Brakuje lekarzy specjalistów. Resort zdrowia konsultuje zmiany w koszyku świadczeń łagodzące wymogi wobec placówek medycznych, ale to nie rozwiąże problemów.
/>
Jak niedawno informowaliśmy, po latach przerwy część oddziałów NFZ ogłosiła konkursy na wyłonienie placówek, m.in. fizjoterapii, działających poza szpitalami. Na prośbę resortu zdrowia musiały je jednak odwołać. Powód? Większość nie spełniłaby wymogu posiadania specjalisty fizjoterapeuty. Teraz, po zmianach, wystarczy magister w tej dziedzinie. Resort uznał, że ma on wystarczające kompetencje.
– W powiecie mieliśmy tylko jednego takiego specjalistę. Inne placówki nie miałyby szans na spełnienie wymogów – mówi DGP Ludwik Węgrzyn, starosta bocheński i prezes Związku Powiatów Polskich. Zdarzało się też, że medycy przy okazji windowali stawki. – Lekarz chciał 350 czy nawet 400 zł za godzinę, bo bez niego poradnia traciła szansę na kontrakt – mówi jeden z dyrektorów.
W części dziedzin kryteria można obniżyć, ale nie rozwiązuje to problemu braku specjalistów. Ich liczba zależy m.in. od tego, jak rozdzielane są rezydentury (w ramach których państwo płaci medykowi w czasie podnoszenia kwalifikacji), na ile ciężka będzie praca oraz, a może nawet przede wszystkim, perspektyw zarobków.
Dla kogo miejsca
Nabór na rezydentury organizowany jest dwa razy w roku. Ostatni w marcu. O tym, dla jakich specjalizacji znajdą się pieniądze, decyduje resort. W pierwszej kolejności wybiera te, gdzie potrzeby są największe, np. pediatrię, medycynę rodzinną, internę (rezydenci ci dostają też nieco więcej środków). Informacje o zapotrzebowaniu przekazują wojewodowie m.in. w oparciu o informację od konsultantów wojewódzkich z danej dziedziny. I tu, zdaniem części ekspertów i organizacji pacjenckich, pojawia się problem. Niektórzy konsultanci rzetelnie szacują potrzeby, ale inni są więcej niż zachowawczy. Powód? – Im więcej osób trafi do zawodu, tym większa konkurencja i ryzyko niższych zarobków, o czym niedawno mówił jeden z konsultantów – mówi jedno z pacjenckich stowarzyszeń. Problem widzą też inne. – Lekarze powinni wychowywać godnych następców, a nie traktować ich jak konkurentów czy tylko pomocników – mówi Urszula Jaworska, prezes fundacji jej imienia.
Z kolei Jerzy Gryglewicz, ekspert Uczelni Łazarskiego, zwraca uwagę, że zapotrzebowanie wynika m.in. z przygotowanych przez resort map potrzeb zdrowotnych. – Jeżeli w danej specjalizacji region odstaje od innych pod względem liczby lekarzy na 10 tys. mieszkańców, to powinno to być sygnałem dla konsultanta – wyjaśnia.
Godne zarobki
Kolejna kwestia to finanse i ogólna atrakcyjność zawodu. Mało kto chce być lekarzem rodzinnym, choć zarobki obiektywnie są niezłe, a miejsc na rezydenturze dużo. Ale praca jest ciężka, bo pacjentów trzeba przyjąć nawet wtedy, gdy zgłasza się ich dwa razy więcej niż zwykle, a pieniądze są dużo niższe niż np. dla kardiochirurga. W przypadku pracy w szpitalach stawki w dużej mierze zależą od tego, ile za procedury płaci NFZ. Więc medycy – patrząc na zestawienie przyznanych rezydentur – wybierają komercyjne dziedziny, jak dermatologia, medycyna estetyczna, ortodoncja, diagnostyka obrazowa. A żadnego kandydata w jesiennym naborze nie było np. w diagnostyce laboratoryjnej, geriatrii, pediatrii metabolicznej. Niewielu chętnych było na neonatologię i inne dziecięce specjalizacje, ratownictwo czy opiekę paliatywną.
NIK punktuje
Na konieczność zmian w kształceniu specjalistów wskazała też Najwyższa Izba Kontroli. W zeszłorocznym raporcie krytykowała niskie limity przyjęć na studia medyczne oraz rezydentury. Stwierdziła też, że w decyzjach decydentów brakuje kompleksowej i perspektywicznej strategii uwzględniającej potrzeby zdrowotne społeczeństwa, w tym skrócenie kolejek do wizyt i operacji.
Na razie problem mimo dobrych chęci i zwiększenia liczby miejsc na rezydenturach narasta. Kadry medyczne starzeją się – medyk specjalista ma średnio ok. 55 lat. Do tego dochodzi emigracja kadr medycznych. Tymczasem – jak zwraca uwagę Monika Zientek, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej – brak specjalistów wpływa na czas diagnozy i rokowania. Dlatego pacjenci chcieliby, żeby decydenci oraz konsultanci wojewódzcy i krajowi, zgłaszając do ministerstwa zapotrzebowanie na rezydentury, wykazywali się większą wrażliwością na los chorych. – Konsultant, który radzi rodzicom z chorym reumatologicznie dzieckiem, by zamiast dojeżdżać na leczenie z Elbląga do Krakowa, dojeżdżali z Elbląga do Lublina, bo jest bliżej, nie widzi potrzeby zwiększania liczby lekarzy reumatologów – dodaje Zientek.
Kilka wyborów i informacja
Z kolei Maciej Hamankiewicz, szef Naczelnej Rady Lekarskiej, uważa, że sytuację można poprawić przez lepszą organizację. – Teraz lekarz składa dokumenty na jedną wybraną specjalizację w ramach rezydentur. Wskazane byłoby umożliwienie wybrania jednej, dwóch dodatkowych dla tych, którzy nie dostali się na tę jedną – twierdzi Hamankiewicz. Do tego, jego zdaniem, potrzebna jest szeroka akcja informacyjna.
– Jeżeli młodzi lekarze chętnie wybierają np. radiologię i diagnostykę obrazową, a brakuje osób na radioterapię onkologiczną, to należałoby je zachęcić do decydowania się na rezydenturę właśnie z radioterapii, jeżeli nie dostaną się na tę pierwszą – mówi szef NRL.
Analogicznie chętnych do rezydentury z zakresu położnictwa i ginekologii można zachęcać do specjalizacji z patomorfologii, mikrobiologii lekarskiej czy diagnostyki laboratoryjnej, pokazując, jak ważne są to specjalizacje również dla ginekologii i położnictwa – dodaje. Innym pomysłem jest oddanie części rezydentur do dyspozycji szpitali – w Niemczech to one decydują, jakich specjalistów im trzeba.