Airbus i Boeing mimo spowolnienia przetrwają. Mogą uzyskać pomoc publiczną, a portfele zamówień mają wypełnione na wiele lat do przodu. Problemem mogą być plajty poddostawców.
Linie lotnicze z powodu koronakryzysu już są w olbrzymich tarapatach. Wiele z nich upadnie. Ale duopol producentów samolotów mimo turbulencji przetrwa. Na sytuację gigantów wpływa m.in. to, że są zbyt duzi, by upaść. Airbus tylko we Francji i Niemczech zatrudnia po ok. 40 tys. ludzi, co oznacza, że wraz z kooperantami jest to po ćwierć miliona pracowników zależnych od tych podmiotów.
Mogą liczyć na pomoc
– Produkcję trzymamy na wolnym biegu, ale nie możemy sobie pozwolić na totalne zamknięcie zakładów. W Hiszpanii i we Francji przez cztery dni mieliśmy przestój na wypracowanie nowych procedur, odkażania itd. – opowiada nam osoba związana z Airbusem. – Czy nas kryzys dotknie? Portfele zamówień zarówno u nas, jak i u Boeinga są pełne na ok. 10 lat do przodu. Od zamówienia samolotu do dostawy czeka się dwa-trzy lata – dodaje. Nawet jeśli część klientów się wycofa, to nie powinno to krótkoterminowo wpłynąć na produkcję.
– Głównym problemem może być zachwianie w łańcuchu dostawców. Chodzi o to, by teraz nie dać im upaść, bo odtworzenie tego będzie długotrwałe i kosztowne – wyjaśnia nasz rozmówca.
Adrian Furgalski ze Zespołu Doradców Gospodarczych TOR spodziewa się jednak, że wielcy producenci samolotów będą wymagać dużej pomocy publicznej. Powód? Na ich wynikach odbije się sytuacja przewoźników, którzy przez wiele miesięcy, jeśli nie lat, z powodu koronawirusa i jego następstw mogą zamawiać znaczniej mniej maszyn. Trzeba jednak pamiętać, że głównymi klientami producentów są obecnie firmy leasingowe.
– Producenci na pewno otrzymają pomoc, bo poszczególne rządy nie dopuszczą do bankructw tych gigantów. W każdym przypadku będzie to jednak wyglądać inaczej. Prezydent USA Donald Trump bez specjalnego liczenia obiecał Boeingowi 60 mld dol., o które niedawno wystąpił producent. Tyle że ta kwota ma pokryć nie tylko straty związane z przestojami z powodu koronawirusa, ale także te spowodowane wpadkami z boeingami MAX czy z dreamlinerami – mówi Furgalski.
Zwłaszcza kłopoty z uziemieniem „maksów” odcisnęły się mocno na wynikach producenta. Według upublicznionego przez firmę raportu finansowego za rok 2019 przychody z tytułu sprzedaży samolotów cywilnych w ciągu roku spadły z 57 do 32 mld dol. Odpowiadają za to w przeważającej mierze problemy z modelem MAX.
Pomoc amerykańskiego rządu tylko z powodu wpadek z poszczególnymi maszynami mogłaby być mocno oprotestowana np. przez Światową Organizację Handlu. Teraz Boeingowi łatwiej będzie się dogadać z władzami USA, by wrzucając do worka z napisem COVID-19 wszystkie powody dostały wielki zastrzyk gotówki, który zrekompensuje im też wcześniejsze problemy.
Furgalski ma nadzieję, że pomoc rządu dla amerykańskiego producenta daje także szanse LOT-owi na to, by uzyskać odszkodowanie po uziemieniu „maksów”. Według jego nieoficjalnych informacji zimą nasz narodowy przewoźnik szacował, że straty spowodowane zatrzymaniem maszyn wyniosły blisko 500 mln zł. Można mieć nadzieję, że producent będzie skłonny do szybkiej pomocy, bo nie będzie chciał potęgować ryzyka bankructwa poszczególnych przewoźników. Jeśli nawet to nie będzie rekompensata w samej gotówce, to można liczyć na tańsze części czy bezpłatne szkolenia.
Armie zamawiają
Poduszką dającą oddech gigantom lotniczym jest to, że zarówno Boeing, jak i Airbus są silne również w sektorach wojskowym i kosmicznym. U Boeinga z tego tytułu przychody wyniosły w 2019 r. 26 mld dol., podobnie jak rok wcześniej. Tu zamówienia się na razie nie zmniejszają. W poniedziałek amerykański gigant poinformował o zamówieniach o wartości 1,5 mld dol., na produkcję kolejnych 18 samolotów P-8A Poseidon. Umowa obejmuje osiem samolotów dla US Navy, sześć maszyn dla Marynarki Wojennej Republiki Korei i cztery dla Królewskich Sił Powietrznych Nowej Zelandii.
Z kolei kilka dni wcześniej portal DefenseNews podał, że Niemcy zdecydują się na zakup 90 (więcej niż pierwotnie planowano) samolotów Eurofighter produkowanych przez Airbusa i kolejnych 45 samolotów bojowych produkcji Boeinga. Choć w przypadku europejskiego giganta sektor „defense” to ok. 15 proc. rocznych przychodów wynoszących w 2019 r. ponad 70 mld euro, to zamówienie warte jest co najmniej kilkanaście miliardów euro.