieniądze to niejedyny problem. Kolejnym jest budowa elektronicznego rejestru dla par leczonych w ramach programu. – Jest on konieczny, niemniej problematyczny może się okazać czas, w którym możliwe jest jego przygotowanie – mówi Dorota Białobrzeska. Przetarg na budowę systemu będzie można ogłosić dopiero po oficjalnym przyjęciu programu. Ten zaś jest nadal w konsultacjach.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji, które przekazali nam przedstawiciele środowiska medycznego, wokół programu panuje napięcie. Padają zarzuty, że nie sprawdzono nawet, czy jest zgodny z konstytucją. – Mówi się również o przesunięciu jego startu na 1 października – przyznaje w rozmowie z DGP jeden z ekspertów.
Niemcy wspierają tylko małżeństwa. Belgia również związki homoseksualne. W USA na każde sto urodzonych dzieci jedno jest dzieckiem z in vitro. Koszty zapłodnienia są częściowo refundowane. Wysokość refundacji waha się od 10 do 25 tys. dol. O cenie decydują rodzaj posiadanego ubezpieczenia (stopień, w jakim refunduje ono tego typu zabiegi) oraz stawki kliniki, gdzie przeprowadza się zabieg. Sztuczne zapłodnienie jest refundowane także w Wielkiej Brytanii, gdzie w 1978 r. urodziła się Louise Brown jako pierwsze dziecko in vitro na świecie. Obowiązują jednak ograniczenia wiekowe. Kobieta nie może mieć powyżej 39 lat. Regionalne placówki rządowego funduszu zdrowotnego mają jednak prawo ustanawiać własne limity wiekowe.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama