"Robota może głupia, ale za to pewna"– powiedział Syzyf, wtaczając głaz na górę w jednym z żartów. Syzyfową pracą można nazwać budowanie dróg w Polsce. Z jednej strony miliardy idą na nowe trasy, z drugiej setki kilometrów nadają się potem do naprawy. Niestety, wszystko wskazuje na to, że nikt się tym przez długie lata nie interesował. Nawet samorządy, które w spadku po megainwestycjach drogowych otrzymywały dziurawe jezdnie.
"Robota może głupia, ale za to pewna"– powiedział Syzyf, wtaczając głaz na górę w jednym z żartów. Syzyfową pracą można nazwać budowanie dróg w Polsce. Z jednej strony miliardy idą na nowe trasy, z drugiej setki kilometrów nadają się potem do naprawy. Niestety, wszystko wskazuje na to, że nikt się tym przez długie lata nie interesował. Nawet samorządy, które w spadku po megainwestycjach drogowych otrzymywały dziurawe jezdnie.
Dobra wiadomość jest taka, że już tylko siedem lat i polską mapę pokryje całkiem gęsta sieć dróg ekspresowych i autostrad. Powstanie 3,9 tys. km nowych jezdni i 57 obwodnic. Jak wynika z wyliczeń resortu infrastruktury, czas przejazdu między ośrodkami wojewódzkimi skróci się dzięki temu co najmniej o 15 proc., liczba wypadków śmiertelnych na drogach spadanie o 40 proc., a osób ciężko rannych w wyniku kolizji samochodowych o 41 proc. A to jeszcze nie wszystko! Dzięki autostradom zdynamizuje się rozwój gospodarczy, zmniejszy bezrobocie (dzięki większej dostępności do odleglejszych rynków pracy), będziemy też mniej płacić za paliwo, rzadziej odwiedzać mechanika i zapomnimy co to korki. A co najważniejsze, podróż na drugi koniec Polski przestanie być żmudną tułaczką.
Oczywiście nic nie ma za darmo. Za budowę dróg krajowych zapłacimy (i UE) 107 mld zł. Ale to tylko jedna strona medalu. Jest też zła wiadomość.
Okazuje się, że za te przyjemności płacą też samorządy. To ich drogi są wykorzystywane do budowy autostrad. Po nich muszą dojeżdżać ponadnormatywne ciężarówki, dodatkowo załadowane ciężkimi materiałami budowlanymi.
Wykonawcy robót są co prawda zobowiązani zawierać porozumienia z samorządowcami, w których określają zasady rekompensaty poniesionych strat przez gminę czy powiat. Problem jest jednak z ich wyegzekwowaniem. Zwłaszcza gdy firma budująca autostradę ogłosi upadłość, na co zwróciła uwagę w swoim raporcie NIK.
Samorządy często więc zostają z podziurawionymi jezdniami. Na marginesie warto dodać, że obecnie drogi lokalne (powiatowe i gminne) stanowią ok. 90 proc., a krajowe zaledwie 5 proc. Przy czym rząd wykładając ponad 100 mld na autostrady i ekspresówki tylko 1 mld zł rocznie przeznaczy na lokalne trasy. To niewiele, patrząc na skalę obecnych, a zwłaszcza przyszłych, potrzeb. Samorządowcy sami powinni z własnych środków łatać lokalne trasy, ale na to brakuje im pieniędzy. Zastrzyk finansowy zatem jest potrzebny, zwłaszcza że droga, którą wyremontują, zazwyczaj za 10–15 lat wymaga następnej naprawy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama