Rząd sięgnie do kieszeni koncernów wytwarzających miliony ton śmieci. Nowe opłaty sprawią, że recykling się opłaci. Eksperci sądzą, że zmiany przyjdą dopiero po wyborach.
Dyskusja nad kształtem nowego systemu ma się zacząć już w wakacje. Wtedy resort środowiska chciałby zintensyfikować prace nad pakietem ustaw, które wprowadzałyby rozszerzoną odpowiedzialność producenta (ROP). Chodzi o mechanizm, który nakładałby na firmy wprowadzające produkty w opakowaniach na rynek (np. sprzedające napoje w plastikowych butelkach) obowiązek większego partycypowania w kosztach późniejszego sprzątania środowiska i
recyklingu.
Dziś system wygląda tak – w pewnym uproszczeniu – że producenci w praktyce nie muszą specjalnie kłopotać się zagospodarowaniem
odpadów, takich jak np. folie aluminiowe, którymi owinięte są ich produkty, ani za to realnie płacić. I chociaż teoretycznie muszą je odzyskiwać z rynku, to w praktyce z obowiązków tych wielu z nich wykazuje się tylko na papierze.
UNIJNA STRATEGIA NA RZECZ REDUKCJI PLASTIKU I POLSKIE POMYSŁY NA NOWY SYSTEM ODPADOWY
/
DGP
W efekcie największy ciężar recyklingu spoczywa na samorządach. I to one będą w przyszłym roku rozliczane po raz pierwszy, czy wywiązały się z nowych wyśrubowanych poziomów recyklingu (50 proc.). Obecnie jesteśmy w połowie drogi, a za niewywiązanie się grożą nam kary.
Reforma konieczna…
Branża i
samorządy postulowały wdrożenie ROP od dobrych kilku miesięcy, kiedy to we znaki zaczęły dawać się drastycznie rosnące koszty odbioru i zagospodarowania nieczystości. Z szacunków Forum Gospodarki Odpadami wynikało, że obciążenie firm kwotą 2 gr od każdego opakowania zapewniłoby ponad 2 mld zł rocznie dodatkowych wpływów. Lokalni włodarze przekonywali, że taki zastrzyk funduszy mógłby uzdrowić rynek recyklingu, który – od czasu chińskiego embarga na śmieci z Europy – nie spina się finansowo.
Ministerstwo Środowiska podziela tę diagnozę. – W tej chwili mamy problem z ceną za skup surowców wtórnych w postaci folii, opakowań, butelek PET, makulatury, szkła. Obecna cena nie pozwala na ekonomiczny system zbiórki i stąd niestety wiele tych surowców nie trafia do recyklingu – wskazuje
Henryk Kowalczyk, szef resortu.
Odpowiedzią na ten problem ma być m.in. wdrożenie ROP. Zdaniem ekspertów to dobry znak, że rząd zaczyna przekuwać swoje deklaracje w czyny. Obawiają się jednak, że tak kompleksowa reforma, w którą zaangażowani będą wszyscy uczestnicy rynku, nie pójdzie łatwo.
…tylko jaka?
Dlaczego? Bo chociaż wszyscy w środowisku są zgodni co do konieczności wdrożenia ROP, to wątpliwości zaczynają się na etapie szczegółów i konkretów. Jak wskazuje dr Katarzyna Michniewska, prezes zarządu Eko Cykl Organizacja Odzysku Opakowań SA, główna oś sporu przebiega na linii: kto powinien przejmować
dopłaty od firm.
– Przemysł przekonuje, że to on jest właścicielem surowców zawartych w opakowaniach, które wprowadza na rynek, więc to jemu należą się dodatkowe wpływy. Gminy wskazują z kolei, że to one organizują system dla mieszkańców. Firmy obierające śmieci – że to one transportują odpady.
Recyklerzy zaś twierdzą, że gdyby nie oni, to nikt by nie przetwarzał odpadów. Organizacje odzysku – że to one rozliczają przedsiębiorców z opłat produktowych. Każdy ma swoje racje – mówi ekspertka.
Dodaje, że na Węgrzech w wyniku takich dysput i fiaska porozumienia wprowadzono ostatecznie system rządowy. Innymi słowy, całość środków została wchłonięta na bieżące wydatki budżetowe.
Najpierw dane
Ministerstwo nie zdradza, w którą stronę chce pójść. Podczas spotkań branżowych rządzący wskazywali, że rozważają m.in. system kaucyjny na wzór Niemiec, gdzie plastikowe butelki można wrzucać do automatów, zyskując na tym drobne sumy.
Już pewne jest jednak, że przed wprowadzeniem ROP ma zacząć funkcjonować Baza Danych o Odpadach (BDO), czyli narzędzie informatyczne, które ma uszczelnić rynek i zapewnić lepszy nadzór nad każdym transportem odpadów. Uruchomiono już pierwszy jej moduł, czyli rejestr przedsiębiorców. Wciąż jednak wiele firm się do niego nie wpisało – część dalej działa w szarej strefie, inne nie wiedzą o ciążącym na nich obowiązku ewidencyjnym.
Resort jest świadomy, że BDO nie działa jeszcze optymalnie. Z informacji DGP wynika, że na okres wakacyjny przewidziano już testy kolejnych systemów. Wszystko po to, by baza mogła zacząć w pełni działać od 1 stycznia 2020 r. A dopiero funkcjonująca BDO, która dostarczy wielu nowych informacji, jak wygląda odpadowy rynek, pozwoli wdrożyć bardziej skomplikowane mechanizmy ROP.
Innymi słowy, chociaż dyskusja nad nowym systemem ma się zacząć w wakacje, to prace nad stosowną ustawą najprawdopodobniej się przeciągną. W efekcie konkretne rozwiązania wejdą w życie zapewne dopiero po wyborach, najpewniej w przyszłym roku.
Czasu jak na lekarstwo
To szybko i późno jednocześnie. Samorządy już teraz mierzą się bowiem ze wzrostem cen wynikającym m.in. z rosnących opłat marszałkowskich i nowymi wymogami środowiskowymi, co w praktyce oznacza podwyżki dla mieszkańców. Do tego w najbliższych miesiącach we wszystkich gminach zacznie już obowiązywać selektywna zbiórka w podziale na pięć pojemników, co w wielu przypadkach również wywinduje koszty. Czas jest więc na wagę złota, a dodatkowy strumień pieniędzy byłby dziś dla samorządów (przy założeniu, że to do nich trafiłyby pieniądze) jak manna z nieba. Z tej perspektywy zmiany, które resort zapowiada, mogą być dla wielu włodarzy zbyt odległe.
Z drugiej strony, jak przekonuje Magdalena Dziczek, członek zarządu Związku Pracodawców Eko-Pak, w praktyce czasu jest mało. – Przeprowadzenie systemowej zmiany w pół roku nie jest możliwe zarówno ze względów organizacyjnych, jak i finansowych – mówi.
Zwraca przy tym uwagę, jak długo trwa ujednolicanie standardów selektywnej zbiórki, co od samego początku było zadaniem znacznie łatwiejszym niż przebudowa systemu pod pełne wdrożenie ROP. Przypomnijmy, że choć teoretycznie jeden standard zbiórki obowiązuje już od lipca 2017 r., to np. w stolicy podział na pięć frakcji wprowadzono – m.in. z powodu przepisów przejściowych – dopiero w tym roku.