Wójt, burmistrz, prezydent miasta, starosta i marszałek będą zarabiać najwięcej. Do ich uposażeń trzeba będzie dostosować pobory specjalistów i prezesów komunalnych spółek.
Grupa posłów PiS pracuje nad rozwiązaniami, które ograniczyłyby zarobki na kierowniczych stanowiskach w gminnych spółkach. Takie zmiany miałyby się znaleźć w ustawie z 3 marca 2000 r. o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1222 ze zm.).
Równanie w dół
Obecnie zgodnie z art. 8 pkt 2 tej ustawy maksymalnae ich wynagrodzenie miesięczne nie może wynieść więcej niż sześciokrotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, ogłoszonego przez prezesa Głównego Urzędu Statystycznego.
Dziś kwota ta to 4739,51 zł, a to oznacza, że miesięczne zarobki osób zajmujących kierownicze stanowiska w jednostkach podległych samorządom mogą wynieść maksymalnie 28,4 tys. zł. Posłowie PiS chcą wprowadzić zasadę, zgodnie z którą ich wynagrodzenie nie powinno być wyższe od miesięcznego uposażenia włodarza w danej gminie.
– Jeśli prezes dużej spółki wodociągowej w mieście zarabia dziś 28 tys. zł, to po zmianach będzie mógł liczyć może na 10 tys. zł. Przecież żaden menedżer nie zgodzi się za takie pieniądze zarządzać przedsiębiorstwem, które zatrudnia często kilkaset osób – oburza się Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu Związku Miast Polskich ds. legislacyjnych.
Z naszych informacji wynika, że nie tylko pensje prezesów spółek komunalnych mają być zrównane z pensjami włodarzy. Generalną zasadą ma być, że wszyscy pracownicy samorządowi, w tym ci zatrudnieni bezpośrednio w urzędzie, nie mogą zarabiać więcej od szefa, czyli wójta, burmistrza, prezydenta miasta, starosty czy marszałka województwa.
Wynagrodzenie pracownika samorządowego / Dziennik Gazeta Prawna
W rozporządzeniu Rady Ministrów z 18 marca 2009 r. w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1786 ze zm.) zrezygnowano z określania maksymalnych stawek wynagrodzeń osób zatrudnionych na umowie o pracę. Argumentowano, że samorządy dzięki tej zmianie będą mogły swobodnie decydować o zwiększeniu pensji i dostosować je do rynkowych wymagań.
Po zmianach, mimo że formalnie nie będzie maksymalnych stawek dla urzędników na etacie, to ograniczać je będą pensje gminnych włodarzy. Rozgoryczenia nie kryją samorządowcy.
– Za godną pracę należy się przyzwoite wynagrodzenie. Wielu naszych pracowników w ratuszu zarabia więcej od prezydenta, np. geodeci, architekci i inne osoby ze specjalnościami, które na rynku trudno znaleźć – mówi Ryszard Stefaniak, wiceprezydent Częstochowy. – Jeśli zostaną uchwalone takie ograniczenia, to będziemy musieli je wprowadzić, ale to może sparaliżować funkcjonowanie samorządów – przestrzega.
Podobnego zdania są inni włodarze.
– Po 16 latach bycia samorządowcem będę miał obniżoną pensję, choć wszystkim naokoło wzrastają, ale z tym się już pogodziłem – przekonuje Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli. – Tyle że po wprowadzeniu ograniczenia pensji do mojej wielu specjalistów odejdzie. Mogę wprawdzie na stanowisku prezesa zatrudnić hydraulika, ale kto weźmie odpowiedzialność za jego pracę? – alarmuje.
Samorządowcy przypominają, że przed rokiem o tej porze na skutek zmian przepisów ustawy kominowej, które obniżały uposażenia prezesów spółek państwowych, musieli też negocjować kontrakty z osobami zarządzającymi w gminnych przedsiębiorstwach.
– Negocjacje z szefami tych miejskich zakładów były trudne, a jeśli pojawią się kolejne zmiany, to nie wiem, kto będzie chciał pracować za takie pieniądze przy tak dużej odpowiedzialności. Dodatkowo będę musiał wypowiadać umowy urzędnikom, a przecież innych za niższe wynagrodzenie nie znajdę – mówi Marcin Zawiła, prezydent Jeleniej Góry.
– Już teraz naczelnicy zarabiają u nas tyle co wiceprezydenci, a ja niewiele więcej od nich. A po obniżkach będę miał mniej niż urzędnicy – dodaje.
Będzie porządek
Posłowie PiS uważają, że takie rozwiązanie porządkuje zasady wynagradzania w samorządach.
– Niech samorządowcy nie mydlą nam tu oczu, że w spółkach zasiadają wykwalifikowani prezesi – to dobrzy znajomi włodarzy i tyle. Nie może być tak, że prezydent miasta zarabia 10 tys., a prezes spółki dwukrotnie więcej. Zasadą będzie, że prezydent czy wójt będzie w gminie osobą, która najwięcej zarabia – mówi nam jeden z posłów PiS zaangażowanych w prace nad nowelizacją. – Wszystko wskazuje na to, że zaproponowany przez nas projekt ustawy pojawi się na najbliższym posiedzeniu Sejmu – dodaje i zapewnia, że to jest najlepszy moment na zmiany, bo samorządowcy nie będą chcieli tuż przed wyborami protestować, że mniej zarobią.
Nawet jednak w szeregach PiS pojawiają się wątpliwości.
– Wynagrodzenia prezesów spółek w Warszawie są zbliżone do maksymalnych stawek z ustawy kominowej. Kiedyś zarządzałem tego typu spółką i jeśli przy tak potężnym zakładzie miałbym zarabiać znacznie mniej, np. na poziomie 10 czy nawet 12,5 tys. zł brutto, co przewiduje ustawa o pracownikach samorządowych, to chyba bym się nie podjął – mówi jeden z posłów PiS.
To właśnie w art. 37 ust. 3 ustawy z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 902 ze zm.) jest zapisane, że maksymalne wynagrodzenie samorządowych włodarzy nie może być wyższe od kwoty bazowej określonej w ustawie budżetowej. Obecnie maksymalne wynagrodzenie wójta, burmistrza, prezydenta miasta, starosty czy marszałka nie może przekroczyć 12,5 tys. zł brutto.