O problemach związanych z rozprzestrzeniająca się chorobą afrykańskiego pomoru świń rolnicy mówili w niedzielę na spotkaniu z okazji Święta Plonów w miejscowości Borki Kosy, zorganizowanym przez rolniczy OPZZ.
Członek zarządu OPZZRiOR (OPZZ Rolników i Organizacji Rolnicznych - PAP) Stanisław Pawluk, przewodniczący komisji łowieckiej Związku, podkreślił, że redukcja pogłowia dzików jest elementarnym warunkiem ograniczenia rozprzestrzeniania się ASF, natomiast prowadzenie polowań jest w Polsce bardzo zbiurokratyzowane, a myśliwi są zmuszani do wykonywania wielu zbędnych czynności.
Myśliwy, który wybiera się na polowanie, musi wpisać się do specjalnej książki ewidencyjnej i po jego zakończeniu powtórnie udać się do miejsca, gdzie ona się znajduje, aby wpisać wynik polowania. Upolowany dzik musi być odwieziony do chłodni, a myśliwy czeka na wynik badania mięsa. Jeśli do tej chłodni trafiają kolejne upolowane dziki, to z odbiorem trzeba czekać aż wszystkie zostaną przebadane. Bywa, że warunki w chłodni nie są właściwe i mięso traci na wartości – mówił Pawluk.
„Te wszystkie czynniki powodują, że ostatnio myśliwi zamiast intensywnie polować, mają polowania w nosie” – podkreślił.
Pawluk dodał, że wirusa ASF roznoszą też drapieżne ptaki oraz lisy, których jest bardzo dużo. Na skutek nacisków ekologów nie prowadzi się odstrzału ptaków krukowatych, a w przypadku lisów znaczne zwiększenie ich liczby zostało spowodowane przez rozrzucanie z samolotów szczepionek przeciwko wściekliźnie.
„Potrzebne są silne rolnicze naciski na władze, aby spowodować odbiurokratyzowanie polowań. Myśliwy ma mieć przyjemność, że idzie do lasu polować i ma być zachęcany do tego, by być tam jak najczęściej. Należy zredukować zagrożenie wywoływane przez ptaki drapieżne i zaprzestać szczepienia lisów” – powiedział Pawluk.
„Najskuteczniejsze byłoby oddanie gospodarki łowieckiej w ręce skarbu państwa, na wzór chociażby Stanów Zjednoczonych, gdzie myśliwy wykupuje sobie w odpowiedniku starostwa pozwolenie na odstrzelenie danego zwierzęcia i poluje. Nie musi się nikomu spowiadać, legitymować, bez biurokratycznej +kwitologii+” – dodał Pawluk.
Według szefa rolniczego OPZZ, Sławomira Izdebskiego, potrzebna jest zmiana prawa łowieckiego i powołanie państwowej agencji odpowiedzialnej za gospodarkę łowiecką.
„Proponujemy powołanie agencji rozwoju gospodarki łowieckiej, przejęcie całego majątku od Polskiego Związku Łowieckiego i rozpisanie przetargów na wydzierżawienie obwodów łowieckich. Wtedy dzierżawca obwodu byłby zobowiązany utrzymać pogłowie dzika na odpowiednim poziomie, żeby nie rozprzestrzeniała się choroba, a po drugie – dzierżawca obwodu płaciłby odszkodowania za straty wyrządzane przez dziki” – powiedział PAP Izdebski.
Zastępca mazowieckiego wojewódzkiego lekarza weterynarii, Anna Duras, podkreśliła znaczenie bioasekuracji gospodarstw, gdzie hodowane są świnie, w przeciwdziałaniu rozprzestrzeniania się ASF. „Bardzo ważny jest zakaz dostępu zwierząt dziko żyjących i zwierząt domowych do pomieszczeń, w których przebywają świnie” – powiedziała Duras.
Jeden z uczestników spotkania Dariusz Radzikowski, ze wsi Modrzew, powiedział PAP, że zmienił już produkcję w swoim gospodarstwie; nie trzyma świń, lecz bydło mleczne. Jego zdaniem działania władz w zwalczaniu ASF nie są właściwe.
„Rząd robi wszystko, żeby wygasić produkcję świń, a tu trzymanie świń jest tradycją. To jest sprzeczne z tym, co rząd mówi o zdrowym rolnictwie, zdrowej żywności, a ją eliminuje. Jeśli ja bym dzisiaj chciał trzymać na swoje potrzeby maciorę i kilka tuczników, to nie mogę, to jest wręcz przestępstwo. Tak nie powinno być” – powiedział rolnik.
Wirus ASF pojawił się w Polsce w lutym 2014 r. prawdopodobnie od chorych dzików, które przedostały się z Białorusi. Dotychczas odnotowano 185 ogniska u trzody chlewnej (z czego 81 w tym roku) w pięciu województwach: podlaskim, lubelskim, mazowieckim, warmińsko-mazurskim i podkarpackim oraz ponad 2,6 tys. ASF u dzików na terenie czterech województw: podlaskiego, lubelskiego, mazowieckiego oraz warmińsko-mazurskiego.
ASF jest niegroźny dla ludzi, ale przynosi znaczne straty gospodarcze, dotyczące zarówno produkcji trzody chlewnej, jak i poważne ograniczenia w produkcji i sprzedaży wyrobów z mięsa. Wykrycie wirusa w gospodarstwach wiąże się z usypianiem wszystkich zwierząt w danej hodowli oraz z ograniczeniami na obszarach je otaczających.