Nazwisko nie jest ważne. Istotne jest, jaką nowy minister zdrowia będzie miał moc sprawczą i zdolności organizacyjne. Bo przed nim stoi nie lada wyzwanie: połączenie oczekiwań partyjnych z dbaniem o sytuację epidemiczną.
Co czeka nowego szefa resortu, który jest w obecnej sytuacji jednym z kluczowych dla rządu? COVID-19, COVID i jeszcze raz COVID. I paradoksalnie to właśnie koronawirus może zaważyć na decyzji, kto będzie szefem resortu. Właśnie na tym polu rysuje się konflikt interesów na linii ministerstwo – premier. Nie zawsze decyzje epidemiczne są na rękę szefowi rządu, a są istotne, bowiem mają bezpośrednie przełożenie na sytuację gospodarczo-polityczną. Wybory, decyzje co do działania szkół, zamknięcie czy otwarcie rynku, sklepów – w tych wszystkich kwestiach decyzje wydawał minister zdrowia. I – jak wynika z naszych informacji – na tym polu dochodziło do przeciągania liny między politykami. Kancelaria premiera chciała łagodzić obostrzenia, minister zdrowia stał – początkowo – twardo przy wprowadzaniu ograniczeń na szeroką skalę. Przy wyborach już uległ. Kolejne decyzje przy zapowiadanej drugiej fali epidemii będą kluczowe dla gospodarki. I premier może chcieć mieć bezpośredni wpływ na opinie zdrowotne resortu. Pierwszym sprawdzianem będą szkoły. Sposób zarządzania ewentualnymi kłopotami po otwarciu placówek edukacyjnych będzie w dużej mierze zależeć od ministra zdrowia.
Problem polega także na tym, że nadal trwają prace nad szczegółowymi rozwiązaniami, jak ma działać system, jeżeli epidemia powróci. Największym wyzwaniem, co już widać ze wstępnych rozmów z ekspertami, będzie testowanie. Jak z tych kilkuset tysięcy pacjentów z katarem i gorączką, którzy przychodzą do lekarzy rodzinnych jesienią, rozpoznać, kto ma COVID? Powstały pierwsze rekomendacje, ale nadal jest kilka obszarów do omówienia. Szczególnie tych dotyczących działania placówek podstawowej opieki zdrowotnej.
Kolejną kwestią, która ma istotne znaczenie i jest w toku, jest dalsza informatyzacja – działa już teleporada, jest e-recepta i e-zwolnienie. Na wprowadzenie czekają m.in. elektroniczna dokumentacja medyczna i e-skierowanie. Miały ruszyć od początku stycznia. „Mózgiem” tej operacji był wiceminister Cieszyński, który odszedł z ministerstwa na początku tygodnia.
Wyzwaniem będzie także „załatwienie” dostępu do szczepionki na COVID, jak ta wejdzie na rynek. Firmy farmaceutyczne nie wyprodukują takiej ilości, żeby zaopatrzyć de facto cały świat. Polska będzie musiała ustawić się w kolejce. A tutaj będą się liczyć umiejętności dyplomatyczne.
To tylko niektóre z zagadnień, z którymi na samym początku spotka się człowiek, który zasiądzie w fotelu szefa resortu zdrowia. A każda decyzja – przy niepewności co do rozwoju epidemii – może mieć znaczenie dla życia i zdrowia Polaków.
Jednak, jak mówią nasi rozmówcy z partii rządzącej, resort ma się zająć też kolejnymi sprawami, które były zapowiadane przez PiS w obszarze zdrowia. Jest ich bez liku: to jest profilaktyka 40 plus – czyli bezpłatne badania dla osób, które ukończyły czterdziesty rok życia; pionizacja (a de facto centralizacja) Narodowego Funduszu Zdrowia; sytuacja finansowa szpitali; zmiany w sieci szpitali – od czerwca przyszłego roku muszą być wprowadzone zasady; cyfryzacja inspekcji sanitarnej; rozmowy z pracownikami ochrony zdrowia o wynagrodzeniach. W tej ostatniej kwestii trzeba mieć naprawdę dobre tzw. miękkie kompetencje. Jak wiadomo z doświadczenia ostatnich lat – brak umiejętności negocjacyjnych może nawet przy dobrych chęciach doprowadzić do strajku pracowników medycznych, i w efekcie do paraliżu służby zdrowia.
Wobec powyższej listy spraw nasuwa się pytanie – czy lepiej, by w resorcie zdrowia pojawił się ktoś z szeregów lojalnych działaczy partyjnych (na liście nazwisk, które ma lada dzień ogłosić premier, są i takie nazwiska), czy osoba bezpartyjna, ale znająca system? Zdania są podzielone. – W zdrowiu powinien być ktoś bezpartyjny, tak, żeby mógł kontynuować działania nawet po wyborach i żeby jego następcy nie zmieniali wszystkiego tylko z powodów politycznych – mówi mi jeden z rozmówców z resortu. Jednak sam przyznaje, że bez dobrego zaplecza politycznego i przełożenia na decyzje premiera, ministra finansów – nawet osoba z najlepszymi pomysłami niczego nie zdziała. Ale z kolei ktoś, kto jest bardziej lojalny wobec partii, może ulegać wpływom partyjnym i działać bardziej na rzecz polityki niż zdrowia publicznego.