- PiS sprawi, że odejdą fachowcy, a w ich miejsce przyjdą ludzie miałcy - mówi Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, współautor reformy samorządowej.



Do korporacji samorządowych trafił projekt nowelizacji rozporządzenia w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych. Główna zmiana polega na obniżeniu widełek płacowych dla wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, starostów i marszałków. Jak pan się zapatruje na takie rozwiązanie?
Jest to działanie bezprawne, które narusza prawa nabyte. Co prawda radni mogą zmniejszać lub zwiększać w ramach tych widełek uposażenie samorządowych włodarzy, ale nie powinno się dążyć do obniżania tych kwot.
Z projektu nie wynika, kiedy obniżone płace samorządowców miałyby wejść w życie, ale rozsądek podpowiada, że od kolejnej kadencji. W takiej sytuacji trudno się zgodzić, że będziemy mieli do czynienia z naruszeniem praw nabytych.
Dla mnie wprowadzenie tych rozwiązań nawet od kolejnej kadencji będzie niczym innym, jak naruszeniem praw nabytych. Te propozycje przecież są niekorzystne dla samorządowców.
Większość ekspertów sygnalizuje, że płace są mało czytelne i należałoby je uprościć.
Powinniśmy, tak jak to jest w innych cywilizowanych państwach, utworzyć specjalną komisję, która co rok lub dwa ustalałaby stawki dla wszystkich pracowników budżetówki. Oczywiście, biorąc przy tym pod uwagę stan naszego państwa.
W takim razie można czy nie można obniżać pensje urzędnikom?
Można, ale gdy są ku temu merytoryczne przesłanki.
Czyli?
Załóżmy, że mamy światowy kryzys gospodarczy. Budżet państwa jest w kiepskiej kondycji. Wtedy, w ramach solidarności, pokusiłbym się o obniżanie pensji urzędnikom albo zamrożenie im płac, co zresztą miało już wcześniej miejsce. Nie można jednak tego robić, kiedy wszyscy zarabiają coraz więcej, a urzędnicy paradoksalnie, aby przypodobać się ludowi, będą zarabiać coraz mniej. To jest niezrozumiałe i bardzo populistyczne.
Grupa posłów PiS pracuje nad kolejnymi zmianami, które zakładają, że prezesi spółek nie będą zarabiać więcej niż ich właściciel czyli wójt, burmistrz, prezydent miasta. Patrząc na hierarchię stanowisk, to chyba właściwy kierunek?
Absolutnie nie. To jest dla mnie jakieś kuriozum. W gminnych spółkach komunalnych, w których pracuje często po kilkaset osób, nie powinno się nagle obniżać pensji np. z 20 do 10 tys. zł. Przecież to są menedżerowie, inżynierowie, którzy zgodzili się ponosić odpowiedzialność za prowadzenie takiego zakładu.
Autorzy projektu z PiS tłumaczyli mi, że to raczej miernoty, znajomi samorządowych włodarzy. Zwykłe pociotki, a nie żadni fachowcy....
Nie zgodzę się z taką opinią. Nie można na takie stanowisko wysłać przypadkową osobę bez kompetencji, bo tylko narobi długów. Obawiam się, że po tych zmianach trafią tam właśnie miernoty, które będąc związane z PiS i zadowolą się tymi 10 tys. zł pensji, bo na rynku nikt by ich za takie pieniądze z ich kwalifikacjami nie zatrudnił. Tymi zmianami PiS sprawi, że odejdą fachowcy, a w ich miejsce przyjdą ludzie miałcy.
Ograniczenia dotkną też pracowników samorządowych zatrudnionych w urzędzie. Nikt nie będzie mógł zarabiać więcej od szefa, czyli wójta lub burmistrza. Czy nie wydaje się panu, że tak powinna wyglądać hierarchia płacowa?
Jeśli chcemy, aby wójt, burmistrz lub prezydent zarabiał najwięcej ze wszystkich pracowników, to trzeba mu podwyższyć uposażenie, a nie obniżać pensje fachowcom i równać je do jego wynagrodzenia. To jest kolejny absurd. Tu trzeba wyznawać zasadę, że fachowiec, np. geodeta lub architekt, powinien w gminie zarabiać tylko nieco mniej niż na rynku w zamian za stabilizację. Nie musi tak jak w firmie walczyć o dobrą sprzedaż i wyniki finansowe. Ale nie można bezmyślnie im obniżać pensji, bo sobie pójdą z administracji. Przecież już teraz są trudności z ich pozyskaniem. Przestańmy się dziwić, że dobry urzędnik z wyjątkowymi kwalifikacjami zarabia więcej od swojego szefa, czyli prezydenta miasta. W Anglii szef administracji rządowej zarabia o 20 proc. więcej od premiera i wszyscy to akceptują. Premierów można mieć na pęczki, a takiego przywódcę od sprawnie zarządzanych urzędów trudno znaleźć. Jeśli te zmiany wejdą w życie, trzeba się liczyć z ogromnym paraliżem całej administracji samorządowej. Cały czas mam jednak ogromną nadzieję, że posłowie PiS się opamiętają.