Z projektu nowej ordynacji przyszykowanej przez PiS wcale nie wynika, że zasada dwukadencyjności nie będzie działała z mocą wsteczną - wynika z ekspertyzy prawnej przygotowanej przez prof. Huberta Izdebskiego, jednego z twórców polskiej samorządności.

Kandydatem na wójta nie może być osoba, która została wybrana dwukrotnie na tę funkcję w wyborach powszechnych. Zakaz, o którym mowa w zdaniu pierwszym nie ma zastosowania do wyboru wójta dokonanego w wyniku wyborów przedterminowych - tak brzmi propozycja PiS zawarta w poselskim projekcie ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych (wprowadzającym także nową ordynację w najbliższych wyborach samorządowych).

Projekt, w zakresie dotyczącym dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, budzi poważne wątpliwości polityków - nie tylko opozycji, ale nawet z obozu Zjednoczonej Prawicy (m.in. wicepremiera Jarosława Gowina). Do tego chóru zaczynają dołączać także kolejni eksperci i autorytety prawnicze. Wśród nich właśnie znalazł się prof. Hubert Izdebski, współtwórca reformy samorządowej i autor projektu drugiej ustawy samorządowej dla Warszawy z 1994 roku. Dotarliśmy do ekspertyzy prawnej, którą prof. Izdebski przygotował na prośbę Unii Metropolii Polskich.

Ekspert wskazuje, że zasada forsowana przez PiS w obecnej formie może drastycznie ograniczyć prawa wyborcze. - Proponuje się - jako przesłankę wyłączającą - dwukrotny wybór na funkcję wójta, bez względu na to, czy nastąpił on na dwie kolejne kadencje, czy na jakiekolwiek kadencje. Oznacza to, po drugim wyborze, dożywotnią dyskwalifikację kandydata - wcale zresztą niewynikającą wprost z uzasadnienia [projektu ustawy - red.], a budzącą zasadnicze wątpliwości z punktu widzenia konstytucyjnych zasad dopuszczalności ograniczania wolności i praw człowieka i obywatela, w tym przypadku ograniczenia biernego prawa wyborczego oraz prawa dostępu na jednakowych zasadach do służby publicznej - stwierdza prof. Izdebski. - Jeżeli przyjąć, iż intencją projektodawców mogło być jedynie rozpoczęcie liczenia dwóch kadencji od kadencji zaczynającej się w 2018 r., stwierdzić należy, że intencja ta nie znajduje dostatecznego uzewnętrznienia w analizowanym przepisie projektu - dodaje ekspert. Ocenia też, że przepisy są sformułowane niejasno i niegramatycznie, co powoduje kłopoty z ich jednoznaczną interpretacją.

Jednocześnie prof. Izdebski nie podważa samej idei ograniczenia liczby kadencji. - Nie powinno przy tym ulegać wątpliwości, że w demokratycznym państwie prawnym dopuszczalne jest - w razie przeprowadzenia przekonywującego „rachunku aksjologicznego” - wprowadzenie ograniczenia liczby kadencji, jak i wszelkich innych ograniczeń biernego prawa wyborczego, tylko na przyszłość. Zasadę tę potwierdził sam ustawodawca konstytucyjny, gdy wprowadzone powołaną ustawą o zmianie Konstytucji z 7 maja 2009 r. ograniczenie biernego prawa wyborczego do Sejmu i Senatu nakazał stosować dopiero od kadencji następujących po kadencji, w czasie której ustawa ta weszła w życie.

Od wczoraj trwają prace nad projektem ustawy w ramach sejmowej komisji nadzwyczajnej. Posłowie PiS nie zgadzają się z argumentami, że projekt dopuszcza wdrożenie dwukadencyjności z mocą wsteczną (która skutkowałaby wycinką 2/3 włodarzy w przyszłorocznych wyborach). - Przepis dot. dwukadencyjności jest jasny, podobnie jak nasza intencja. Nie będzie dwukadencyjności liczonej wstecz. Jeśli ktoś na komisji zaproponuje poprawkę doprecyzowującą przepis zawarty w projekcie, chętnie taką zmianę wprowadzimy - deklaruje Marcin Horała z PiS.
Podczas dyskusji pojawiły się kolejne pytania dotyczące projektowanej dwukadencyjności. I tak np. poseł Tomasz Jaskóła z PiS dopytywał, czy po odbytych dwóch kadencjach samorządowiec będzie mógł zrobić sobie jedną kadencję „przerwy” i następnie ponownie kandydować. Choć nie wynika to wprost z projektu, posłowie PiS w rozmowie z nami twierdzą, że nie chcą dopuścić do tego, by w samorządach powstały pary typu „Miedwiediew-Putin”, gdzie włodarze rządziliby na zmianę i w ten sposób omijali przepisy ustawy. Najprawdopodobniej więc taki włodarz po odczekaniu jednej kadencji, będzie mógł kandydować, ale nie w samorządzie, w którym już sprawował urząd.\

ZAPOZNAJ SIĘ Z CAŁYM DOKUMENTEM >>