Wojciech Wiewiórowski mówi, że w kilkudziesięciu gminach już stwierdził nieprawidłowości. Gminy domagają się na przykład danych dotyczących nazwy pracodawcy, źródeł dochodów czy stopnia pokrewieństwa ze współlokatorami. W skrajnych przypadkach urzędnicy domagają się nawet zaświadczeń ze studiów, wojska, szpitali czy zakładów karnych.
Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych mówi, że to nie do pomyślenia. "Dziwi nas, że niektóre gminy domagają się dat urodzenia, nazwisk rodowych, numerów PESEL, czy żądają numerów kont bankowych" - mówi Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Agnieszka Kłąb ze stołecznego Ratusza przyznaje, że zdarzają się takie przypadki. Do urzędu miasta docierają skargi od mieszkańców w tej sprawie. "Zdarzyły się w deklaracjach prośby o stopień pokrewieństwa osób, które mieszkają w lokalu. Bywało nawet, że pytano o wysokość zarobków. Tu na pewno przekroczono granice" - mówi rzecznik stołecznego Ratusza.
Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych obawia się, że w tej sprawie natrafił na wierzchołek góry lodowej. Dlatego zapowiada kontrole i zaapelował już do ministra administracji o dokładne przyjrzenie się tej sprawie.