Samorządowcy są zdecydowanie za in housem w branży odpadowej. Niektórzy, jak prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza, walczyli o to od początku scedowania na gminy śmieciowego obowiązku, czyli od 2012 r. Inni wprawdzie skwapliwie przeprowadzili nakazane ustawą o czystości i porządku w gminach przetargi, ale gdy tylko zaczynało się mówić o możliwości bezprzetargowego zlecania odbioru odpadów własnym spółkom czy zakładom komunalnym, starali się lobbować za tym rozwiązaniem. Dziś praktycznie wszyscy samorządowcy, niezależnie od tego, po której stronie sceny politycznej się opowiadają, optują za in housem.
Popiera go choćby prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, któremu zdecydowanie bliżej do PO niż do PiS. I wiele wskazuje na to, że się uda. Jeszcze tylko na nowe przepisy o zamówieniach publicznych zerknie Senat, podpis złoży prezydent i przetargi na odbieranie odpadów przestaną być konieczne. Ci, którzy nie polikwidowali swoich spółek, odetchną z ulgą, że udało się dożyć lepszych czasów, ci, którzy ich nie mają, zapewne zdecydują się na ich założenie. I to nie tylko w branży odpadowej. Biorąc pod uwagę to, że mamy blisko 2,5 tys. gmin, nowe spółki też być może trzeba będzie liczyć w tysiącach. Bo wedle projektowanych przepisów in house nie ograniczy się do odpadów. Wprowadzony zostanie bowiem nie, jak pierwotnie zakładano, do ustawy z 13 września 1996 r. o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 250), ale do przepisów o zamówieniach publicznych.
Dzięki temu swoim spółkom można będzie zlecić w trybie z wolnej ręki naprawę lokalnych dróg, być może też stawianie komunalnych kamienic albo rewitalizację parków.
– Samorządy czekają na te zmiany i pilnie się szkolą – mówi Wojciech Hartung z kancelarii DZP. – Jestem przekonany, ze będą prowadziły działania mające na celu reaktywację spółek komunalnych. I to nie tylko tych zajmujących się odpadami, będą zmierzały do przejęcia przez swoje podmioty całej gospodarki komunalnej.
Samorządowcom, a także polskim prywatnym firmom, nie w smak było zawłaszczanie odpadowego rynku przez duże i silne zachodnie przedsiębiorstwa. Ale czy lekarstwo nie pogorszy jeszcze bardziej sytuacji krajowych firm? I to nie tylko odpadowych. Dla mieszkańców to też może być problem, na nieuczciwego bądź nieudolnego przedsiębiorcę można było poskarżyć się do gminy. Gdy kto inny sprzątał, a kto inny zamawiał sprzątanie, to zamawiający zawsze mógł zagrozić prywatnemu przedsiębiorcy karami umownymi, a nawet je wyegzekwować. A teraz co? Najwyżej samorząd przełoży pieniądze z jednej gminnej kieszeni do drugiej.
I pojawia się pytanie. Kto uczciwie skontroluje komunalne spółki? Są co prawda inspekcje i NIK, ale zdecydowanie zbyt słabe, by wychwycić każdą nieprawidłowość i ukarać za nią.
Pewnym ograniczeniem w niekontrolowanym rozroście samorządowej przedsiębiorczości może okazać się ustawa z 20 grudnia 1996 r. o gospodarce komunalnej (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 573), która m.in. reguluje kwestię zakładania spółek gminnych. I określa, że nie w każdym przypadku działanie gminnego biznesu jest możliwe. Kiedy można to zrobić i na jakich zasadach – wyjaśniamy w dalszej części tekstu.