– Obecne rozwiązania powodują, że niektórzy pracownicy nie mają zapewnionej rekompensaty faktycznych wydatków, jakie ponoszą w związku z zagraniczną podróżą służbową – wskazuje Barbara Surdykowska z Biura Eksperckiego NSZZ „Solidarność”.
Nierówne zasady
Zastrzeżenia zgłaszane przez związkowców wynikają z art. 775 k.p. Zgodnie z nim w przypadku pracowników sfery budżetowej wysokość diet (i limitów pieniężnych na opłacanie noclegu) w podróżach krajowych i zagranicznych jest określona w przepisach wykonawczych. Rozporządzenie z 29 stycznia 2013 r. (Dz.U. nr 2 poz. 5) wskazuje, że dobowa dieta w delegacji krajowej wynosi 30 zł, a wysokość tej przysługującej w podróży zagranicznej zależy od tego, do którego państwa wysyłany jest pracownik (np. we Francji wynosi 50 euro, a w Wielkiej Brytanii – 35 funtów). W przypadku pracowników zatrudnionych poza sferą budżetową wysokość takich świadczeń określa się w układzie zbiorowym, regulaminie wynagradzania lub umowie o pracę (jeśli w firmie nie obowiązują układ lub regulamin). Postanowienia tych aktów wewnątrzzakładowych (lub umów) nie mogą jednak przewidywać diety niższej niż ta przewidziana w rozporządzeniu dla podróży krajowej (zarówno w delegacji krajowej, jak i zagranicznej). Tym samym pracownik zatrudniony poza sferą budżetową zgodnie z prawem może otrzymywać 30 zł za dzień delegacji nie tylko w Polsce, ale także np. w Szwajcarii, Szwecji czy Niemczech.
– To zbyt niska kwota. Koszty pobytu np. w krajach zachodnioeuropejskich są wyższe – wskazuje Barbara Surdykowska.
Takie rozwiązanie oznacza też znaczące zróżnicowanie sytuacji pracowników w zależności od tego, czy są zatrudnieni w sferze budżetowej czy też nie. Tym pierwszym za dzień pobytu we Francji będzie przysługiwać dieta w wysokości 221,5 zł (50 euro), a ci drudzy mogą otrzymać jedynie 30 zł (niecałe 7 euro). Dysproporcje te są jeszcze większe w przypadku państw o wyższych kosztach utrzymania się. Za dzień pobytu w Szwajcarii pracownik ze sfery budżetowej otrzyma prawie dwunastokrotnie wyższą dietę niż ten zatrudniony poza nią (352 zł do 30 zł).
– O zmianie tych przepisów można rozmawiać, ale kompleksowo, pamiętając o oszacowaniu kosztów, jakie zwiększą się po stronie pracodawców. Warto też wskazać, że jeśli pewne rozwiązania można wypracować w dialogu na szczeblu firm, w tym w układach zbiorowych, to nie ma potrzeby tworzenia regulacji powszechnie obowiązujących – tłumaczy dr hab. Monika Gładoch, radca prawny, kancelaria M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy, ekspert Pracodawców RP.
Na ostatnim posiedzeniu zespołu ds. prawa pracy RDS prof. Jacek Męcina, przewodniczący tego gremium (Konfederacja Lewiatan), zaproponował, aby w sprawie tej przeprowadzić szerszy dialog.
– Wydaje się, że powinniśmy zebrać się wspólnie z zespołem ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych. Zmiany w tym zakresie dotyczą bowiem nie tylko zagadnień z zakresu prawa pracy – wskazywał.
Delegowani i kierowcy
W zakresie należności za podróże służbowe związki postulują także zmianę przepisów dotyczących pracowników delegowanych oraz kierowców.
– W przypadku tych pierwszych chodzi o doprecyzowanie świadczeń, jakie takim osobom przysługują. Delegowanie ma stały charakter, trwa znacznie dłużej niż podróż służbowa – wyjaśnia Barbara Surdykowska.
Podkreśla, że choć obecnie pracodawcy ponoszą koszty związane z zakwaterowaniem i przejazdem takich osób, to nie jest jasne, kto ma finansować np. ich chwilowy powrót do domu (gdy np. odwiedzają rodzinę po kilku miesiącach pracy za granicą).
– Chodzi o to, aby wypracować pewne standardy delegowania – dodaje ekspert NSZZ „Solidarność”.
Z kolei w przypadku kierowców związkom zależy na wyłączeniu tej grupy zawodowej z przepisów o podróży służbowej i odrębnym określeniu świadczeń dla nich (uwzględniających specyfikę ich pracy). W praktyce bowiem ich profesja wiąże się z ciągłym byciem w podróży (praca ta na tym polega).
– Takie rozwiązanie oznaczałoby jednak wyłom w pojęciu podróży służbowej. Moim zdaniem kwestia specyficznych warunków pracy kierowców powinna być po prostu uwzględniona w wynagrodzeniu. Nie trzeba tworzyć kolejnych, odrębnych świadczeń – uważa dr hab. Monika Gładoch.