Od 8 stycznia dolar osłabił się w stosunku do złotego aż o ponad 8 proc. To powinno przełożyć się na obniżki na stacjach – zdaniem analityków ceny paliw powinny spaść o 20 – 30 gr. na litrze, co oznaczałoby, że olej napędowy kosztowałby poniżej 5,5 zł. A jednak obniżki są symboliczne – z danych firmy analitycznej E-petrol wynika, że w ciągu ostatniego tygodnia litr oleju napędowego potaniał zaledwie o 1 grosz, a benzyny 95 – o 2 grosze.
– Zdecydowanych obniżek nie ma, bo gdy tylko tanieć zaczął dolar, w górę poszły ceny ropy naftowej na światowych rynkach – tłumaczą koncerny naftowe. Pod koniec ubiegłego tygodnia za baryłkę ropy Brent na giełdzie w Londynie płacono ponad 118 dol., podczas gdy jeszcze na początku lutego było to 110 dol. Ostatni raz baryłka była tak droga w lipcu 2011 r. Jednak wtedy za dolara płaciliśmy zaledwie 2,75 zł, co przekładało się na bardzo atrakcyjne – z dzisiejszego punktu widzenia – ceny paliw. Zarówno benzyna, jak i olej napędowy kosztowały poniżej 5 zł.
Jeszcze dwa tygodnie temu eksperci twierdzili, że ceny ropy ustabilizowały się w widełkach między 100 a 110 dol. Co zatem odpowiada za jej ostatnie podwyżki? – Informacje o blokowaniu importu ropy z Iranu. Mają wyraźny wpływ na notowania surowca – tłumaczy Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z E-petrol.pl.
Abstrahując od samych cen ropy i notowań walut – na samych stacjach także dzieją się rzeczy, które trudno wyjaśnić. Litr oleju napędowego w hurcie kosztuje zaledwie 3 grosze więcej niż tradycyjnej 95-oktanowej benzyny. W detalu zaś różnice w cenie obu paliw nadal sięgają 20 groszy. Przyczyną są marże. – Stacje kładą większy akcent na diesla – tłumaczy Bogucki i dodaje, że ma to związek ze zwiększonym zapotrzebowaniem na ON.