W ustawie o utrzymaniu czystości oraz przygotowaniach gmin do wywożenia odpadów nie brakuje kuriozalnych rozwiązań, które mogą wywrócić sens całej rewolucji.
Na podstawie zgłoszeń od czytelników oraz własnych ustaleń przygotowaliśmy listę największych głupot towarzyszących zmianom.

1. Zaniżanie cen

Jeszcze niedawno obawialiśmy się, że opłaty za wywóz śmieci zostaną zawyżone przez branżę śmieciową. – Zgodnie z sugestiami wielu ekspertów realna wysokość stawki oscyluje pomiędzy 12 a 15 zł od osoby – twierdzi poseł Tadeusz Arkit (PO), przewodniczący podkomisji stałej ds. monitorowania gospodarki odpadami. Problem jest, tyle że odwrotny. Firmy tak zażarcie walczą o kontrakty z gminami, że proponują nierealne ceny. Rodzą się pytania, czy śmieci dalej nie będą lądować w lasach. Przykładowo w gminie Wieprz (woj. małopolskie) przetarg wygrała firma oferująca stawkę 3 zł od osoby za śmieci mieszane oraz 3,40 zł za segregowane. Firma zdeklasowała konkurentów, a gmina skłonna była podpisać z nią umowę. Ostatecznie do tego nie doszło. – Firma stwierdziła, że wzięła na siebie zbyt dużą odpowiedzialność i że chyba nie doszacowała kosztu usługi – usłyszeliśmy od jednego z pracowników urzędu gminy. Wybrano więc inną, oferującą stawki 5 i 10 zł.

2. Migracje za stawkami

Ustawa nie definiuje jasno pojęcia „mieszkaniec”. Dlatego osoby mieszkające w jednej gminie, a zameldowane w innej mogą swobodnie wybrać, z którą z nich będą się rozliczać za śmieci. Najlepiej z tą z niższą stawką. Może się okazać, że osoba w jednej gminie wytwarza odpady, ale za wywóz płaci innej. W gminie, w której faktycznie przebywa, deklaruje, że jest tylko okazjonalnie, a śmieci pozbywa się w lesie. W razie kontroli ma dowód, że za śmieci rozlicza się z inną gminą. Zjawisko to potwierdza wójt gminy Spytkowice (woj. małopolskie) Mariusz Krystian. Przyznaje, że łatwo „stać się mieszkańcem” jego gminy na poczet gospodarki odpadami. – Regulamin mówi, że mieszkańcem jest osoba przebywająca u nas co najmniej dwa dni w tygodniu. Wystarczą więc weekendy – mówi.

3. Deklaracja internetowa, ale z wizytą w urzędzie

Gminy domagały się umożliwienia składania deklaracji śmieciowych przez internet. Postulat uwzględniono w nowelizacji ustawy, która weszła w życie w marcu. Ale nie wszystkie samorządy podeszły do sprawy racjonalnie. W Warszawie i Radomiu złożenie deklaracji wymaga użycia bezpiecznego podpisu (z certyfikatem kwalifikowanym) lub profilu zaufanego e-PUAP. Nie obejdzie się bez wizyty w urzędzie. Są i dobre praktyki. Gdańsk wzoruje się bankowości elektronicznej. – Przed wysłaniem deklaracji należy założyć konto i podać numer telefonu lub e-mail. Na tej podstawie następuje weryfikacja osoby – tłumaczy Katarzyna Kaczmarek, rzecznik Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku.

4. Kapitalizm monopolistyczny

Wiele samorządów chce chronić swoje spółki komunalne i sprzeciwia się organizacji przetargów na wywóz śmieci. Biorą na siebie ryzyko, mimo że minister środowiska nazywa to łamaniem prawa. Ale kara jest śmiesznie niska – od 10 do 50 tys. zł. – Kary ma nakładać wojewódzki inspektor środowiska w drodze decyzji administracyjnej. Przysługuje nam więc odwołanie. Przy dobrych prawnikach sprawa będzie ciągnąć się ze trzy lata – mówi nam jeden z samorządowców.

5. Śmieciowa inwigilacja

Większość gmin już zebrała deklaracje od mieszkańców lub je rozesłała. Ale dopiero teraz dowiedzą się, jak powinny były je przygotować. Bo po skargach co do zakresu zbieranych informacji GIODO w tym tygodniu wyda opinię, w której określi zakres danych, jakie gminy faktycznie potrzebują w związku ze śmieciową rewolucją. Jeśli żądały za dużo informacji od mieszkańców, wojewodowie powinni blokować uchwały, w których określiły wzór deklaracji. A to cofnęłoby dziesiątki, jeśli nie setki gmin niemal do początku fazy przygotowań.