Nawet do 82 mld zł może wzrosnąć przyszłoroczna subwencja oświatowa dla samorządów. Wzrost o prawie 18 mld zł jest pokłosiem obiecanych dla nauczycieli podwyżek, które mają wynieść 30 proc. z wyrównaniem od stycznia 2024 r. Samorządy domagają się jednak zmian, które wyeliminują niedoszacowanie wydatków na pensje w oświacie.

Rząd pracuje nad budżetem na 2024 r., który ma też zwiększyć wydatki na podwyżki dla budżetówki. Dziś w tej sprawie odbędzie się posiedzenie Rady Ministrów. Wcześniej rząd Mateusza Morawieckiego przewidywał, że w przyszłym roku wzrost płac w budżetówce wyniesie 12,3 proc.

Z kolei obecna ekipa chce to zmienić na korzyść zainteresowanych. W efekcie urzędnicy i służby mundurowe mogą liczyć na 20 proc. wzrostu płac. A nauczyciele zatrudnieni w samorządowych szkołach i przedszkolach mają otrzymać podwyżki sięgające 30 proc. i to z wyrównaniem od stycznia 2024 r.

Wciąż jednak nie zostało rozstrzygnięte, czy nowy rząd Donalda Tuska spełni obietnicę wyborczą, która zakładała, że minimalna podwyżka dla nauczyciela nie będzie niższa niż 1,5 tys. zł. W celu zrealizowania takich obietnic trzeba zadbać o przyznanie samorządom w odpowiedniej wysokości subwencji oświatowej. Z tym w ostatnich latach było różnie, bo jej wysokość często nie pokrywała wszystkich wydatków związanych z wypłatą pensji.

Prawie 1,5 tys. zł

Zgodnie z art. 30 ust. 3 ustawy z 26 stycznia 1982 r. Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 984 ze zm.) średnie wynagrodzenie nauczycieli wynosi dla początkującego 120 proc., mianowanego 144 proc. i dyplomowanego 184 proc. kwoty bazowej określanej dla nauczycieli corocznie w ustawie budżetowej. Dziś wynosi ona 3981,5 zł brutto.

Po jej zwiększeniu o 30 proc. kwota ta wyniesie 5176 zł brutto. Problem w tym, że wtedy kwota bazowa byłaby zwiększona o 1194,4 zł brutto. Nauczycielom i związkowcom zależy, aby to nie średnie pensje, a zasadnicze wzrosły dla wszystkich uczących osób co najmniej o 1,5 tys. zł brutto. W tym celu powinny zostać zwiększone zasadnicze wynagrodzenia minimalne na poszczególnych stopniach awansu.

To wymaga nowelizacji rozporządzenia ministra edukacji narodowej i sportu z 31 stycznia 2005 r. w sprawie wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, ogólnych warunków przyznawania dodatków do wynagrodzenia zasadniczego oraz wynagradzania za pracę w dniu wolnym od pracy (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 416 ze zm.).

– Chcielibyśmy, aby w projekcie nowelizacji rozporządzenia wskazano, że udział wynagrodzenia zasadniczego w stosunku do średniej płacy wzrósł np. w przypadku dyplomowanych z nieco ponad 60 proc. do ok. 70 proc., a początkujących do ok. 80 proc. Mamy nadzieję, że tym razem nowa władza uwzględni nasz postulat – mówi Sławomir Wittkowicz, członek prezydium Forum Związków Zawodowych, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”. – Jeśli kwota bazowa, od której wielokrotności naliczane są pensje, wzrośnie o 30 proc., to praktycznie możemy mówić, że wszystkim nauczycielom wzrośnie płaca co najmniej o 1,5 tys. zł, bo dla rozpoczynających karierę ta kwota wzrosłaby o 1432 zł – podkreśla Wittkowicz.

Płyną miliardy

Niezależnie od tego, czy podwyżki dla nauczycieli wyniosą 30 proc. nawet bez dodatkowego zastrzeżenia, że nie mniej niż o 1,5 tys. zł, rząd będzie musiał zapewnić samorządom odpowiednie fundusze na ten cel.

Z informacji, do których dotarł DGP, wynika, że przyszłoroczna subwencja oświatowa wzrośnie z 64 mld zł do nawet 82 mld zł. Łącznie jest to wzrost o 18 mld zł, które trafią na podwyżki płac nauczycieli.

Obecnie na płace w oświacie wydajemy więcej, niż otrzymujemy subwencji oświatowej i dotacji na przedszkola. Dla nas jest kluczowe, aby następne podwyżki nie powodowały dodatkowego obciążenia dla samorządów. Rozumiemy, że teraz podwyżki są przyznawane w pośpiechu, ale liczymy, że w kolejnym roku się to zmieni – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich (ZMP).

– Od kilku lat wzrost zależy od liczby nauczycieli, a nie jak było kiedyś, w przeliczeniu na etaty. Z uwagi na brak rąk do pracy mamy sytuację, że wiele osób nie pracuje 18 godzin tygodniowo, a np. 30. Wówczas przy obecnym mechanizmie otrzymujemy podwyżkę tylko na te 18 godzin, a na pozostałe 12 godzin musimy wyłożyć z własnej kieszeni – dodaje.

Według wyliczeń ZMP, aby zniwelować ten mechanizm niedoszacowania, budżet państwa musiałby dodatkowo dopłacić ok. 3,7 mld zł. Z naszych informacji wynika, że Hanna Majszczyk, wiceminister finansów, przychylnie patrzy na postulat wyrównania płac proponowany przez korporacje samorządowe.

Wszyscy za reformą płac

Samorządy chcą, aby w 2024 r. bez zbędnej zwłoki doszło do zreformowania systemu wynagradzania nauczycieli. Tym bardziej że w Sejmie jest obywatelski projekt, który zakłada, że pensje nauczycieli będą wzrastać automatycznie wraz ze wzrostem średniej krajowej.

– Jeśli zostanie wprowadzony automatyzm, bez zabezpieczonych pieniędzy na ten cel, to będzie dramat dla samorządów. Mamy nadzieję, że przyszły rok będzie czasem zmian w systemie wynagradzania nauczycieli, bo inaczej zaczniemy protestować przeciwko rozwiązaniom, które w kolejnych latach miałyby być dla nas niekorzystne – zapowiada Marek Wójcik.

Według niego wynagradzanie nauczycieli bezpośrednio z budżetu państwa w formie dotacji za pośrednictwem wojewodów jest ostatecznością. Inne zdanie mają przedstawiciele mniejszych gmin.

Nie ma co odwlekać decyzji o przekazaniu finansowania pensji bezpośrednio przez rząd z budżetu. Dla małych gmin i szkół z niewielką liczbą dzieci kolejne podwyżki będą skutkować problemami finansowymi. Subwencja jest naliczana głównie w przeliczeniu na ucznia, a nauczycieli musi być tyle, ile jest klas i przedmiotów. Koszty utrzymania takich placówek poszybują – mówi Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP i wójt gminy Terespol.

– W sąsiedniej gminie władze musiały zrezygnować z dwóch inwestycji, a w przyszłym roku pojawi się problem ze zbilansowaniem budżetu. Po przyznaniu podwyżki jeszcze się pogłębi. Samorządy nie mają szans zwiększyć dochodów, a na to nakłada się jeszcze demografia. Dodatkowo kwota wolna od podatku, która ma wynieść do 60 tys. zł (na razie to tylko zapowiedź z kampanii wyborczej – red.), sprawi, że u nas wiele osób zniknie z bazy podatników – przestrzega Krzysztof Iwaniuk.

Według niego w 2024 r. rząd musi znaleźć czas na pracę związaną ze zreformowaniem oświaty. Podobnego zdania jest Sławomir Wittkowicz, który również domaga się wprowadzenia nowego systemu finansowania. – Trzeba wreszcie powiązać płace nauczycieli ze wzrostem średniej krajowej. Jeśli będziemy mieli do czynienia ze spadkiem PKB, to taki wzrost będzie można zamrozić. Wydaje mi się, że obecnie jest wola polityczna ku takim zmianom – dodaje.©℗

ikona lupy />
Wynagrodzenia obecne i planowane / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe