Rosnące ceny za zagospodarowanie odpadów skłaniają samorządy do źle rozumianych oszczędności i wybiórczego recyklingu. Część z nich zawiesza odbiór niektórych frakcji na czas zimy.
Potwierdzają się przewidywania ekspertów, że po wyborach samorządowych mieszkańcy będą musieli liczyć się z podwyżkami opłat za gospodarowanie śmieciami. Przez cały kraj przetacza się właśnie kolejna fala wzrostu cen, które – na mocy rozstrzyganych w ostatnich dniach przetargów – zaczną w pełni obowiązywać od stycznia przyszłego roku.
Co ważne, wzrost kosztów działalności dotyka w podobnym stopniu zarówno spółki gminne, które same organizują rynek komunalny, jak i prywatne podmioty wyłaniane w postępowaniach przetargowych. Na działalności jednych i drugich piętno odciskają bowiem rosnące koszty pracy, ale przede wszystkim wyższe opłaty środowiskowe i nowe ceny prądu.
Segregacja, koszty i wyższe opłaty za odpady / Dziennik Gazeta Prawna

Wybiórcza zbiórka

Część gmin próbuje nagiąć przepisy i decyduje się np. zaoszczędzić na transporcie odpadów, ograniczając liczbę kursów śmieciarek, które zamiast odbierać wszystkie kategorie odpadów, robią to wybiórczo.
Przykładowo gmina Luboń pod Poznaniem w oficjalnym komunikacie poinformowała ostatnio, że zmieniła regulamin utrzymania czystości w gminie i od 1 grudnia do 31 marca nie będzie odbierać odpadów biodegradowalnych. – Wynika to z tego, że zimą nie zbieramy liści – tłumaczy. To nie jest odosobniony przypadek. Odbiór odpadów jeszcze jesienią wstrzymały też gminy Mosina i Komorniki.
Uzasadnienia takiej praktyki najczęściej sprowadzają się do utożsamiania bioodpadów z pozostałościami po pracach w ogrodzie, np. liściach czy skoszonej trawie. Tymczasem za bioodpady uchodzą też m.in. resztki kuchenne, które zgodnie z przepisami powinny trafiać do specjalnych, brązowych pojemników.
Warto przypomnieć, że segregacja bioodpadów jest relatywnie nowym zadaniem gmin, które obowiązuje od stycznia br. na mocy ostatniej nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm.). Rzecz w tym, że regulacje te ustanawiają jedynie minimalne standardy dotyczące częstotliwości odbioru określonych frakcji odpadów. Są też na tyle nieprecyzyjne, że pozostawiają duże pole do interpretacji. Problematyczny jest m.in. art. 6r ust. 3b ustawy, zgodnie z którym: „Dopuszcza się zróżnicowanie częstotliwości odbierania odpadów (…) z tym, że w okresie od kwietnia do października częstotliwość odbierania zmieszanych odpadów komunalnych oraz bioodpadów (…) nie może być rzadsza niż raz na tydzień z budynków wielolokalowych i nie rzadsza niż raz na dwa tygodnie z zabudowy jednorodzinnej”. I dalej: „w przypadku gmin wiejskich oraz części wiejskiej gmin miejsko-wiejskich częstotliwość odbierania zmieszanych odpadów komunalnych oraz bioodpadów (…) może być rzadsza”.
Problem w tym, że ustawodawca nie zdefiniował już, co to znaczy „rzadko”. Jednocześnie – wbrew temu, co robią gminy – przepisy nie zezwalają na całkowite zaprzestanie odbioru bioodpadów.

Ceny rosną…

Jednym z powodów takich praktyk jest pogłębiająca się dysproporcja między możliwościami finansowymi samorządów a oczekiwaniami firm wywożących odpady. W gminach i miastach, w których ogłaszane są nowe przetargi na obsługę rynku komunalnego, oferty rozmijają się z budżetami średnio o 100 proc. (w rekordowych przypadkach są aż 2,5 razy większe).
Przekonali się o tym ostatnio włodarze m.in. Łodzi, Gorzowa Wlkp. i Tarnobrzega. W tym ostatnim przypadku najniższa oferta opiewała na kwotę ponad 30 mln zł. Tymczasem gmina zarezerwowała na odbiór, transport i zagospodarowanie odpadów tylko 22 mln zł.
Podobny rozjazd cenowy widać też w gminach wiejskich. Przykładem jest gmina Serock, gdzie w niedawno ogłoszonym postępowaniu wystartowała tylko jedna firma. Zaproponowała ona odbiór odpadów za blisko 4 mln zł. Z kolei urząd przewidział na ten cel 1,8 mln zł. Analogiczna sytuacja spotkała ostatnio też włodarzy w gminie Wieprz, gdzie najtańsza oferta w przetargu na wywóz nieczystości wyniosła 6,5 mln zł, podczas gdy za ostatnie lata kwota ta wyniosła 1,8 mln zł.
W równie kłopotliwej finansowo sytuacji mogą już wkrótce znaleźć się też gminy z województwa warmińsko-mazurskiego, od których śmieci przejmuje Zakład Gospodarki Odpadami w Olsztynie (obsługuje on 37 jednostek). Kierownictwo tej spółki komunalnej opublikowało niedawno projekt podwyżek cen na przyszły rok. Wynika z niego, że od stycznia taryfa wzrosłaby z 300 do 428 zł za tonę odpadów.

…i prędko nie przestaną

Jakie są przyczyny takich zwyżek? – Przede wszystkim rosnące ceny prądu, paliwa, a co za tym idzie – transportu odpadów, oraz wyższe niż w ubiegłych latach koszty pracownicze – wyjaśnia dr hab. Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej.
Potwierdza to Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi. – Przez pięć lat stawka opłat za śmieci nie była podnoszona. Teraz jesteśmy zmuszeni to zrobić, bo decyzją ministra środowiska wzrosła opłata środowiskowa. Wzrosły też koszty firm śmieciowych – mówi.
Nie zanosi się również, aby sytuacja miała się znacząco poprawić w nadchodzących latach. Zdaniem ekspertów obecny kierunek się utrzyma, a koszty utylizacji odpadów wzrosną jeszcze bardziej. Dlaczego? Jedną z przyczyn jest dyrektywa unijna, wedle której Polska ma dojść w dwa lata do recyklingu na poziomie 50 proc., co będzie dla nas nie lada wyzwaniem i pociągnie za sobą dodatkowe koszty po stronie gmin.
Pomóc nam zbliżyć się do tego celu ma procedowana właśnie nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która jest już na etapie prac w Stałym Komitecie Rady Ministrów. Tyle że zakłada ona m.in. wzrost stawek za odbiór śmieci niesegregowanych.