Do sporów o drogi dołączył problem rzek. Resort środowiska chce je podzielić na rządowe i gminne. Władze lokalne nie chcą jednak płacić za utrzymanie grobli, rowów melioracyjnych czy stacji pomp.
Rząd – z własnej inicjatywy, lecz także w obawie przed unijnymi sankcjami – szykuje rewolucję w zarządzaniu wodami. Hamulcowym są samorządy, którym nie podobają się niektóre założenia.
Odpowiedzialność za gospodarkę wodną rozproszona jest między kilkoma ministerstwami (m.in. środowiska, rolnictwa i spraw wewnętrznych) a licznymi urzędami (regionalne zarządy gospodarki wodnej, wojewódzkie zarządy melioracji itd.). To utrudnia zarządzanie rzekami np. pod kątem inwestycji – są one nieskoordynowane i mogą prowadzić do spiętrzania rzek i lokalnych podtopień.
Już w zeszłym roku Komisja Europejska zagroziła Polsce, że jeśli nasz kraj dalej będzie tworzył regionalne (i przez to niespójne) plany zarządzania wodami zamiast ogólnokrajowych (co wynika z ramowej dyrektywy wodnej 2000/60/WE), nie przyzna nam pieniędzy na inwestycje przeciwpowodziowe w latach 2014–2020.
Remedium na te problemy ma być przygotowany przez resort środowiska projekt założeń nowelizacji ustawy – Prawo wodne. Jedną z najważniejszych zmian, które miałyby wejść w życie już od 2015 r., jest podział rzek na rządowe i samorządowe. Tymi pierwszymi opiekować się będą zarządy dorzeczy (dotyczy to m.in. Wisły, Odry, rzek granicznych i żeglownych), a drugimi – samorządy województw.
Gminom nie podoba się, że miałyby utrzymywać urządzenia melioracji wodnej szczegółowej, czyli np. rowy, część rurociągów, stacje pomp i groble (teraz robią to spółki wodne nadzorowane przez starostów).
Przeniesienie tego obowiązku na wójtów jako ich zadania własnego oznacza, że gminy będą ściągać opłaty od mieszkańców (właścicieli gruntów odnoszących korzyści z tych urządzeń). Samorządy przekonują, że już samo ustalenie opłat, nie wspominając o ich egzekwowaniu, będzie fikcją.
Jak wyjaśnia Związek Gmin Wiejskich RP (ZGW RP), urządzenia melioracji szczegółowych leżą w większości na gruntach prywatnych, cieki wodne nie zamykają się zaś w granicach gmin – a to znacznie utrudni ustalanie jednolitych opłat w danym rejonie.
– Znowu jesteśmy mamieni potencjalnymi dochodami. Niewykluczone, że koszty tego działania przewyższałyby możliwe dochody – dodaje Jerzy Zająkała, wójt gminy Łubianka i członek zarządu ZGW RP.
Ponieważ starostowie prowadzą zadania z zakresu ewidencji gruntów, gminy są zdania, że nadal to oni powinni się tym zajmować.
Ministerstwo Środowiska stawia sprawę jasno.
– W większości spółki wodne nie radzą sobie z egzekwowaniem opłat lub prac utrzymaniowych. Gminy mają odpowiednie narzędzia, aby móc pobierać, a w razie problemów egzekwować te opłaty – podkreśla Paweł Mikusek, rzecznik resortu.
Gminy postanowiły więc przy okazji ugrać coś dla siebie. Chcą, by rząd nieodpłatnie przekazywał im prawo do zagospodarowania atrakcyjnych turystycznie terenów przylegających do rzek i jezior.
„Stosowane obecnie zasady polegające na odpłatnej dzierżawie na okres 3–5 lat nie sprzyjają trwałemu inwestowaniu gmin w turystykę, szczególnie z wykorzystaniem funduszy UE” – tłumaczą samorządy z ZGW RP.
Wygląda na to, że wójtowie znów odejdą z kwitkiem.
– Sposób wykorzystania nieruchomości i cele ich przeznaczenia determinują, czy jest to przekazanie odpłatne (dzierżawa, najem), czy nieodpłatne (użyczenie) (...). Realizacja niekomercyjnych celów publicznych skłania do zawarcia umowy użyczenia. Jeżeli jednak gminy poddzierżawiają teren i pobierają z tego tytułu opłaty, Skarb Państwa ma prawo również uzyskać przychód z tytułu przekazania nieruchomości – przypomina Joanna Marzec, rzecznik Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Etap legislacyjny
Projekt w toku prac Rady Ministrów