Część miejscowości chce się wypromować dzięki uzyskaniu statusu kurortu. Liczą też na dodatkowe wpływy z opłat od turystów.
W roku wyborów samorządowych przybędzie uzdrowisk. Szansę na uzyskanie statusu uprawniającego do leczenia sanatoryjnego ma kilka kolejnych gmin. Dla samorządu bycie kurortem oznacza prestiż, a także realne wpływy od turystów i pacjentów do gminnej kasy. Mieszkańcy zyskują nowe miejsca pracy w usługach. Tracą tylko turyści, bo muszą więcej płacić za pobyt w takich miejscowościach, oraz potencjalni kuracjusze, bo nowe kurorty poza czystym powietrzem na razie nie mają im nic do zaoferowania.
W Polsce status uzdrowiska mają 44 gminy oraz kopalnia soli w Wieliczce. Od trzech lat do działalności leczniczej uprawniony jest też Latoszyn w woj. podkarpackim, który uzyskał status obszaru ochrony uzdrowiskowej. To oznacza, że ma podobne do innych kurortów uprawnienia i obowiązki, poza jednym. Dopóki nie stanie się pełnoprawnym uzdrowiskiem, nie musi mieć na swoim terenie sanatorium. W ślad Latoszyna idą następne samorządy. Ochroną uzdrowiskową zostały objęte w ubiegłym roku Skierniewice, w których odkryto solankę. Pozytywne decyzje ministra zdrowia otrzymały też Rogoźno koło Zgierza, Frombork i Miłomłyn koło Ostródy. Czekają jedynie na wydanie rozporządzenia Rady Ministrów przyznającego im status ochrony uzdrowiskowej. W kolejce czeka jeszcze pięć innych gmin: Czarny Dunajec, Łagów, Trzebnica, Łeba i Lidzbark Warmiński. Ten ostatni zasłynął w całej Europie dzięki swoim wodom geotermalnym o temperaturze tak niskiej, że trzeba je podgrzewać.

Przedwyborcza moda

Podobne zamiary ma wiele gmin. Świadczy o tym liczba samorządów ubiegających się o świadectwa klimatyczne oraz te potwierdzające posiadanie naturalnych surowców (wód leczniczych lub kopalin). Certyfikat klimatyczny w uprawnionych instytutach uzyskało 45 gmin, a ocenę właściwości leczniczych wód i kopalin – kilkanaście.
– Przed wyborami gminy bardzo się starają o uzyskanie statusu, bo dzięki niemu mogą się promować jako miejscowość uzdrowiskowa – komentuje Teresa Latour, kierownik Zakładu Tworzyw Uzdrowiskowych Państwowego Zakładu Higieny. Z doświadczeń instytutów wynika jednak, że po wyborach zapał niektórych samorządów mija.
– Mieliśmy już parę przypadków, że nowa ekipa po wyborach nie była zainteresowana kontynuowaniem starań poprzedników, bo uznała, że uzyskanie statusu będzie ograniczeniem, a nie szansą dla rozwoju gminy. Taka sytuacja miała miejsce np. w Głuchołazach, które tylko w nazwie stacji kolejowej zachowały słowo zdrój, choć nie są już uzdrowiskiem – podkreśla prof. Krzysztof Błażejczyk z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN.
Na obszarze gmin uzdrowiskowych nie mogą bowiem powstawać nowe inwestycje. Nie wolno tam uruchamiać nawet np. zakładów stolarskich.
Dlatego zdaniem ekspertów wszystkie nowe kurorty to tylko potencjalne uzdrowiska. – To, że mają np. odwierty wody leczniczej, nie oznacza jeszcze, że zechcą tam przyjeżdżać kuracjusze, aby się leczyć. Do prowadzenia uzdrowiska potrzebna jest odpowiednia infrastruktura. I nie chodzi tu o atrakcje turystyczno-rekreacyjne, ale przede wszystkim o zapewnienie warunków do korzystania z zabiegów zgodnie ze standardami – podkreśla Teresa Latour.

Poszukiwany sponsor

Samorządowcy nie kryją, że własne sanatorium to inwestycja przekraczająca ich możliwości finansowe.
– Potrzebne są wielomilionowe nakłady. Szukamy inwestora, który wybuduje na terenie naszej gminy szpital uzdrowiskowy – mówi Stanisław Siwkowski, burmistrz Miłomłyna.
Samorządy traktują przedsięwzięcie jako inwestycję w przyszłość. Liczą przy tym na realne zyski, które może im bardzo szybko przynieść uzyskanie statusu miejscowości uzdrowiskowej. Gmina, na terenie której znajduje się kurort, ma prawo do pobierania opłaty uzdrowiskowej. Zgodnie z obwieszczeniem ministra finansów w sprawie górnych stawek kwotowych podatków i opłat lokalnych samorząd może pobierać do 4,26 zł za dobę od jednej osoby przebywającej na obszarze uzdrowiska. Ponadto gminy otrzymują dotację z budżetu państwa w wysokości równej wpływom z tytułu tej opłaty w poprzednim roku. Atrakcyjnie zlokalizowane uzdrowisko może więc zapewnić samorządowi wielomilionowe wpływy. Przykładowo do kasy gminy Darłowo dzięki uzdrowisku Dąbki rocznie wpływa dodatkowo 3 mln zł (1,5 mln zł z opłaty uzdrowiskowej i drugie tyle budżetowej dotacji).
– Ponadto wymiernym zyskiem dla gminy jest to, że mamy turystów przez cały rok, a nie tylko w sezonie letnim. To przekłada się na wyższe lokalne podatki – podkreśla Radosław Głażewski, zastępca wójta gminy Darłowo.
Gminy, które uzyskają status obszaru ochrony uzdrowiskowej, na tak wysokie wpływy na razie nie mogą liczyć. Mają prawo do pobierania opłaty miejscowej za każdy dzień pobytu w celach turystycznych, szkoleniowych czy wypoczynkowych. Miłomłyn ustalił ją na 2,19 zł za dobę, a Zgierz – na 3,08 zł. Jednak miejscowości te odwiedza na razie niewielu turystów. Przykładowo w gminie Zgierz rocznie udziela się ok. 6 tys. noclegów. Wpływy z opłat wyniosą więc na początku zaledwie ok. 18 tys. zł. Lokalni włodarze liczą na to, że po uzyskaniu uprawnień miejscowości uzdrowiskowej przyjedzie do nich więcej turystów, będą potrzebne nowe usługi i tym samym szybko powstaną nowe miejsca pracy dla mieszkańców.

Masaże w hotelu

Dlatego większość miejscowości, które w przeszłości stały się uzdrowiskiem, walczy z determinacją o utrzymanie statusu. W ubiegłym roku zagrożone jego utratą były m.in. Dąbki, które nie wykorzystują własnych kopalin, tylko je sprowadzają, oraz Supraśl, który przez 10 lat funkcjonował bez zakładu uzdrowiskowego na swoim terenie. Gmina ratując się przed utratą uprawnień, w ubiegłym roku przekonała właściciela miejscowego hotelu do poszerzenia działalności o zabiegi rehabilitacyjne, masaże i kąpiele w borowinie.
– Zespół hotelowy został przekształcony w zakład przyrodoleczniczy i dzięki temu decyzją ministra zdrowia jesteśmy pełnoprawnym uzdrowiskiem – wyjaśnia Radosław Dobrowolski, burmistrz Supraśla.
Sanatorium – hotel nie ma jednak szans na kontrakt z NFZ. Jak podkreśla Jerzy Szymańczyk, prezes Unii Uzdrowisk Polskich, przed takim problemem w przyszłości mogą stanąć inni inwestorzy, bo pieniędzy na lecznictwo uzdrowiskowe w NFZ nie przybywa, a chętnych na nie jest coraz więcej. Bez kontraktu z NFZ nowe uzdrowiska będą kolejnymi zakładami SPA, a nie alternatywą dla kuracjuszy, którzy miesiącami czekają w kolejkach do sanatorium.
Ministerstwo Zdrowia nie zamierza w tym roku pozbawić żadnej gminy statusu uzdrowiska.
– Do końca I kwartału 2014 r. oczekujemy na sprawozdania dotyczące usunięcia niektórych nieprawidłowości – informuje Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy resortu.