Kilkadziesiąt milionów złotych rocznie dokładają największe miasta, by realizować obowiązki, które nakłada na nie rząd.
Kilkadziesiąt milionów złotych rocznie dokładają największe miasta, by realizować obowiązki, które nakłada na nie rząd.
Lament lokalnych władz niemogących pogodzić się z tym, że kolejne ekipy rządowe przerzucają na ich barki kolejne zadania, nie zapewniając przy tym środków na ich realizację, słychać od lat. Maksymalizacja obciążeń dla gmin do dziś jest wskazywana jako jeden z głównych grzechów poprzedniej koalicji rządzącej PO-PSL. PiS po wygranych wyborach zapewniał samorządowców, że skończy z tymi praktykami. W styczniu premier Beata Szydło zadeklarowała lokalnym włodarzom: – Nasz rząd, przekazując zadania samorządom, zawsze będzie zapewniał finansowanie.
Czy sytuacja rzeczywiście uległa zmianie? Chyba nie bardzo, bo – przynajmniej do tej pory nie żadnych propozycji, w jaki sposób zmienić prawo, by ulżyć miastom. A w większości z nich problem niedoszacowania tych zadań nie tylko istnieje, ale drastycznie narasta. I tak np. Kraków jeszcze w 2012 r. musiał dopłacić ponad 16 mln zł. Za to w ubiegłym roku kwota ta wzrosła już do 21,8 mln. Białystok wyliczył, że w 2015 r. z własnego budżetu wyłożył ponad 7,2 mln zł, a prognozy na 2016 r. są jeszcze gorsze (9,4 mln zł). Lublin twierdzi, że co roku wykłada grubo ponad 5 mln zł. Bydgoszcz w zeszłym roku musiała dołożyć niemal 6,3 mln zł, Gdańsk – blisko 14,5 mln, a Gorzów Wielkopolski – 1,5 mln zł. Zdecydowanie najwięcej dopłaca Warszawa – w ubiegłym roku aż 62 mln zł (łączny koszt realizacji zadań wyniósł 464 mln zł, podczas gdy stolica otrzymała tylko 402 mln). W tym roku sytuacja stolicy (nie ma co ukrywać, że ostro skonfliktowanej z PiS) jest jeszcze trudniejsza. Na 2016 r. wojewoda mazowiecki przyznał miastu tylko 383 mln zł dotacji (bez wliczania środków na program 500+).
Niedobory finansowe najczęściej związane są z kosztem utrzymania stanowisk pracy urzędników (wynagrodzenia!) realizujących zadania z zakresu geodezji i kartografii, prowadzących ewidencję ludności, wydających dowody osobiste czy obsługujących świadczenia np. z funduszu alimentacyjnego, świadczeń rodzinnych czy – ostatni projekt gabinetu premier Ewy Kopacz – organizujących nieodpłatną pomoc prawną.
A rząd nie do końca wywiązał się z deklaracji, że za nowymi zadaniami będą szły odpowiednie pieniądze. Mieszane uczucia lokalnych władz budzi nawet sztandarowy program PiS „Rodzina 500 plus”, który miał być początkiem dobrych praktyk rządowych w zlecaniu zadań lokalnym władzom. Gminy na jego obsługę otrzymały rządową dotację w wysokości 2 proc. kosztów całego projektu. Zdaniem rządu – kwota jest wystarczająca. Podobnego zdania są niektóre samorządy, jak chociażby Gdańsk. Ale nie wszyscy są tak jednomyślni. – W przypadku realizacji niższych [od planowanych – red.] wypłat świadczeń dotacja ulega obniżeniu, co w konsekwencji powoduje obniżenie środków finansowych na obsługę zadania. Koszty jego obsługi, niezależnie od ilości wypłaconych świadczeń (w ich ramach sąwydatki na wynagrodzenia i wydatki rzeczowe), są natomiast stałe – zwraca uwagę Magdalena Strózik z Urzędu Miasta Szczecina.
Ale program „Rodzina 500 plus” to nie wszystko. Kraków zwraca uwagę, że w styczniu br. weszły w życie przepisy o Krajowym Rejestrze Sądowym, nakładające nowe obowiązki na samorządy, np. wydawanie decyzji administracyjnych stwierdzających nabycie (w określonym trybie ustawowym) własności albo użytkowania wieczystego. Czy też reprezentowanie Skarbu Państwa przez starostę w postępowaniach dotyczących mienia i zobowiązań. Miasto postanowiło wystąpić do wojewody o dodatkowe pieniądze.
– Wojewoda małopolski nie przyznał środków na ten cel, argumentując to w odpowiedzi koniecznością oszacowania przez miasto czasochłonności czynności występujących przy tym zadaniu – relacjonuje Jan Machowski z krakowskiego magistratu. Problem w tym, że miasto dopiero zacznie wykonywać te działania, tak więc nie było w stanie podać wojewodzie „czasochłonności czynności”. – Najpierw trzeba zaangażować swoje środki, a dopiero potem wystąpić po dotację. Takie działanie jest niezgodne z art. 56 ust. 3 ustawy o samorządzie powiatowym, który mówi, że przekazywanie powiatowi, w drodze ustawy, nowych zadań wymaga zapewnienia środków finansowych koniecznych na ich realizację w postaci zwiększenia dochodów – przytacza przepisy Jan Machowski.
Samorządy próbują na różne sposoby walczyć z praktykami stosowanymi przez kolejne rządy. Niektóre regularnie zasypują wojewodów wnioskami o przelanie dodatkowych pieniędzy na ich konta. Zazwyczaj bezskutecznie. Mimo to cierpliwie próbują. – Mamy nadzieję że prowadzony dialog zakończy się pozytywnie, gdyż ograniczenie realizacji zadań do wysokości przyznawanych corocznie kwot nie zabezpieczy pełnej obsługi mieszkańców w tym zakresie – przyznaje Ewa Sadowska-Cieślak, rzeczniczka Urzędu Miasta Gorzowa Wielkopolskiego.
Inne gminy decydują się na drogę sądową. – Już ponad rok temu złożyliśmy pozew do sądu w sprawie odzyskania kwoty 4 mln zł za wydatki na zadania zlecone w 2013 r. Sprawa jest w toku. Obecnie przygotowywany jest kolejny pozew na kwotę ok. 6 mln zł za lata 2014 i 2015 – informuje Anna Strzelczyk-Frydrych z Urzędu Miasta Bydgoszczy.
Wśród skarbników miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich (UMP) pojawił się pomysł wyodrębnienia z budżetów samorządowych kwot na zadania zlecone – zarówno w ujęciu finansowym, jak i organizacyjnym. – Wówczas samorządy realizowałyby zadania tylko do wysokości zapewnionych środków – tłumaczy.
To byłby nie lada problem dla rządu, bo mogłoby to oznaczać np. paraliż w terminowych wypłatach rządowych 500 zł na dziecko. Ale wizja ta przeraża nawet niektórych samorządowców. – Oznaczałoby to niemożliwość zaspokajania potrzeb publicznych, np. przerwanie wydawania dowodów osobistych w połowie roku, a także narażenie się na odpowiedzialność za bezczynność organów administracji lub roszczenia obywateli czy też straty wizerunkowe urzędu – wskazuje Mirosława Puton, dyrektorka wydziału budżetu i księgowości w lubelskim urzędzie miasta.
Eksperci przyznają, że obecne regulacje stawiają rząd w uprzywilejowanej pozycji, jeśli chodzi o bezrefleksyjne przerzucanie zadań na lokalne władze.
– W ustawie o samorządzie gminnym nie ma słowa o gwarancjach sądowych czy możliwościach wsparcia samorządu np. poprzez możliwość domagania się od rządu zwrotu nadpłaconych kwot wraz z odsetkami. W myśl ustawy jednostka samorządu ma tylko obowiązek realizacji zadań zleconych. To oznacza, że jakiekolwiek próby odmowy realizacji tych zadań rodzą odpowiedzialność dla władz lokalnych – wyjaśnia dr Stefan Płażek, adwokat oraz adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jego zdaniem pomysł skarbników miast UMP może być niebezpieczny, jeśli chodzi o jego skutki. – W tym momencie wydaje się, że jedyną drogą do rozwiązania tych problemów i nienarażania się samorządów na odpowiedzialność jest jednak droga sądowa – zwraca uwagę ekspert.
Nawiasem mówiąc: nie od razu samorządom przyznano prawo do wchodzenia na drogę sądową, musiały dopiero sobie je wywalczyć.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama