Jak co roku, ponieważ zbliża się termin składania wniosków w sprawie zmian granic gmin (można to zrobić do końca I kw.), nabiera rumieńców dyskusja na temat tworzenia, łączenia i dzielenia gmin, a także znoszenia i ustalania ich granic.

Kwestię tę reguluje art. 4 ust. 1 i 2 ustawy z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 1465 ze zm.). W przepisach tych przewidziano, że Rada Ministrów w drodze rozporządzenia:

  • tworzy, łączy, dzieli i znosi gminy oraz ustala ich granice;
  • nadaje gminie lub miejscowości status miasta i ustala jego granice;
  • ustala i zmienia nazwy gmin oraz siedziby ich władz.

Nie ma możliwości poddania jakiejkolwiek kontroli rozporządzeń Rady Ministrów wydawanych na tej podstawie. Narusza to prawa gmin i tworzących je wspólnot mieszkańców. Podstawowa jednostka samorządu terytorialnego, kosztem której dokonuje się np. zmian granic, nie ma żadnych instrumentów prawnych, za pomocą których mogłaby kwestionować legalność, zasadność lub celowość takich działań – tak opisywał ten problem Adam Bodnar, w czasie gdy był rzecznikiem praw obywatelskich (RPO), w piśmie do premier Beaty Szydło z 24 czerwca 2016 r. (V.604.31.2015.PM).

Gmina jest biernym obserwatorem w sprawie własnych granic

Czytamy w nim: ,,Kwestia ta, biorąc pod uwagę liczbę wniosków skierowanych do Trybunału Konstytucyjnego przez organy stanowiące jednostek samorządu terytorialnego, została zaakcentowana w uzasadnieniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 8 kwietnia 2009 r., sygn. K 37/06 (OTK ZU nr 4/A/2009, poz. 47). Trybunał Konstytucyjny, orzekający wówczas w pełnym składzie, wskazał na wątpliwości zgłaszane również przez doktrynę i wyraził pogląd, że «przyjęty przez ustawodawcę mechanizm nie spełnia oczekiwań podmiotów biorących udział w tym procesie». Zasygnalizowany przez Trybunał Konstytucyjny problem pozostaje nadal aktualny i nierozwiązany”.

Jak wynika z dalszej części pisma, zdaniem RPO w praktyce gmina jest jedynie biernym obserwatorem podejmowanych wobec niej działań. W płaszczyźnie procesowej przepisy nie przyznają bowiem równoważnej pozycji stronom w postępowaniu dotyczącym zmiany granic. Ustawodawca przyznaje Radzie Ministrów niemalże zupełną dowolność dokonywania podziału terytorialnego. Zmian dokonuje się kosztem mieszkańców gmin.

Jak pisał dalej Adam Bodnar: „Z moich obserwacji wynika, że problem ten dotyczy w głównej mierze powiększania obszarów miast kosztem sąsiednich gmin wiejskich. Wobec powyższego, mając za podstawę art. 13 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 15 lipca 1987 r. o Rzeczniku Praw Obywatelskich (Dz.U. z 2014 r. poz. 1648, z późn. zm.) zwracam się do Pani Premier z uprzejmą prośbą o informację, czy Rada Ministrów podjęła lub planuje podjęcie prac legislacyjnych w omawianym zakresie w celu usunięcia wskazanych wyżej uchybień i luk w przepisach prawa”.

Kleszczów straci 70 mln zł

RPO wystosował zapytanie w czerwcu 2016 r. Kolejne lata pokazały, że Rada Ministrów nie przejęła się zanadto ani uwagami rzecznika, ani wątpliwościami Trybunału Konstytucyjnego. Dowodzą tego zmiany, które dotknęły w następnych latach gminę Kleszczów, Dobrzeń Wielki, Redzikowo czy Mielno. Kleszczów po wejściu w życie rozporządzenia stracił rocznie ponad 70 mln zł. Pozostały mu za to odpady poprodukcyjne z elektrociepłowni, bo przecież gmina za nie odpowiada. Na nic zdało się planowanie, na nic protesty i demonstracje. Przeprowadzane konsultacje, w których bywało, że wzięło udział ponad 90 proc. mieszkańców, nie były brane pod uwagę. Ktoś z komentujących stwierdził, że Rada Ministrów przykłada do opinii gmin wiejskich taką wagę, jaką miała opinia chłopów pańszczyźnianych w sprawie wyboru króla.

Wrogie przejęcie gminy

Niektórzy mówią o wrogim przejęciu. Uważam jednak, że niesłusznie. Wrogie przejęcie realizowane jest bowiem poprzez wykup aktywów spółki. W przypadku zmiany granic przejmujący za nic nie płaci. Często jeszcze poszkodowana gmina musi spłacać kredyty zaciągnięte na poprawę infrastruktury czy opracowanie planów zagospodarowania gruntów, które właśnie traci na rzecz silniejszego sąsiada.

Czytamy o kolejnych planach ekspansji. Po raz piąty Słupsk chce części Redzikowa i sąsiedniej Kobylnicy. Przemyśl rozważa wchłonięcie całego obwarzanka, a Olsztyn upatrzył sobie za cel jedyny inwestycyjny obszar Purdy. Zaznaczam przy tym, że są to tylko przykłady, bo o planach zaboru/rozbioru mniejszych gmin można czytać praktycznie w każdym województwie.

Przysłowie mówi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mam nadzieję, że nie zawsze. Wszak Adam Bodnar jest teraz ministrem sprawiedliwości. ©℗