Przybywa miast zainteresowanych wprowadzeniem pojazdów bez kierowcy. Na razie przeszkodą są ich ceny i brak ram prawnych do wdrożenia rozwiązania. Ostatnia z barier już niedługo może zniknąć.
W Ministerstwie Sprawiedliwości ruszyła właśnie analiza sytuacji prawnej dotyczącej pojazdów autonomicznych. Urzędnicy sprawdzają, na jakiej zasadzie takie pojazdy funkcjonują w innych krajach, m.in. Francji, Holandii i Austrii. Wiadomo już, że nie będzie to proste – na przykład francuski projekt ustawy, która kompleksowo reguluje tę problematykę, zmienia wiele innych aktów prawnych. Resort sprawiedliwości zdradza, że analiza jest prowadzona w ramach ścisłej współpracy z Tadeuszem Ferencem, prezydentem Rzeszowa, który mocno stawia na rozwój innowacyjnych technologii.
– Chcemy wdrożyć autonomiczne autobusy. Byliśmy nawet pod koniec ubiegłego tygodnia w Wiedniu, by podpatrzeć, jak się sprawdzają na tamtejszych ulicach. Jesteśmy gotowi na realizację podobnego projektu u nas. Przeszkodą jest brak przepisów dotyczących ich poruszania się – komentuje Tadeusz Ferenc. I dodaje, że to on zwrócił się do ministerstwa o zajęcie się sprawą.
Prawnicy przyznają, że zgodnie z przepisami prawa o ruchu drogowym w Polsce są możliwe na razie tylko testy systemów autonomicznych, i to pod warunkiem spełnienia wymogów bezpieczeństwa i uzyskania specjalnego zezwolenia.
Jak dodaje Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa, plan jest taki, by pierwszy autobus autonomiczny zaczął jeździć już w przyszłym roku.
– Mamy wytypowaną trasę, po której będzie się poruszał. Obejmuje odcinek od dworca podmiejskiego do głównego o długości ok. 1,2 km. Chcielibyśmy na nim świadczyć usługę przewozu bezpłatnie – dodaje.
W ubiegłym roku pilotażowe jazdy miały miejsce w Jaworznie. Włodarze miasta zapowiedzieli wówczas, że autonomiczne pojazdy wprowadzą w ciągu kilku lat. Żeby to było możliwe, zlecono przebudowę głównej osi drogowej.
4 października zakończył się z kolei pilotaż autonomicznego minibusa w Gdańsku. Trwał przez 29 dni. Przejazd nim również był oferowany za darmo. Jak dowiedzieliśmy się w Urzędzie Miejskim w Gdańsku, testy wypadły dobrze, dlatego miasto jest zainteresowane wdrożeniem takich busów na większą skalę.
– Na ten cel musimy pozyskać środki zewnętrzne, np. w ramach projektu europejskiego. Liczymy na to, że ceny związane z udostępnianiem i oprogramowaniem takich pojazdów spadną wraz z pojawieniem się kolejnych producentów – mówi Magdalena Szymańska z referatu mobilności aktywnej gdańskiego ratusza. Jej zdaniem taki bus bez kierowcy ma szansę pojawić się na gdańskich drogach, jednak nie wcześniej niż za dwa lata.
Tak jak w Rzeszowie jego trasa nie będzie długa – najwyżej kilka kilometrów. Dlaczego? Po pierwsze, pojazd trzeba ładować co 60–80 km, po drugie, może pomieścić maksymalnie 12 osób. Wreszcie jego trasa nie może być skomplikowana. O jej wyborze miasto chce zadecydować wspólnie z mieszkańcami. Ze zbieranych na ten temat opinii wynika, że autonomiczny autobus jest pożądany np. w obrębie cmentarzy.
– Naszym zdaniem na zamkniętej trasie przeznaczonej tylko do transportu autonomicznego, taki pojazd mógłby już teraz świadczyć usługi. Pod pewnymi warunkami. Niezbędny jest np. operator, który nadzorowałby jego przejazd i reagował w sytuacji zagrożenia. Tak zresztą było w innych miastach, w których takie busy wyruszyły na trasy pokazowe w ramach tego samego projektu, tzn. w norweskim Kongsbergu, Tallinie czy Helsinkach – opowiada Magdalena Szymańska.
Prawnicy zaznaczają, że polskie przepisy o ruchu drogowym nie regulują w żaden sposób kwestii dotyczącej odpowiedzialności z tytułu ewentualnych zdarzeń z udziałem takich pojazdów. Przy wypadku czy kolizji trzeba by sięgać do ogólnych zasad kodeksu cywilnego, kodeksu karnego oraz kodeksu wykroczeń.
– W kwestii odpowiedzialności cywilnej w przypadku zdarzenia drogowego z udziałem pojazdu autonomicznego możliwe będzie pociągnięcie do odpowiedzialności jego właściciela, np. miasta albo też w przypadku ustalenia, że winnym zdarzenia był operator pojazdu indywidualnie, tego właśnie operatora – wyjaśnia Bartosz Swól, radca pracy z LexTraffic.pl, Kancelarii Prawa Ruchu Drogowego.
Większe problemy w takiej sytuacji są związane z zastosowaniem kodeksu karnego czy też kodeksu wykroczeń. W ocenie prawników poruszający się autonomiczny autobus, na którego ruch nie ma żadnego wpływu operator, wyklucza jakąkolwiek odpowiedzialność karną zarówno jego, jak i właściciela takiego pojazdu.
– Pojazd taki bowiem porusza się samodzielnie i nie wymaga kontroli ze strony kierowcy. Jeśli więc operator pojazdu nie ma wpływu na kierowanie pojazdem, nie istnieje możliwość przypisania mu wypełnienia znamion przestępstwa czy też wykroczenia – uważa Bartosz Swól.
Pozostaje jeszcze kwestia odszkodowania od ubezpieczyciela. W tym przypadku należałoby sięgnąć do zapisów indywidualnej umowy z ubezpieczycielem. Kwestię odpowiedzialności za szkody powstałe w wyniku kolizji czy wypadków z udziałem takiego pojazdu poruszyła Komisja Europejska. Padła wówczas propozycja, aby pojazdy autonomiczne zostały wyposażone w rejestratory danych, których analiza pozwoliłaby bezspornie określić, czy operator, czy też oprogramowanie mieli faktyczną kontrolę nad pojazdem. Gdyby okazało się, że do kolizji doszło z powodu wady lub usterki systemu, ubezpieczyciel mógłby dochodzić roszczeń od producenta.
– W mojej ocenie najistotniejsze byłoby doprecyzowanie kwestii dotyczącej ubezpieczenia takiego pojazdu. Obecnie obowiązujące przepisy, w tym zwłaszcza kodeksu cywilnego pozwalają na ustalenie osoby odpowiedzialnej za szkodę, jednak kwestia ubezpieczenia takiego pojazdu, jak również zasady z tym związane wymagają jeszcze wiele pracy – podkreśla Swól.