Pandemia koronawirusa i nieustanny wzrost liczby zakażonych w Polsce potwierdza wszystkie stare problemy ochrony zdrowia oraz obnaża nowe niedostatki.

Od pierwszych chwil po potwierdzeniu w Polsce pierwszego zakażonego, lekarze aktywni w mediach społecznościowych podkreślali, że przede wszystkim w polskich szpitalach brakuje sprzętu: kombinezonów dla ratowników medycznych, maseczek oraz innego, podstawowego sprzętu. Kolejne godziny przyniosły także informacje o znikomej (10 tys.) liczbie respiratorów, z których większość jest aktualnie w użyciu.

Aby usprawnić pomoc zakażonym i koordynację sprzętu i lekarzy, Ministerstwo Zdrowia podjęło decyzję o przekształceniu 19 szpitali w szpitale zakaźne .”W każdym województwie co najmniej jeden szpital, w niektórych województwach, tam, gdzie jest większa liczba ludności, tych szpitali będzie więcej" - powiedział minister. Od poniedziałku placówki te mają być gotowe na przyjmowanie chorych. Do soboty nie były. Jak podaje serwis koscierzyna.info w pomorskich szpitalach panuje krytyczna sytuacja - brakuje w nich środków ochrony osobistej dla personelu znajdującego w bezpośrednim kontakcie z potencjalnym pacjentem zakażonym.

- Departament Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego na bieżąco monitoruje stan zabezpieczenia w środki ochrony osobistej w podległych podmiotach leczniczych. Wyniki monitoringu wskazują, że w większości szpitali nie ma już żadnych środków ochronnych - podaje urząd marszałkowski.

Szpital Specjalistyczny im. F. Ceynowy w Wejherowie, który ma zostać przekształcony w szpital zakaźny raportuje m.in. krytyczny brak kombinezonów ochronnych, fartuchów czy roztworów dezynfekcyjnych. Łącznie, na 14 pozycji, krytyczny brak występuje w 6 przypadkach.

Nieprzygotowany do jutrzejszego przekształcenia jest również szpital w Łomży. W opublikowanych na Facebooku komentarzu, Bernadeta Krynicka, była posłanka PiS, a obecnie kierownik działu kontraktowania i nadzoru świadczeń medycznych w szpitalu wojewódzkim w Łomży, punktuje braki szpitala. Z wypowiedzi wynika, że brakuje niemal wszystkiego: środków ochrony indywidualne, pomp, respiratorów a nawet ciśnieniomierzy. "Ten szpital się nie podźwignie. Zakładamy, że sytuacja będzie trwała kilka miesięcy, część personelu odejdzie na emerytury, a my potem nie zbierzemy personelu, żeby ten szpital pociągnąć" - mówi. Zdaniem Bernadety Krynickiej mieszkańcy Łomży i okolic zostanie bez dostępu do lekarzy. "Jesteśmy tak nieprzygotowani, że to głowa mała" - słyszymy. Do tego stopnia, że personel nie został do tej pory przeszkolony.

Na pomoc szpitalom ruszyły więc prywatne firmy - Agata Meble przekazała na walkę z koronawirusem milion złotych - a same szpitale uruchamiają własne pokłady kreatywności. Szpital Uniwersytecki w Zielonej Górze postanowił sam szyć maseczki dla lekarzy. W zamieszczonym na Facebooku poście pisze: „Umiesz liczyć, licz na siebie – kierując się tą dewizą rozpoczęliśmy dziś w południe produkcję własnych maseczek! – Prezes zaproponował takie rozwiązanie, załatwiłam belę materiału i gumki, a nasze panie ruszyły do szycia – mówi Karolina Koziorowska, zastępca kierownika działu administracyjno-gospodarczego. Panie Krystyna i Maria potrzebują niewiele więcej jak minutę na wyprodukowanie jednej maseczki, której koszt zamknie się w niecałej złotówce. Przypomnijmy, że w obecnej sytuacji maseczki stały się towarem deficytowym i niestety dość drogim. Dlatego dobrze, że nasze szwaczki wzięły sprawy (dosłownie) w swoje ręce”.

Tymczasem już 11 marca Okręgowe Rady Lekarskie apelowały o uznanie bezpieczeństwa personelu medycznego za priorytetowe w walce z koronawirusem. „Nie można usprawiedliwić stanem wyższej konieczności planowania tymczasowych oddziałów i stanowisk w prowizorycznych warunkach, bez wystarczającej liczby środków ochrony osobistej i bez zapewnienia personelu pomocniczego. Lekarze niosący pomoc pacjentom mają prawo do ochrony własnego zdrowia i życia, a decydenci na wszystkich poziomach mają obowiązek im to zapewnić! Stwarzanie zagrożenia dla personelu medycznego może doprowadzić do trwałej, wieloletniej zapaści polskiej ochrony zdrowia.

Apelujemy o realne i skuteczne działania w celu stworzenia lekarzom i pielęgniarkom optymalnych warunków i zapewnienia środków dla ratowania zdrowia i życia w sytuacji epidemii COVID-19 w Polsce.” - czytamy.

W szpitalach poza sprzętem brakuje ludzi. W Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, który od dzisiaj również pełni funkcję jednoimiennego szpitala zakaźnego brakuje pracowników. Jak mówił w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” dyrektor tego szpitala Marcin Jędrychowski: „Tylko w czwartek po tym, jak rząd ogłosił zamknięcie szkół i przedszkoli, ok. 60 lekarzy i 100 pielęgniarek złożyło wnioski o urlop związany z koniecznością zaopiekowania się dziećmi. To jest dla nas bardzo poważny problem”. O brakach kadrowych w polskich szpitalach pisaliśmy już wielokrotnie >>>>

W tej sytuacji są dwa wyjścia - sięgnąć po młodych, jeszcze nie lekarzy, albo - wzorem Włochów lub Francuzów - po emerytów. W obu przypadkach są problemy.

Po emerytowanych lekarzy rząd sięgnąć dodatkowo nie może, ponieważ emeryci stanowią już 25 proc. aktywnych lekarzy >>>>

12 marca Sekretarz Stanu w MNISW prof. dr hab. n. med Wojciech Maksymowicz wystosował do rektorów uczelni medycznych list z prośbą o włączenie się studentów ostatnich lat do pomocy służbom sanitarno-epidemiologicznym: „Studenci ci są już bowiem przygotowani do podjęcia działań wspierających, np. w wywiadzie epidemiologicznym, który jest prowadzony przez telefon i pozwala zebrać informacje od chorego.” Pierwsi potencjalni wolontariusze otrzymali już wzory umów. Jak informuje Bartosz Fiałek z OZZL pojawia się w nich zapis o „odpowiedzialności względem pacjentów placówki i samej placówki”. Co więcej, przewidzianym zabezpieczeniem dla wolontariuszy jest maska chirurgiczna oraz utrzymywanie odległości 1 m od pacjentów.