Na tym można by zakończyć, ale wszystko to pokazuje przecież szersze zjawisko: pieniądze z Unii często okazują się nie manną z nieba, lecz poważnym problemem. Oprócz kolei w inwestycjach infrastrukturalnych można przywołać choćby kiepskie doświadczenia z budową dróg z głośnymi bankructwami wykonawców. Trudniej zidentyfikować kłopoty w mniejszych projektach, realizowanych przez prywatne firmy, o których nie słychać w całej Polsce (czasem nie słychać nawet w powiecie czy gminie). Obawiam się jednak, że i tu niejednemu beneficjentowi unijna dotacja może stanąć ością w gardle.
W kończącej się właśnie unijnej siedmiolatce powinniśmy się nauczyć takiego korzystania ze wsparcia z Brukseli, żeby przez następne siedem lat móc w pełni z niego korzystać. I obywać się bez konieczności kombinowania – takiego jak przy inwestycjach kolejowych.