Senatorowie PiS chcą rozszerzyć ustawę dekomunizacyjną o pomniki upamiętniające m.in. Armię Czerwoną. Ich zdaniem usunięcie monumentów nie powinno naruszyć naszych umów z Rosją.
Uchwaloną 1 kwietnia 2016 r. ustawę o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej (Dz.U. z 2016 r. poz. 744) już czeka nowelizacja. Senatorowie PiS właśnie przygotowali projekt, który uzupełnia pierwotny dokument o kolejne rodzaje budowli, których samorządy będą musiały się pozbyć. Jak słyszymy, dokument został już uzgodniony z kierownictwem partii, a podpisani są pod nim m.in. marszałek Senatu Stanisław Karczewski oraz senatorowie: Grzegorz Bierecki, Jan Żaryn czy Anna Maria Anders.
Wypełniają lukę
Czekająca na wejście w życie ustawa – zacznie obowiązywać od 1 września br. – nie uregulowała kwestii usunięcia obiektów o charakterze nieużytkowym, takich jak: pomniki, obeliski, popiersia, tablice pamiątkowe, napisy czy znaki promujące system totalitarny. W sumie, jak szacują autorzy projektu, takich obiektów jest w Polsce ok. pół tysiąca.
„Budowle te bez żadnych wątpliwości (...) mające szkodliwy wpływ na społeczen´stwo, pozwalające zwolennikom totalitaryzmu na propagowanie swoich poglądów, a takz˙e upamie?tniaja?ce wydarzenia i osoby maja?ce zbrodniczy wpływ na historię Polski” – czytamy w uzasadnieniu projektu.
O tym, że problem nie zostanie rozwiązany całościowo za pierwszym podejściem, było już wiadomo na etapie projektowania pierwotnej wersji ustawy. Wówczas PiS obawiał się nerwowych reakcji Moskwy.
Co takiego się stało, że teraz takich obaw posłowie już nie mają? W rozmowie z DGP senator tego ugrupowania Robert Mamątow tłumaczy enigmatycznie, że przy pracach nad poprzednią ustawą pojawiło się zbyt wiele wątpliwości. – Dlatego odpuściliśmy ten temat, zostawiając w ustawie kwestie nazewnictwa ulic i budynków. Teraz do niego wracamy – wyjaśnia.
Dodaje, że jeszcze kilka miesięcy temu panował niesprzyjający klimat do tego typu zmian. – Wtedy propaganda rosyjska rozsiewała po Europie informację, że chcemy zniszczyć m.in. miejsca pamie?ci i spoczynku ofiar wojennych. A my przecież tego nigdy nie zamierzaliśmy robić – zarzeka się senator Mamątow.
Pomogą symbolicznie
Wejście w życie nowelizacji ustawy obciąży budżet państwa kwotą ok. 1,5 mln zł. Senator Mamątow zapewnia, że samorządy mogą liczyć na pomoc finansową przy usuwaniu pomników. Choć raczej tylko przy większych operacjach. – Zdjęcie tablicy to nie jakiś wielki wydatek. W Polsce jest za to ok. 300 pomników do demontażu. Koszty to od kilkuset do kilkunastu tysięcy złotych – wskazuje senator.
Samorządowcy oddychają z ulgą. – Jeżeli państwo faktycznie zamierza dać na ten cel pieniądze, to jest szansa, by czegoś złego się w końcu pozbyć. Obawiałem się sytuacji, w której samorządy zostaną same z tym problemem – przyznaje burmistrz Gubina Bartłomiej Bartczak.
Nie zmienia to faktu, że nie wszystkim podoba się już pierwsza wersja ustawy. Jak pisaliśmy w DGP, niektóre miasta zastanawiają się nad skierowaniem ustawy dekomunizacyjnej do Trybunału Konstytucyjnego. – Nie chodzi o sens ustawy, tylko o wkraczanie rządu w nasze kompetencje – zgodnie argumentowały lokalne władze Słupska, Gdańska czy Warszawy.
Tymczasem Bartłomiej Bartczak przekonuje, że w sprawie nie chodzi o kompetencje, lecz o walkę polityczną i nastawienie niektórych samorządowców do spraw fundamentalnych. – Podejrzewam, że gdzieś w Polsce są jeszcze włodarze, których komunistyczne nazwy nie kłują w oczy – stwierdza burmistrz Gubina.
/>
Nowelizacja ustawy miałaby wejść w życie w ciągu 14 dni od ogłoszenia. Jak zaznacza senator Robert Mamątow, ostateczny kształt projektu może jeszcze ulec zmianom, jeśli senatorowie lub posłowie zgłoszą do niego jakieś poprawki. Prace nad nowelizacją ustawy będą kontynuowane po wakacjach.
Kontrola ulic
Tymczasem samorządy, nie czekając na wejście ustawy dekomunizacyjnej, już podjęły działania w kierunku zmiany nazw obiektów. Przykładowo w stolicy będzie to dotyczyć ponad 30 ulic. Ich nazwy mają zostać zmienione hurtowo. I to mimo protestów części mieszkańców i firm, które czeka zmiana adresu siedziby, wymiana dokumentów czy pieczątek.
Zmiany w stolicy bynajmniej nie oznaczają, że Warszawa przekonała się do tak przeprowadzonej dekomunizacji.
– Jeśli my tego nie zrobimy, zrobi to za nas wojewoda. A wtedy zaroi się od ulic i placów im. Lecha Kaczyńskiego – mówi z przekąsem jeden z urzędników ratusza.