Strajkujący związkowcy w PLL LOT nie pójdą w czwartek pikietować przed Kancelarią Premiera Rady Ministrów, pozostaną na terenie spółki - powiedziała PAP przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik.

O tym, że związkowcy chcą zorganizować "spontaniczną pikietę" przed siedzibą KPRM, Żelazik informowała w środę.

"Zostajemy jednak przed budynkiem (biurowca PLL LOT - PAP). Nie idziemy pod KPRM. Ludzie nie chcą oddać tego skrawka ziemi tutaj i pogoda jest brzydka, jest zimno" - powiedziała w czwartek Żelazik.

"Na taką pikietę zawsze jest czas. Nie chcę, żeby ludzie się pochorowali przez tę pogodę" - tłumaczyła. "Podejrzewam, że będziemy tutaj do 11 listopada" - dodała.

W czwartek na terenie firmy, przy biurowcu, pikietuje kilkadziesiąt osób. W tym miejscu związkowcy zbierają się od ubiegłego czwartku, czyli od dnia rozpoczęcia ich strajku. LOT twierdzi, że jest on nielegalny.

Strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy. Protestujący - stewardesy i piloci - dobrowolnie powstrzymują się od pracy. Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot.

Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona, a także przywrócenia do pracy 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych oraz dymisji prezesa PLL LOT.

Ze względu na brak załóg, które uczestniczą w ósmym dniu - jak twierdzi LOT - nielegalnego strajku, spółka w czwartek odwołała trzy wyloty z Warszawy i siedem przylotów do Polski, w sumie 10 rejsów. Realizacja 386 rejsów tego dnia ma się odbyć bez zmian.