Działania ratunkowe w razie klęsk żywiołowych czy dużych awarii są prowadzone doraźnie i po omacku. Do tego odpowiadają za nie nieprzygotowani merytorycznie pracownicy, którzy zajmują się zarządzaniem kryzysowym czy ochroną cywilną z doskoku, podczas gdy ich głównym zadaniem jest np. księgowość. Tak w skrócie wygląda ocena gotowości samorządów i administracji na wypadek kryzysu (np. nawałnic, powodzi), którą przedstawiła ostatnio Najwyższa Izba Kontroli.
Wzięła ona pod lupę m.in. pięć urzędów wojewódzkich, sześć starostw powiatowych i siedem urzędów gmin. I to w tych ostatnich było najgorzej – zarówno pod kątem przygotowania odpowiednich planów zarządzania kryzysowego, jak i ich późniejszej egzekucji. NIK zauważa, że żaden z 20 skontrolowanych dokumentów nie był rzetelnie przygotowany i kompletny. W ocenie izby były one często opracowywane metodą kopiuj-wklej, jakby chodziło tylko o wypełnienie ustawowych obowiązków i zgodność formalną, ale nic poza tym.
Najdobitniej ilustruje to przykład dotkniętej skutkami nawałnicy gminy Gniezno (woj. wielkopolskie). Wyniki kontroli wykazały, że gminny plan zarządzania kryzysowego był całkowicie nieadekwatny do jej potrzeb i realiów. W znacznym stopniu powielał on bowiem treść Planu Zarządzania Kryzysowego Powiatu Gnieźnieńskiego i nie zawierał m.in. aktualnych informacji o funkcjonującym na terenie gminy systemie ostrzegania ludności przy pomocy wiadomości tekstowych SMS.
Problemem okazało się nie tylko słabe przygotowanie planów, ale i realizacja zawartych w nich postanowień. Przykładowo, mimo wystąpienia okresowych przerw w łączności telefonicznej na niektórych obszarach powiatu dotkniętego przez kataklizm nie wykorzystano rezerwowego systemu łączności radiowej. Był on natomiast wskazany w planie jako instrument, po który w takiej sytuacji należałoby sięgnąć.
NIK podkreśla przy tym, że takie zaniedbania mogą nieść tragiczne skutki. Przypomina, że w wyniku nawałnic, które spustoszyły teren kilku województw w sierpniu 2017 r., życie straciły trzy osoby, a straty materialne przekroczyły 387 mln zł. Niewykluczone, że scenariusz ten byłby mniej katastrofalny, gdyby nie wystąpiły trudności w zlokalizowaniu obozu harcerskiego, a pomoc poszkodowanym przyszłaby szybciej. Tych problemów można byłoby zaś uniknąć, gdyby urzędy posiadały aktualne informacje o miejscach organizacji wypoczynku dla dzieci i młodzieży w obiektach używanych okazjonalnie oraz bez stałej infrastruktury komunalnej. Tymczasem taka informacja znajdowała się jedynie w bazie właściwego terytorialnie kuratorium oświaty – zauważa NIK.
Dodaje, że zawodzi również przepływ informacji między poszczególnymi jednostkami. Komunikaty Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej o zagrożeniu pogodowym przekazywane przez wojewódzkie centra zarządzania kryzysowego nie docierały ze szczebla starostwa do urzędów gmin. Nie pomagało m.in. to, że całodobowe dyżury w skontrolowanych urzędach pełniła niekiedy jedna osoba, która często nie była też należycie przygotowana merytorycznie do tej funkcji.