Samorządowcy nie zgadzają się na ministerialne plany zarządzania ryzykiem powodziowym. Brak porozumienia w tej sprawie może zablokować unijne środki, m.in. na modernizację wałów
Zagrożenia na mapach i w pieniądzu / Dziennik Gazeta Prawna
Rząd powinien jak najszybciej uzgodnić z samorządami projekty rozporządzeń w sprawie zarządzania ryzykiem powodziowym dla terenów położonych wzdłuż dorzeczy rzek i morza. Niestety kolejne spotkanie w tej sprawie skończyło się fiaskiem. Powód? – W projektach nie przedstawiono prognozy skutków finansowych – informuje Andrzej Lubiatowski, dyrektor Biura Unii Metropolii Polskich, współprowadzący zespołu ds. infrastruktury, rozwoju lokalnego, polityki regionalnej oraz środowiska Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu.
To dalszy ciąg sporu, w którego kością niezgody są mapy zagrożenia powodziowego przygotowane przez Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej (KZGW). Zostały one przekazane gminom 15 kwietnia 2015 r., które od tej daty mają 30 miesięcy na dostosowanie do nich swoich planów przestrzennych uwzględniających zagrożenie powodziowe. Samorządowcy na przekazanych im dokumentach nie pozostawiają jednak suchej nitki. Otóż zgodnie z nimi niektóre gminy musiałyby bardzo ograniczyć zabudowę nawet na kilkudziesięciu procentach swoich terenów. Ich zdaniem to przesada.
– Świnoujście, Toruń, Gdańsk, Gdynia, Terespol, Bochnia, Krynica, Wrocław to tylko niektóre miasta, w których zagrożenia ustalone zostały zbyt szeroko – wylicza Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich.
Planistyczny pat
Okazuje się, że wyznaczone na mapach tereny powodziowe są znacznie obszerniejsze od tych, jakie wcześniej zostały uzgodnione przez samorządowców i regionalne zarządy gospodarki wodnej. Jak tłumaczą nam eksperci rozbieżności te wynikają m.in. z przyjęcia złej metodologii. – Dotyczy to przede wszystkim gmin morskich – wyjaśnia hydrolog Piotr Kowalczak. – W ich przypadku przyjęto zbyt duży współczynnik na falowanie. Jest on znacznie wyższy niż np. w Niemczech. Różnice sięgają nawet 60 cm, a dla płaskich terenów to bardzo dużo – dodaje.
Z kolei w mapach dla dorzecza Odry nie uwzględniono m.in. części istniejących już wałów oraz największej inwestycji hydrotechnicznej, która pozwoli uchronić Wrocław nawet przed taką powodzią, jaka miała miejsce w 1997 r. Efekt jest taki, że zgodnie z mapami ryzyko powodziowe obejmuje znacznie większe tereny, niż faktycznie jest to potrzebne.
– Zidentyfikowaliśmy większość problemów. Dotyczą one jednak ułamka procentu wszystkich map – tłumaczy prezes KZGW Witold Sumisławski. – Podjąłem już decyzję o konieczności zweryfikowania części map dla terenów, co do których pojawiają się uzasadnione wątpliwości – dodaje.
Niestety, modyfikacja map jest obecnie niemożliwa. Zgodnie bowiem z art. 88f pkt 11 ustawy – Prawo wodne (Dz.U. z 2012 r. poz. 145 ze zm.) dokumenty te można aktualizować co sześć lat. Tymczasem dane z map – nawet te nieprawidłowe – musiały zostać przeniesione do projektów rozporządzeń i powinny być także przyjęte w gminnych uchwałach o zagospodarowaniu przestrzennym. A to oznacza dla samorządów olbrzymie problemy. – Jeśli uwzględnimy wytyczne Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, to właściciele nieruchomości położonych na terenach objętych ryzykiem zalania przyjdą do nas po odszkodowania. Na tych obszarach będą bowiem duże ograniczenia dla zabudowy – wskazuje Andrzej Porawski.
Podstawą przyszłych pozwów jest art. 36 ust. 1 ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 647 ze zm.). Zgodnie z tym przepisem jeżeli w związku z uchwaleniem planu miejscowego albo jego zmianą korzystanie z nieruchomości w sposób zgodny z dotychczasowym przeznaczeniem zostało istotnie ograniczone (np. zostanie na nich wprowadzony zakaz zabudowy), ich właściciele mogą żądać od gminy odszkodowania za poniesioną szkodę lub wykupienia całej lub części działki. I choć obecny rząd obiecywał, że uwolni gminy od tego typu roszczeń, to próba nowelizacji przepisów się nie powiodła.
Gminy robią więc wszystko, by zablokować przyjęcie planów zarządzania ryzykiem powodziowym dopóki nie zostaną zwolnione przez rząd z ewentualnych roszczeń poszkodowanych właścicieli nieruchomości. Co więcej, okazuje się, że pośrednio wspiera ich także Ministerstwo Finansów, które dołączyło do projektów rozporządzeń osiem stron uwag, podkreślając m.in. kwestię znaczących kosztów tych regulacji dla samorządów.
Nadzieja w regionach
Samorządowcy obawiają się, że inwestycje na terenach, które błędnie zaliczone jako powodziowe, zostaną zastopowane do 2019 r., czyli aż do czasu aktualizacji map wynikającej z ustawy. Jednak Wojciech Sumisławski wskazuje wyjście z sytuacji. Jego zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, by inwestorzy występowali do dyrektorów Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej o decyzje zwalniające dane tereny z zakazu zabudowy. Samorządowcy jednak zwracają uwagę, że to i tak znacznie opóźni inwestycje. Przedstawiciele gmin się zastanawiają, czy problem map nie jest jeszcze głębszy. Chodzi o to, czy pozwolenia budowlane wydane przed kwietniem 2015 r. nadal są aktualne.
Kamil Wnuk z KZGW uspokaja. – Zgodnie z zasadą, że prawo nie działa wstecz, pozwolenia na budowę są nadal ważne – stwierdza. Zastrzega jednak, że w szczególnych przypadkach możliwe będzie narzucenie dodatkowych zabezpieczeń dla budynku, które powstaną na terenach zagrożonych powodzią.
Bez pieniędzy
Tymczasem brak planów może zablokować inwestycje przeciwpowodziowe w kraju. Plany ryzyka, w których są zawarte programy inwestycyjne na najbliższych sześć lat, zgodnie z unijnym harmonogramem powinny zostać przyjęte przez rząd do 22 grudnia 2015 r., a w marcu 2013 r. przekazane Komisji Europejskiej. Szanse na to są coraz mniejsze. Sytuację dodatkowo skomplikowały wybory parlamentarne.