Specjalne biura, w których mają być zatrudnieni urzędnicy do obsługi radnych, nie sprawdzą się w małych gminach. I mogą stać się przechowalnią partyjnych kolegów.
Specjalne biura, w których mają być zatrudnieni urzędnicy do obsługi radnych, nie sprawdzą się w małych gminach. I mogą stać się przechowalnią partyjnych kolegów.
Pracownicy urzędu gminy, którzy będą wykonywać zadania organizacyjne, prawne oraz inne związane z funkcjonowaniem rady, komisji i radnych, będą tworzyć odrębną jednostkę organizacyjną w postaci wydzielonego biura. Ich pracodawcą będzie przewodniczący rady gminy. Takie zmiany pojawiły się w przygotowanym przez PiS projekcie ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych.
Zdaniem ekspertów nowa struktura jest niczym innym jak gabinetami politycznymi dla radnych. Przypominają, że kilka tygodniu temu posłowie Kukiz’15 przy poparciu PiS przeforsowali w Sejmie likwidację stanowisk asystentów i doradców dla wójtów, burmistrzów i prezydentów. W ocenie prawników tego typu zmiany mogą przysporzyć wielu problemów organizacyjnych i prawnych.
/>
Unikanie konfliktów
Zdaniem Łukasza Schreibera, posła sprawozdawcy z PiS, dla prawidłowego funkcjonowania rad konieczne jest wyodrębnienie biur ze struktur urzędu.
– Proponujemy, aby pracownicy urzędu gminy, starostwa powiatu czy urzędu marszałkowskiego, którzy wykonują zadania organizacyjne, prawne oraz inne związane z funkcjonowaniem organu stanowiącego, komisji i radnych, tworzyli odrębną jednostkę organizacyjną w postaci biura rady lub sejmiku. Zwierzchnikiem tych urzędników miałby być przewodniczący rady – tłumaczy.
Takie rozwiązanie popierają byli samorządowcy, którzy są związani z obecną ekipą rządową. – Starosta jest wybierany przez radnych, więc tam nie powinno być problemów i konfliktu. Ale często pojawiają się one w gminach, w których rada jest w opozycji do wójta, burmistrza czy prezydenta miasta. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, np. urzędnicy nie przekazują radnym zaproszeń na różnego rodzaju spotkania, nie wspomnę już o przygotowaniu uchwał. Generalnie urzędnicy mają przykazane, by maksymalnie utrudniać życie radnym – uważa Piotr Uściński, poseł PiS, były starosta wołomiński. Według niego nowy mechanizm sprawi, że organy stanowiące działały będą sprawniej.
Opozycja także nie przekreśla pomysłu PiS, ale wskazuje, że diabeł tkwi w szczegółach.
– Tego typu rozwiązanie nie jest złym pomysłem, bo obecnie mamy dysharmonię: prezydent zatrudnia i jest zwierzchnikiem dla pracowników biura rady. Obawiam się jednak, że radni z PiS będą tam lokować bez żadnych ograniczeń swoich ludzi – komentuje Mariusz Witczak, poseł PO i członek Rady Służby Publicznej.
– Z pewnością w nowelizacji należałoby dodać ograniczenie etatowe, tak jak to było w przypadku doradców i asystentów. Im liczniejsza gmina, tym więcej urzędników może być zatrudnionych w takiej kancelarii – dodaje.
Wielofunkcyjny urzędnik
Takie obawy pośrednio potwierdzają sami posłowie PiS. – Skoro przewodniczący rady jest pracodawcą dla urzędników zatrudnionych w biurze, to rzeczą naturalną jest, że to on będzie decydował, kogo i na jakie stanowisko przyjąć – przyznaje Piotr Uściński.
– Jednak z pewnością nie będą oni za każdym razem po wyborach samorządowych z dnia na dzień wyrzucani i zastępowani nowymi. A taka sytuacja była w przypadku asystentów i doradców, którzy wraz z odejściem wójta lub burmistrza tracili pracę – dodaje.
– Ten przepis może będzie przydatny w dużych miastach, w których do obsługi rady jest zatrudnionych kilku lub więcej urzędników. W małej gminie takie rozwiązanie jest nierealne i prowadzić będzie do marnotrawienia publicznych pieniędzy – oburza się Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. – W naszych samorządach urzędnicy zajmują się obsługą rady tylko dodatkowo, a na co dzień pracują w innych działach lub sekretariacie. Jeśli ten przepis wejdzie w życie, to pracownicy nowych biur przez większość czasu będą się po prostu nudzić, a pensje trzeba będzie im wypłacać – dodaje.
Wątpliwości co do tego pomysłu mają też prawnicy.
– Skończy się to tym, że w jednej gminie będziemy mieli dualizm zwierzchniczy. Dwóch szefów w jednym urzędzie – wójt i przewodniczący rady. Poza tym radni, którzy kandydują na to stanowisko, mogą nie mieć ani kompetencji, ani też motywacji, by dodatkowo być pracodawcą dla części urzędników – wylicza dr Stefan Płażek, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Trzeba pamiętać, że taki radny-pracodawca będzie podlegał wykroczeniom z art. 281 k.p., jeśli na przykład urzędnik ulegnie wypadkowi lub nie otrzyma odpowiedniego wynagrodzenia albo zostanie niewłaściwie ukarany. W takich sytuacjach radny może się spodziewać kary grzywny wynoszącej nawet 30 tys. zł – przestrzega Płażek.
Z tymi argumentami zgadzają się samorządowcy.
– Przewodniczący rady to funkcja społeczna i nikt nie będzie chciał sobie brać na głowę takiej odpowiedzialności. Poza tym należy pamiętać, że te osoby mają często rodziny i muszą wciąż pracować w swoich zakładach – mówi Marek Olszewski. – U mnie przewodniczący rady otrzymuje ok. 1,2 tys. zł diety, a projektodawca za dodatkową funkcję pracodawcy nie przewidział wynagrodzenia ekstra – dodaje.
Prawnicy i samorządowcy mają też wątpliwość, kto będzie właściwy do ustalania wynagrodzenia, a także przeprowadzania oceny okresowej i kierowania na szkolenia ze środków gminy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama