Przygotujemy projekt ustawy, na mocy której będzie można obniżyć odszkodowania za niektóre grunty objęte dekretem Bieruta – zapowiada w rozmowie z DGP wiceprezydent stolicy Jarosław Jóźwiak.
Szacuje się, że dekret Bieruta objął ponad 20 tys. warszawskich nieruchomości. Ile działek już zwrócono lub ostatecznie wyjaśniono ich stan prawny? Ile spraw jeszcze trzeba załatwić?
Dobre pytanie. Tak naprawdę nikt do końca tego nie wie. Wiemy, ile decyzji zostało już wydanych, ale nie mamy pewności, ile z nich może jeszcze zostać unieważnionych. Najlepszym przykładem jest gimnazjum przy ul. Twardej, które od lat miało uregulowany status. Ale pewne osoby wykupiły roszczenie od byłych właścicieli i unieważniły wcześniejsze decyzje dotyczące tej działki. Szacuję, że w Warszawie mamy jeszcze ok. 5–6 tys. roszczeń, które wymagają rozpatrzenia. W tym mamy ok. 2 tys. tzw. śpiochów. Chodzi o sytuacje, gdy np. w latach 40. złożono wniosek o odszkodowanie, a od tego czasu nikt nigdy się o nic nie starał. A bardzo często takie wnioski składali powojenni adwokaci, którzy nie mając pełnomocnictwa, zrobili to na wszelki wypadek, licząc, że w przyszłości będą reprezentować klienta. Ale nikt o zwrot nieruchomości się nie ubiegał. Takie sytuacje komplikują oszacowanie, w którym momencie rozliczania dekretu Bieruta jesteśmy.
Trybunał Konstytucyjny kilka dni temu stwierdził zgodność z konstytucją małej ustawy reprywatyzacyjnej, przygotowanej przez władze stolicy. Jakie daje ona szanse na uporządkowanie podekretowego bałaganu?
To przełomowy wyrok dla Warszawy. Na podstawie tej ustawy nie będzie już można zwracać działek, na których są szkoły, przedszkola czy szpitale. To samo dotyczy nieruchomości, o które od 40 lat nikt się nie upomniał, czyli wspomnianych śpiochów. Ewentualni właściciele roszczeń mieliby wyznaczony czas na udowodnienie praw do majątku. Jeśli tego nie zrobią, nieruchomości zostaną przy mieście. Do tej pory trybunał czy sądy dawały dużą ochronę interesowi prywatnemu. W tym momencie TK nadał mocny prymat ochrony interesu publicznego. W końcu, po wielu latach, otwiera się szansa na uregulowanie statusu tych kilku tysięcy warszawskich nieruchomości. Trybunał dopuścił też miarkowanie odszkodowań. To otwiera drogę do tego, by w niedalekiej przyszłości przygotować projekt ustawy, na mocy której odszkodowania za pewne kategorie gruntów mogły być niższe. W takiej sytuacji globalna kwota rozliczeń, jakie jeszcze ciążą nad miastem, spadnie z szacowanych ponad 20 mld do kilku, kilkunastu miliardów złotych. Dlatego zamierzamy przygotować projekt ustawy w tym zakresie.
Mówi pan o kolejnym projekcie ustawy, a nie wiadomo jeszcze, czy prezydent uzna wyrok TK i podpisze małą ustawę reprywatyzacyjną.
Mniemam, że pan prezydent uznał to posiedzenie trybunału, bo wysłał swojego pełnomocnika. A ten zgłosił tylko zastrzeżenia merytoryczne do ustawy, a nie formalne, dotyczące np. nieprawidłowego trybu procedowania czy składu sędziowskiego. Z kolei trzej sędziowie wybrani przez PiS zgłosili zdania odrębne, ale tylko co do sposobu procedowania, a nie merytorycznego rozstrzygnięcia. Co do samej treści małej ustawy wyrok był jednomyślny.
Ale PiS na razie i tak nie uznaje rozstrzygnięć TK.
Tyle że to jest wyrok w ramach kontroli prewencyjnej, która nie musi być publikowana w Dzienniku Ustaw. Poza tym TK orzekł, że dostarczy ten wyrok prezydentowi jako wnioskodawcy (ustawę skierował do kontroli TK jeszcze Bronisław Komorowski – red.). Będziemy na ten temat rozmawiać z prezydentem Dudą. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zaproponowała już prezydentowi spotkanie, by wyjaśnić mu, jak ważna dla stolicy jest ta ustawa. Powiem wprost: jeśli prezydent nie podpisze tej ustawy, weźmie na siebie odpowiedzialność za te wszystkie patologiczne sytuacje związane z reprywatyzacją w Warszawie. Nie wyobrażam sobie, by prezydent godził się na oddawanie handlarzom roszczeń publicznych szkół czy przedszkoli.
A co, jeśli mimo wszystko nie podpisze ustawy?
Można się zastanowić, czy w kontekście samego orzeczenia TK pewnych elementów z ustawy nie stosować bezpośrednio, jak np. wydawanie decyzji odmownych dotyczących zwrotu niektórych działek. Pomimo braku podpisu prezydenta. Ale już np. wyjaśnienie statusu nieruchomości śpiochów wymaga uchwalonej ustawy, a nie samego orzeczenia TK.
PiS często atakuje władze Warszawy właśnie za te patologie związane z reprywatyzacją cennych działek. Dlaczego miałby zrezygnować z tego politycznego oręża?
Ale jednocześnie przedstawiciele PiS zapewniają, że zależy im na rozwiązaniu problemu. A na stole leży gotowa recepta, która rozwiąże znaczną część spraw związanych z dekretem Bieruta, a zwłaszcza wygasi roszczenia 2 tys. nieruchomości śpiochów.
Warszawa złożyła już dwa doniesienia do prokuratury na Ministerstwo Finansów. Zarzucacie resortowi, że nie wypełnia swoich obowiązków w zakresie informowania miasta o stanie prawnym niektórych działek.
Bez względu na to, kto dowodził w MF, mam wrażenie, że ministerstwo nigdy się porządnie nie przyłożyło do wyjaśnienia spraw związanych z indemnizacją, czyli układami, jakie zawierała Polska z innymi państwami w celu spłacenia tamtejszych obywateli posiadających nieruchomości w Warszawie przed wydaniem dekretu. MF ma ogromny bałagan w dokumentach, czego najlepszym przykładem była głośna sprawa zwrotu działki sąsiadującej z Pałacem Kultury i Nauki. Raz ministerstwo pisze nam, że nic mu nie wiadomo o tym, że dawny właściciel, podobno obywatel duński, został spłacony. Ale potem, już po zwrocie działki, resort jednak coś tam odnajduje. Okazuje się, że duński spadkobierca został już spłacony i teraz obwinia się nas za nieuprawniony zwrot cennej działki. Uważamy, że w tej czy kilku innych podobnych sytuacjach interes miasta został pokrzywdzony, bo miasto straciło nieruchomość wskutek bierności ministerstwa. Złożyliśmy już dwa zawiadomienia i będziemy składać kolejne, bo MF nie może się uchylać od swoich obowiązków.
W związku z reprywatyzacją atakuje was nie tylko PiS, ale i społecznicy, przede wszystkim Jan Śpiewak ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.
Gdyby panu Śpiewakowi leżał na sercu los Warszawy, poparłby naszą małą ustawę, zamiast nazywać ją bublem prawnym. A dziś widzimy, że to nie bubel. Mam wrażenie, że Jan Śpiewak woli walczyć z władzami miasta niż z problemem, jakim jest reprywatyzacja, i w ten sposób budować swoją rozpoznawalność.