Port w 2023 r. obsłużył niecałe 104 tys. podróżnych. Zimą terminal niemal opustoszał.

Z uruchomionego po rozbudowie pod koniec kwietnia ub.r. portu lotniczego w Radomiu korzysta mniej podróżnych, niż przewidywano.

Dyrektor lotniska Grzegorz Tuszyński ponad rok temu zakładał, że przez terminal w 2023 r. przewinie się 250 tys. pasażerów. W 2024 – pierwszym pełnym roku działalności – liczba ta miała wzrosnąć do 450 tys. W ubiegłym roku założenia zrealizowano w mniej niż połowie. Obsłużono 103,4 tys. osób. To byli w głównej mierze klienci biur podróży. Połączenia do Turcji, Grecji i Egiptu uruchamiali tacy touroperatorzy jak Itaka, Nekera czy Coral Travel. Od początku w Radomiu jest też obecny LOT. Nasz narodowy przewoźnik nie zrealizował jednak wszystkich swoich planów. Zrezygnował m.in. z rejsów do Kopenhagi.

Pułapka sezonowości

Sprawdziły się przewidywania ekspertów z 2022 r., którzy mówili, że stawiając przede wszystkim na biura podróży, port wpadnie w pułapkę sezonowości. Zimą ruch turystyczny zwykle mocno się zmniejsza. W efekcie w ostatnich tygodniach port opustoszał. Niewiele zmieniło tu uruchomienie w połowie grudnia przez linie Wizz Air połączenia do Larnaki na Cyprze. Obecnie odbywa się tylko pięć startów samolotów tygodniowo. Dwa razy w tygodniu LOT wykonuje rejsy do Rzymu, dwa razy startuje Wizz Air, a raz tygodniowo odbywa się rejs czarterowy do Egiptu. W poniedziałki, czwartki i piątki nie ma żadnych operacji lotniczych.

Według Piotra Rudzkiego z biura prasowego Polskich Portów Lotniczych ten rok dla lotniska w Radomiu powinien być lepszy. – Według szacunków w 2024 r. port obsłuży ok. 200 tys. pasażerów – zapowiada.

Pewne rozczarowanie

Inny regionalny port na Mazowszu – Modlin – w 2012 r., czyli w pierwszym roku działalności, obsłużył prawie 860 tys. pasażerów. W minionym roku z wynikiem 3,4 mln podróżnych pobito tam kolejny rekord. Na korzyść Modlina przemawia przede wszystkim odległość od Warszawy, od której dzieli go ok. 40 km. Z centrum stolicy do lotniska radomskiego jest zaś ponad 110 km.

– Wyniki lotniska w Radomiu są pewnym rozczarowaniem. Zwłaszcza że ich lwią część zbudował LOT, czyli linia, która dzięki powstaniu tego lotniska miała mieć więcej miejsca na rozwój w Warszawie – mówi Mariusz Piotrowski z portalu Fly4free.pl. – Na pewno, mimo usilnych zachęt ze strony PPL, problemem jest przyciągnięcie pasażera z Warszawy i dużej taniej linii, która na takich lotniskach jak Radom jest kołem zamachowym ruchu pasażerskiego. Czy to się zmieni? Problemem jest fakt, że – w przeciwieństwie do podobnych lotnisk – Radom nie ma samorządowego udziałowca, który mógłby próbować zachęcić przewoźników, choćby poprzez słynne już przetargi na „promocję regionu”, czyli ukryte dotowanie połączeń. Teraz słyszymy, że miasto Radom rozważa taki krok. Przykłady innych lotnisk i samorządów w Polsce pokazują, że potrzebna byłaby spora kwota – rzędu kilku, kilkunastu milionów rocznie – zaznacza Piotrowski.

Przyznaje jednak, że dotowanie portu przez samorząd byłoby też klęską obecnego zarządu PPL, który budował Radom jako „antytezę Modlina”. Nowe lotnisko miało działać bez dopłat.

– Na pewno port w Radomiu ma potencjał do rozwoju kierunków czarterowych i wakacyjnych. Ułatwiać będzie to zapychanie się warszawskiego Lotniska Chopina, które w tym roku obsłuży 20,5 mln pasażerów i zbliży się do granic przepustowości. Sądzę, że część biur podróży i czarterów może się „przeprosić” z Radomiem od 2025 r., co jednak nie rozwiązuje problemów sezonowości tego lotniska. Ten kłopot zniknąłby w przypadku pojawienia się solidnego taniego przewoźnika. Ryanair skupi się raczej na pozostaniu w Modlinie i negocjacjach z nowymi władzami PPL. Z kolei Wizz Air ma teraz problemy z uziemieniem dużej części floty i nowe trasy z Radomia raczej nie są dla niego priorytetem – dodaje Piotrowski. ©℗