Po tym jak Fundacja Frank Bold wywalczyła sądowy nakaz usunięcia reklam warsztatu wykonującego nielegalne usługi, nadchodzi czas na wyeliminowanie takich ofert z portali aukcyjnych
Proceder nielegalnego wycinania filtrów DPF trwa w najlepsze od lat. Zwłaszcza odkąd Polacy zaczęli sprowadzać coraz więcej aut z Zachodu. Z uwagi na to, że często są to pojazdy nie pierwszej młodości, a filtry cząstek stałych z czasem się zapychają, właściciele stają przed dylematem: albo regenerować urządzenie bądź wymienić na nowe (warte nieraz więcej niż sam samochód), albo pozbyć się kłopotu, zlecając mechanikowi jego usunięcie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wycięcie filtra DPF lub jego dezaktywacja pozwoli na zwiększenie osiągów silnika przy jednoczesnym zmniejszeniu ilości spalanego paliwa, nie dziwne, że wiele osób decyduje się na to drugie rozwiązanie.

Z kopciuchami się udało

Dodatkową zachętą jest niska kara ‒ mandat w wysokości 500 zł oraz to, że wiele warsztatów potrafi dokonać całej operacji w taki sposób, by nie została wykryta podczas badania auta w stacji kontroli pojazdów. Choć taka ingerencja w układ wydechowy jest nielegalna i szkodliwa dla środowiska (prowadzi do znacznego pogorszenia jakości wydalanych spalin), w internecie wciąż można znaleźć setki ofert takich usług.
DGP
‒ Dlatego rozmawiamy z jednym z dwóch największych portali aukcyjnych, nakłaniając do zmiany regulaminu i usuwania takich ofert z sieci. Po tym, jak portale ogłoszeniowe przestały zamieszczać anonse o sprzedaży niespełniających norm pieców na paliwa stałe, udało się znacznie ograniczyć handel kopciuchami. Liczę na to, że tak samo stanie się z usługami dotyczącymi usuwania filtrów DPF. Jeśli to się nie powiedzie, wówczas będziemy występować przeciwko takim portalom na drogę sądową – zapowiada Miłosz Jakubowski, prawnik z Fundacji Frank Bold.
Do przymuszenia administratorów stron internetowych do usuwania nielegalnych ofert fundacja zamierza wykorzystać przepisy środowiskowe, które już raz okazały się skuteczne. Powołując się na art. 80 prawa ochrony środowiska (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1396 ze zm.; dalej: p.o.ś.), Fundacja Frank Bold wraz z Dolnośląskim Alarmem Smogowym wygrała proces z jednym z warsztatów samochodowych z Jeleniej Góry, w efekcie czego ten musiał usunąć wszystkie reklamy swoich wątpliwych usług z internetu.
Wskazany przepis stanowi, że „reklama lub inny rodzaj promocji towaru lub usługi nie powinny zawierać treści propagujących model konsumpcji sprzeczny z zasadami ochrony środowiska i zrównoważonego rozwoju, a w szczególności wykorzystywać obrazu dzikiej przyrody do promowania produktów i usług negatywnie wpływających na środowisko przyrodnicze”.

Przełomowy wyrok

Biegły, który sporządził opinię w tej sprawie, nie miał wątpliwości co do tego, że wycięcie lub dezaktywacja filtra wpływają negatywnie na środowisko, a więc w myśl art. 80 p.o.ś. reklamowanie takich usług jest zakazane. Z kolei art. 328 tej ustawy jednoznacznie stanowi, że organizacje ekologiczne mogą występować do sądu z roszczeniem o zaprzestanie reklamy lub innego rodzaju promocji towaru lub usługi, jeśli reklama ta lub inny rodzaj promocji sprzeczne są z art. 80.
Wyrok, który zapadł w marcu (niedawno ukazało się jego uzasadnienie), jest już prawomocny, a nieuczciwy przedsiębiorca, który usunął jedynie część niezgodnych z prawemreklam, został też zobligowany do pokrycia kosztów procesu. Co prawda na podstawie tych przepisów sąd nie ma możliwości zasądzenia odszkodowania, możliwe jest jednak nałożenie grzywny w celu przymuszenia do wykonania wyroku. Aż dziw, że do tej pory NGO tak rzadko korzystały z tego narzędzia.
‒ W prawie ochrony środowiska jest sporo takich bardzo ciekawych regulacji, które są rzadko wykorzystywane. Orzeczeń wydanych na podstawie art. 80 i 328 p.o.ś., na które się powoływaliśmy, jest garstka. Dlatego zachęcamy również inne organizacje pozarządowe, których jednym z celów statutowych jest ochrona środowiska, do korzystania z tych przepisów przy zwalczaniu reklam – dodaje mec. Jakubowski. Zaznaczając przy tym, droga sądowa powinna być stosowana tylko wówczas, gdy przedsiębiorca nie będzie chciał usunąć nielegalnych reklam dobrowolnie.
Działania NGO pozytywnie ocenia Maciej Wroński, prezes związku pracodawców Transport i Logistyka Polska. On od lat walczy z analogicznym problemem, z którymi boryka się duży transport, czyli reklamowaniem montowania tzw. emulatorów adblue. Ich stosowanie również poprawia osiągi, zmniejsza zużycie paliwa oraz zwiększa emisję szkodliwych spalin. – Aż szkoda, że nie mamy w statucie ochrony środowiska, bo pewnie też chętnie byśmy się włączyli w taki sposób zwalczania nielegalnego procederu. Zwłaszcza że taka ingerencja w silniki ciężarówek prowadzi nie tylko do zanieczyszczania środowiska, ale stanowi czyn nieuczciwej konkurencji w stosunku do tych przedsiębiorców, którzy przestrzegają prawa – podkreśla prezes Wroński.
Eksperci nie mają jednak wątpliwości – takie postępowanie to ciągle jednak próba łatania systemowych zaniedbań, których państwo nie było w stanie przez lata usunąć.