Tak źle jeszcze nie było, a eksperci przy resorcie zdrowia pracują nad planem ratunkowym, który może zacząć działać od stycznia 2019 r.
Tak źle jeszcze nie było, a eksperci przy resorcie zdrowia pracują nad planem ratunkowym, który może zacząć działać od stycznia 2019 r.
/>
„W tym roku już na planowe leczenie nie przyjmujemy” – informuje szpital Jonschera w Poznaniu. W Warszawie i Gdańsku jest tak samo. – Mamy 22 łóżka, wszystkie zajęte. 11 dzieci przyjęliśmy na oddziały dla dorosłych i tam czekają, aż zwolni się miejsce – mówi Joanna Pleskot-Kaczmarek z wojewódzkiego szpitala psychiatrycznego w Gdańsku. W warszawskim Instytucie Psychiatrii na oddziale dziecięcym na 28 miejsc jest 40 pacjentów. Część leży na korytarzu. W dziecięcym szpitalu klinicznym w stolicy ostatnio przyjęto 11 chorych ponad limit 30. Jedną osobę położono na podłodze. To wszystko przypadki pilne, dzieciaki, u których jest zagrożenie życia. Profesor Tomasz Wolańczyk, kierownik oddziału, daje przykład: jeżeli ktoś ma zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i np. przez sześć godzin potrafi myć ręce, nie jest w stanie chodzić d o szkoły, ale przyjmuje pokarmy i nie próbował popełnić samobójstwa – czeka w kolejce. Od roku nie zdarzyło się, by na oddziale było wolne miejsce. Z danych podawanych przez dr hab. Barbarę Remberk, konsultant krajową w dziedzinie psychiatrii dziecięcej, obłożenie w szpitalach wynosi 150–160 proc.
Z badań przeprowadzonych wśród warszawskich gimnazjalistów wynika, że objawy depresyjne ma co piąta 15-latka. Według policji przez trzy lata o jedną trzecią zwiększyła się liczba nastolatków próbujących odebrać sobie życie. Międzynarodowe porównania nie pozostawiają wątpliwości, że jest źle, szczególnie jeśli chodzi o polskie dziewczęta. Ich ocena zadowolenia z życia jest najgorsza ze wszystkich uczestników badania przeprowadzonego w 42 krajach. Według wiedzy DGP od 2019 r. może wystartować program, który ma zmienić sytuację. Psycholog w każdej szkole, terapeutyczne zespoły mobilne i szybko dostępna terapia rodzinna – to elementy projektu stworzonego przez zespół ds. zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży.
Eksperci przygotowują plan zmian. Zespół działający przy resorcie zdrowia lada moment przedstawi projekt rozwiązań mających zacząć działać od przyszłego roku. Podstawą ma być rozwinięcie oferty pomocy psychologicznej blisko miejsca zamieszkania dziecka. – Tak jak w przypadku dorosłych, ważny jest rozwój opieki środowiskowej. Model musi się jednak różnić od tego dla dorosłych, ponieważ dzieci mają inne potrzeby – tłumaczy dr hab. Barbara Remberk, konsultant w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży. W założeniu ma to być trójstopniowy model opieki: będzie się zaczynał od różnych, niemedycznych form pomocy w środowisku dziecka (dom rodzinny, szkoła), drugim stopniem będzie leczenie ambulatoryjne – w poradniach, a dopiero ostatnim – szpital.
Sytuacja w psychiatrii dziecięcej wymaga szybkiej zmiany. NFZ i Ministerstwo Zdrowia zwiększyły w tym roku o 10 proc. wycenę w pomocy psychiatrycznej w placówkach ambulatoryjnych (poza szpitalem). To nie wystarczy. Opieka w środowisku dziecka prawie nie istnieje. Czasem jest pedagog w szkole, czasem pomoże poradnia psychologiczno-pedagogiczna, działają też poradnie zdrowia psychicznego. Ale każda osobno, w wielu miejscach kolejki do specjalistów są wielomiesięczne. Dramatycznie też brakuje terapii rodzinnej. – To trzeba zmienić w pierwszej kolejności: rozwinąć sieć pomocy ambulatoryjnej, poszerzając ofertę terapii rodzinnej – mówi konsultantka.
Jak tłumaczy dr Tomasz Rowiński z Instytutu Psychologii UKSW, członek zespołu przy MZ, wsparcie ma zaczynać się od poziomu bazowego, którym miałoby być poradnictwo psychologiczno-pedagogiczne, obecnie funkcjonujące w ramach systemu edukacji. Jeśli szkoła sobie nie radzi z problemami, kieruje dalej: na poziom pierwszy, w którym funkcjonują zespoły terapeutyczne. Na kolejnym etapie, w którym działałyby m.in. oddziały dzienne, dochodziłaby opieka lekarza psychiatry. Trzeci poziom to ośrodki dyżurujące całodobowo. Miałyby móc przyjąć wszystkich pacjentów w stanie zagrożenia życia. Sprawowałyby kluczową funkcję w systemie: wspólnie z ośrodkami pierwszego i drugiego poziomu w terenie ustalałyby najlepszą formę pomocy dla pacjenta oraz prowadziły szkolenia dla specjalistów.
– Jako pierwsze powinny powstać ośrodki o najwyższej referencyjności. Chcemy, żeby były uruchomione już styczniu 2019. Bez nich nie ruszą szkolenia – zauważa dr Rowiński.
A jest to konieczne, bo plan zakłada też wprowadzenie nowego zawodu: terapeuty środowiskowego dzieci i młodzieży. Do jego zadań należeć będą m.in. koordynacja, wsparcie i współpraca ze specjalistami ze szkoły. – To taka osoba, której teraz brakuje w systemie – podkreśla ekspert.
– Chodzi nam o to, żeby pacjenci mieli łatwiejszy dostęp do poradnictwa, a nie musieli od razu kierować się do poradni zdrowia psychicznego czy na izbę przyjęć placówki, w której jest zlokalizowany oddział całodobowy psychiatrii dzieci i młodzieży – dodaje prof. Małgorzata Janas-Kozik, również pracująca w ministerialnym zespole. Nowy plan wymaga będzie pełnej współpracy różnych ministerstw – głównie edukacji, zdrowia i rodziny. W finansowaniu pomóc miałoby Ministerstwo Rozwoju.
Ale to przyszłość, a kłopot mamy tu i teraz. Dyrektorzy szpitali przekonują, że należałoby zwiększyć finansowanie, co może by zachęciło do pracy w publicznych placówkach. Stawki są w nich tak niskie, stres tak duży, że specjaliści nie chcą pracować w publicznych szpitalach. Albo przyjmują prywatnie, albo wyjeżdżają – popularny kierunek to kraje skandynawskie, które nawet fundują naukę języka. Niektórzy w ogóle odchodzą z zawodu. W szpitalu dziecięcym w Warszawie odeszła pod koniec zeszłego roku połowa – z sześciorga lekarzy zostało troje. Ktoś przyjął awans w innej placówce, ktoś zmienił pracę. – Nie ma ich kim zastąpić – ubolewa prof. Wolańczyk z warszawskiego klinicznego szpitala dziecięcego. Brakuje też wsparcia rezydentów. – Na Mazowszu od półtora roku nie było nowych rezydentów, w Krakowie od kilku lat – wylicza prof. Tomasz Wolańczyk.
Aby spełnić standardy WHO – powinno być 10 psychiatrów na 100 tys. populacji dzieci i młodzieży. Obecnie jest czterech. Ale to tylko dane z rejestrów. Tych faktycznie leczących dzieci jest jeszcze mniej.
Ma się pojawić nowy zawód – terapeuta środowiskowy
ROZMOWA
Chore są całe rodziny
/>
Dziecięce szpitale psychiatryczne są przepełnione. Co się dzieje z dziećmi?
To łańcuch naczyń połączonych. Zaczyna się od rodziców. Choćby to, że rodzice decydują się na posiadanie dziecka coraz później, sprawia, że rodzi się więcej dzieci z różnymi powikłaniami, i to nie tylko widocznymi, tak jak zespół Downa. Jest wiele drobnych zmian rozwojowych, długo niezauważalnych. Wpływ na późniejszy stan dziecka ma stres w ciąży.
A potem stawiamy dzieciom wymagania.
Wielu Polaków zaliczyło szybki awans społeczny, żyją w dobrobycie i choć sami np. nie byli dobrze wykształceni, mają wysokie – np. edukacyjne – oczekiwania wobec swoich dzieci. Często niewspółmierne do ich możliwości. Jest jeszcze jedna rzecz: Polacy mają tendencje do krytykowania. W tym także własnych dzieci. Karmią je negatywnymi informacjamna ich temat, nie rozumieją, że trzeba budować pozytywny obraz i wzmacniać dziecko. Bo najważniejsze w życiu – ważniejsze nawet od zdobytej wiedzy, jest poczucie własnej wartości. Jeżeli się je posiada, to żadna krytyka nie będzie rozwalać psychicznie. Własną wartość buduje się w rodzinie i szkole.
W szkole też nie każdy nauczyciel jest dobrym pedagogiem, wielu działa również na negatywnych emocjach. Ponadto szkoła jest coraz bardziej rywalizacyjna.
Z badań wynika, że polskie nastolatki są najmniej usatysfakcjonowane z życia w grupie rówieśników z kilkudziesięciu innych krajów.
Dziewczynki szybciej wysyłają sygnały ostrzegawcze. Okaleczają się, znajdują w tym ujście emocji albo wyrażają niezadowolenie z własnej osoby, karzą się. Podejmują próby samobójcze. To znak ostrzegawczy. U chłopców jest gorzej, bo np. stają się agresywni i nikt nie wie, że to objawy zaburzeń depresyjnych czy innych problemów emocjonalnych. Jeżeli targną się na własne życie, to zwykle skutecznie.
System opieki zdrowotnej odpowiada na te wyzwania?
Cały błąd polega na tym, że skupiamy się na leczeniu dorosłych. Ale w większości przypadków problemy były już w dzieciństwie. Tu trzeba działać. I trzeba leczyć całe rodziny, a z tym jest kłopot.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama