Starzenie się populacji, odpływ młodych mieszkańców, a przez to brak inwestycji i rąk do pracy. To największe bolączki – a także wyzwania rozwojowe – małych miejscowości.
Do takich wniosków doszli naukowcy z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, którzy wzięli pod lupę sytuację gospodarczo-społeczną w ponad 900 miejscowościach. Z ich analiz jasno wynika, że w najgorszym położeniu są najmniejsze jednostki, przede wszystkim miasteczka zamieszkane przez mniej niż 10 tys. osób.
Co ważne, wyludnianie się i podupadanie lokalnych gospodarek to zjawisko, które dotyczy gmin w różnych częściach kraju. Jak przekonuje prof. Przemysław Śleszyński, główny autor ekspertyzy, najgorzej wypadły ośrodki położone peryferyjnie, nie tylko – jak się to utarło uważać – we wschodniej części Polski, czyli na Podlasiu i Lubelszczyźnie, ale także np. na środkowym Pomorzu, Mazurach, w Sudetach i na Mazowszu – wymienia ekspert.
Dla kontrastu, najlepsze wskaźniki gospodarcze osiągnęły miasta położone w strefach podmiejskich dużych aglomeracji. Przykładem mogą być podwarszawskie miejscowości: Ząbki, Łomianki i Piaseczno, które zajęły wysokie pozycje w zestawieniu PAN.
Gdzie leży więc źródło problemu? Zdaniem naukowców wspólnym mianownikiem dla wyludniających się gmin jest nie samo ich położenie geograficzne, lecz ogromna dysproporcja gospodarcza między nimi a większymi miastami. Genezy takiej polaryzacji należy zaś szukać jeszcze w czasach transformacji po 1989 r., kiedy to nastąpił gwałtowny upadek przemysłu – przekonuje PAN.
Nie bez znaczenia, zdaniem naukowców, jest też zbyt duże rozproszenie ludności i nieprawidłowy układ dróg, które tylko zwiększają koszty obsługi mieszkańców.
– Byłoby też pożądane, gdyby państwo miało politykę lokalizacyjną dotyczącą różnego typu instytucji, jak np. spółek Skarbu Państwa, która pozwalałaby pobudzić mniejsze ośrodki funkcjami administracji i zarządzania gospodarczego – podkreśla prof. Śleszyński.
W ocenie naukowców winny sytuacji jest także nieefektywny podział administracyjny kraju. – Według moich analiz województwa powinny być mniejsze, a szczebel powiatowy być może należałoby nawet zlikwidować – twierdzi profesor.
Dodaje, że jest inne rozwiązanie. Byłyby to jeszcze większe województwa, ale też i znacznie większe powiaty. – Być może optymalny byłby układ do 12 województw i około 100 powiatów – zastanawia się.
Naukowcy obawiają się też, że gminy, które nie radzą sobie z postępującą depopulacją – a przez to stają się coraz mniej wydolne – mogą zwyczajnie upaść. Alternatywą może być tylko nieuniknione łączenie mniejszych wsi w większe jednostki – przekonuje PAN.
Swoich obaw przed takim rozwojem wypadków nie kryją m.in. samorządowcy ze Związku Gmin Wiejskich RP. Przekonują, że dotychczasowe majstrowanie przy podziale administracyjnym gminy często tylko pogłębiało kryzys w jednostce.
– Na skutek zmian granic gminy niejednokrotnie tracą dochody z kopalni, elektrowni, oczyszczalni ścieków. I chociaż kwoty rzędu 1–2 mln zł nie są znaczące dla dużego miasta, to dla gminy wiejskiej mają ogromne znaczenie – mówi Marek Olszewski, przewodniczący ZGWRP.
Warto przypomnieć, że samorządowcy z najmniejszych ośrodków wciąż czekają na zapowiadany od dawna dokument strategiczny „Pakt dla obszarów wiejskich 2017–2020 (2030)”. Ma się w nim znaleźć pakiet działań skierowanych do obszarów zagrożonych trwałą marginalizacją, m.in. małych miast, wsi i osiedli popegeerowskich. Według zapowiedzi Krzysztofa Jurgiela, ministra rolnictwa, ma on zostać przyjęty przez rząd na początku przyszłego roku.