- Terapii nie trzeba zaczynać od razu przy pomocy psychiatry - mówi prof. dr hab. n. med. Małgorzata Janas-Kozik kierownik Katedry Psychiatrii i Psychoterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, kierownik Oddziału Klinicznego Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu.



ikona lupy />
prof. dr hab. n. med. Małgorzata Janas-Kozik kierownik Katedry Psychiatrii i Psychoterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, kierownik Oddziału Klinicznego Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu / Dziennik Gazeta Prawna
Sytuacja w psychiatrii dziecięcej jest na tyle dramatyczna, że Ministerstwo Zdrowia, przy pomocy ekspertów, przygotowuje plan ratunkowy. Wczoraj pisaliśmy, że specjalny zespół wkrótce ma przedstawić swoje propozycje. Jedną ze specjalistek doradzających resortowi jest prof. Małgorzata Janas-Kozik, która część projektowanych rozwiązań wypróbowała na kierowanym przez siebie oddziale w Sosnowcu.
Na czym polega proponowana przez państwa reforma?
To jest zmiana systemowa, której celem jest przeniesienie jak największej liczby działań do środowiska małego pacjenta, który być może nie musi być pacjentem w ogóle, a jeśli już, to niekoniecznie pacjentem oddziału zamkniętego psychiatrii dzieci i młodzieży. Chodzi o to, żeby działań dotyczących profilaktyki, wczesnego rozpoznawania i odpowiedniej terapii nie zaczynać od razu przy pomocy psychiatry, ale żeby zaktywizować w tym celu środowisko i wykorzystać już istniejące w nim zasoby. W każdej gminie są ośrodki pomocy psychologicznej, w każdym powiecie poradnie psychologiczno-pedagogiczne. W tę stronę idą proponowane przez nas zmiany. Bo na razie pacjenci i rodzice, cokolwiek by się działo, jadą na izbę przyjęć.
Czy w taki sposób działa kierowany przez panią oddział?
Dzięki projektowi unijnemu mam program rozwijania środowiskowej opieki psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży na dwa lata. Działa od września zeszłego roku. W Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu jest właściwie całe centrum zdrowia psychicznego (choć oficjalnie nie ma to takiej nazwy) dla dzieci i młodzieży. Kieruję oddziałem klinicznym, czyli całodobowym oddziałem psychiatrycznym wieku rozwojowego, największym w Polsce, na 60 łóżek. Z całym zapleczem szkolnym i gabinetów terapeutycznych. W tej strukturze znajduje się również oddział dzienny, funkcjonujący już wiele lat, dla 12–15 pacjentów. I jest duża poradnia zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży, gdzie pacjenci mogą przyjść bez skierowania, nawet po zarejestrowaniu się przez internet.
Nasza klinika na 60 łóżek jest tak zaprojektowana, że w każdej chwili można z niej zrobić oddział pobytu dziennego. Ale to się nie udaje, bo proszę mi wierzyć, ja mam 65 pacjentów takich, których nie mogę wypisać z uwagi na ich obecny stan zdrowia.
Mam też zorganizowane, dla dwóch powiatów – Dąbrowy Górniczej i Sosnowca – terapeutyczne zespoły mobilne.
Co to takiego?
To nowość, której w systemie brakowało. Zespół jeździ do domu pacjenta, na umówione spotkania, koordynuje opiekę poszpitalną. Działa od poniedziałku do piątku, w godz. 8–20. Mam zawsze trzech terapeutów, psychologów, jest nadzór lekarza, ale on nie jest codziennie potrzebny, raczej do umówionych konsultacji, superwizji.
Nie jest to program kierowany do wszystkich, ale do tych pacjentów, którzy byli już hospitalizowani na oddziale całodobowym. Celem jest zmniejszenie liczby rehospitalizacji, czyli praca w środowisku domowym, szkolnym, rówieśniczym. Taka aktywizacja i podtrzymywanie leczenia pacjenta, żeby nie musiał trafić do szpitala po raz drugi.
To się udaje?
Jeśli chodzi o rehospitalizację, to różnie. Ale generalnie to bardzo dobrze zdaje egzamin. W tej chwili w projekcie uczestniczy 44 pacjentów. Próbowaliśmy zrekrutować 80, ale nie wszyscy wyrażają zgodę. To zrozumiałe, bo jest to coś nowego, trzeba się otworzyć, wpuścić obcych ludzi do domu.
W tę stronę ma iść ta reforma, żeby jak najwięcej działań przenieść do środowiska, wspomóc szkołę. Prowadzić aktywizację społeczną, która jest zupełnie czym innym w przypadku dziecka (najczęściej nastolatka) niż dorosłego. Oczywiście wszystko za zgodą rodziców i pacjenta.